Niedzielny ranek był dla mnie idealnym dniem, gdy został spędzony z Atlantic'iem. Dzień jak dzień. Wstałem rano, zjadłem śniadanie, wykąpałem się. Spędziłem godzinę czasu z Helen i Revee. Następnie poszedłem do Atlantic'a. Wyprowadziłem go z boksu i zacząłem go czyścić porządnie niż sobie tego życzyłem. Atlantic już aż tak mi nie sprawiał kłopotów przy czyszczeniu kopyt... Może dlatego, że mi zaufał? Zapewne tak, co mnie niemiłosiernie cieszy z tego powodu. Bardzo cieszyłem się, że mogę zajmować się Atlantic'iem.
- Hej,gdzie jedziesz? - usłyszałem głos brata
- Jadę się przejechać, chcesz jechać ze mną? - spytałem
- A gdzie tam. Wolę tu zostać. - odparł i znikł.
Westchnąłem cicho i dosiadłem ogiera. Spokojnym krokiem opuściłem mury Akademii. Jechałem na początku w kierunku wsi, aczkolwiek w połowie drogi wystrzał z broni spłoszył Atlantic'a, który stanął dęba:
http://www.portel.pl/aktimg/duze/p379/php3AJOJK.jpg
Zrzucając mnie tym samym z grzbietu, a ogier sam gdzieś znikł za drzewami...
- Pięknie, jeszcze tego brakowało! - powiedziałem na wpół zły, a zmartwiony. Powoli wstałem, gdyż tyłek mnie strasznie bolał...
- Dobra, Cas... Musisz go znaleźć jak najszybciej...
Pobiegłem w kierunku wsi, a po dotarciu zacząłem wypytywać i opisywać Atlantic'a. Męczyłem i zadręczałem ludzi pytaniami, co i tak przynosiło marne skutki w mych poszukiwaniach. Nawet poprosiłem by jak by im się udało to na swoim podwórku zamknąć Atlantic'a i po mnie zadzwonić. Postanowiłem teraz w lesie poszukać go, a co było najtrudniejszym zadaniem ze względu na to, że las ma dużą powierzchnię, a Atlantic mógł być wszędzie. Westchnąłem ciężko, lecz nie miałem zamiaru się poddać. Wołałem go i nasłuchiwałem, czy nie odzywa się. Po dwóch godzinach się załamałem i opadłem na drzewo:
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjifBulfmPWMMVn5fM-zVrvaYrVrHlMTZIHI7iq2FygE0N9xi8RF_ei9yOSeLMPxm4EB_SNym83_HC8GLiY2gZh_wQpE2AsbvL8Jb_L9qqPnP0zCdmyPoyEVhNSMqrjUcXdnCU619WnxZI/s1600/tumblr_mlx5fhpJ241rj7xemo1_500.gif
Gdzie on może być? Cały czas się martwiłem, gdy usłyszałem rżenie. Natychmiast tam pobiegłem i zastałem dwóch ludzi, którzy próbowali na siłę Atlantic'a wepchnąć do wozu.
- EJ !!! - wrzasnąłem w ich kierunku i pobiegłem
Mężczyźni odwrócili się w mym kierunku i agresywnie się zachowywali.
- Ten koń należy do mnie - powiedziałem spokojnie
- Akurat. Znaleziony NIE KRADZIONY - podkreślił dwa ostatnie słowa napastnik
Westchnąłem ciężko i pogroziłem im policją, co nie dało żadnego rezultatu, a sprowokowało do wyprowadzenia ciosu w moją stronę. Uniknąłem ciosu z mej prawej strony i wyprowadziłem lewego sierpowego w stronę napastnika, miałem nad nimi przewagę, gdyż znałem sztuki walki, więc wiedziałem jak jednym ciosem pozbawić człowieka przytomności, co i w tym przypadku mi się udało.
- Wystarczy? - spytałem, gdy napastnik się podniósł
Jego kolega nie kwapił się z przyjściem z pomocą mu, a bardziej do ucieczki. Nie doszły agresor spojrzał na mnie spode łba i coś pomrukiwał, ale odszedł szybkim krokiem, a po chwili nie było ich już widać. Podszedłem do Atlantic'a i go pogłaskałem..
- Nie rób więcej czegoś takiego... Czy wiesz jak się martwiłem o ciebie? A poza tym mocni tylko w gębie byli - powiedziałem głaszcząc konia....
Odczekałem trochę czasu by Atlantic ochłonął, a potem go dosiadłem i ruszyłem cwałem w kierunku Akademii. Uznałem, że na dzisiaj mamy dość wrażeń jak na jeden dzień przejażdżki.
Dostajesz 20 pkt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)