Chłopak zrezygnowany zaczął siodłać Dreama. Stałam z boku i
się przyglądałam.
-Sorry, teraz to sobie tylko ty pojeździsz. Ja będę tylko
obserwować.- uśmiechnęłam się.
-Zero współczucia...
-Możliwe. Nawet bardzo.- nie ma jak pocieszyć drugiego
człowieka.
-Weźmiesz Melissę? Mam szansę by szybciej skończyć.- jego
wzrok mnie rozbraja. Chociaż... I tak nie mam co robić, a że pewnie zaraz mnie
zagonią do sprzątania stajni...
-Wisisz mi pizzę.- westchnęłam wchodząc do siodlarni.
Wodziłam wzrokiem w poszukiwaniu wieszaka z tabliczką "Melissa". Było
na nim siodło, czaprak i ogłowie. No dobra. To załatwione. Pozostało tylko ją
znaleźć.
-Noah!- krzyknęłam do chłopaka na placu wyglądając zza
stajni.
-No?
-Melissa jest w boksie?
-Nie na padoku! Powodzenia w łapaniu jej!- krzyknął
oddalając się i tym samym zakańczając naszą "rozmowę". Z
westchnieniem chwyciłam kantar z uwiązem i poczęłam szukać klaczy. Stała w
kącie pożerając kępki trawy.
-Melissa! Chodź tu!- kantar przecinał powietrze nad moją
głową. Mel co prawda tylko na mnie spojrzała kpiąco i uciekła na drugi koniec.
No nic... trzeba ją złapać. Uch... Pan "Starszy" mógł przynajmniej ją
sprowadzić do boksu. Połowa roboty byłaby załatwiona. A teraz? Ganiam w tę i we
w tę za wierzchowcem. Gdy w końcu dała się nabrać na marchewki mogłam
przystąpić dalej do działania. Jak najszybciej starałam się ją osiodłać. Po
kilku nieudanych próbach stanęłyśmy na placu i zaczęliśmy rozgrzewkę.
-Zgadnij ile ci to zajęło.- ten głos za chwilę mnie
doprowadzi do szału.
-No nie wiem.
-20 minut.
-I tak dobrze. Mogłeś przynajmniej ją sprowadzić!
-Wolałem patrzeć jak się męczysz.
-Ach tak?
-Tak.
-Poczekaj, aż wrócimy...- syknęłam zataczając woltę.
Noaś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)