sobota, 5 listopada 2016

Od Daniny do Marceline

Obudziłam się dopiero wtedy, kiedy słońce wysoko było na niebie. Znowu mnie budzik nie obudził... i do tego miałam dziś pójść na zajęcia z psychiatrą, które miały się zacząć o 10:30... a jest... 10:17...
Gwałtownie przeniosłam się z pozycji leżącej na siedzącą. Wodziłam oczami od okna do łóżka i z powrotem, a zdenerwowanie przyśpieszyło mi oddech. Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona, wzięłam pod pachę pierwsze lepsze ciuchy i kosmetyczkę w czarno-białe paski.
W łazience nie zdążywszy już się umyć, wymyłam się gąbka pod pachami i psiknęłam dezodorantem. Wiem, może to nie jest najschludniejsza metoda na "odświeżenie się", ale i tak jestem już spóźniona, a koniecznie muszę się tam zjawić - czekałam na te zajęcia cały tydzień.
Następnie po założeniu bielizny zaczęłam na siebie wsuwać szare dresy, z jednej ich strony widniał narysowany, przeze mnie, markerem gargulec, który ciągnął się przez całą nogę. Po drugiej stronie widniały przypadkowe teksty, które wpisywałam różnymi pisakami. Nie wyglądały one elegancko, no ale trudno. Potem szybkim ruchem założyłam zieloną bluzę z kapturem, a następnie zabrałam się za "maskowanie ran na ustach" - czyli nakładaniu szminki. Po ostatniej przygodzie w lesie z Faldo moje usta nadal się nie wyleczyły, miały jeszcze świeże krwawe strupy, a nie chce mi się słuchać nużących i tych samych pytań typu: Co tobie się stało w usta? Skaleczyłaś się?
Położyłam na nie krem, który lekarz mi przepisał na szybkie leczenie takich ran, a następnie dodałam do tego ciemną szminkę, wpadającą w odcień ciemnego fioletu. Zaczesałam standardowo włosy do tyłu i zerknąwszy na zegar, stwierdziłam, że za pięć minut zaczynają się zajęcia.
-Ch*lera! Muszę już wychodzić. Gdzie są te klucze? - zaczęłam przekopywać pokój w poszukiwaniu kluczy od pokoju i innych rzeczy, które leżały tuż pod moim nosem. Podnosząc głowę znad ulubionych zielonych galanów, które właśnie sznurowałam, chwyciłam klucze, torbę i wybiegłam z pokoju, zamykając (przed) drzwi na klucz.
Przemierzałam labirynty korytarzy zanim dotarłam na miejsce. Drzwi do sali były jeszcze otwarte, co oznaczało, że jeszcze wykładowca, nauczyciel, (czy coś w ten deseń), nie przyszedł.
Weszłam powoli do sali. Było w niej pełno nieznanych mi twarzy. Niestety prawie wszystkie miejsca były zajęte, prócz jednego na samej "górze". Skierowałam się schodami wzdłuż siedzeń poustawianych jak w kinie lub teatrze. W trakcie wchodzenia poczułam na plecach dotyk czegoś zimnego, obróciłam się gwałtownie, uderzając machinalnie. Cios trafił w ciało. Puszka napoju uderzyła o podłogę i potoczyła się, rozlewając po drodze brązowy, musujący kleisty płyn, który zaczął się staczać ze schodów. Usłyszałam za sobą chichoty dziewczyn. Odwróciłam się, aby spojrzeć na osobę, która wpadła na ten "śmieszny" pomysł.
Na samym środku stała roześmiana od ucha do ucha dziewczyna, z długimi blond włosami. Widząc mój wzrok, który spoczął na jej osobie, dziewczyna roześmiała się, unosząc ręce w geście poddania.
-Żartowałam. Przepraszam, Księżniczko Nerwusko z Nerwolandii.
-Bardzo "śmieszny" ten twój żart - rzekłam, nadal rozgniewana, a przy tym zażenowana. Poszłam dalej ignorując tę szczeniacką zaczepkę, słysząc jak jeszcze dziewczyna dostaje opieprz od (jak sądzę) nauczyciela.
-Bridget, po lekcjach masz to posprzątać.
Podeszłam do odosobnionego miejsca, gdzie siedziała dziewczyna z krótkimi, jasnobrązowymi włosami.
-Wolne? - spytałam dziewczyny, która coś rysowała w notatniku.
Zadrżała i skierowała swoje duże niebieskie oczy w moją stronę.
-T-Tak... Jasne... - wyjąkała zmieszana, przez chwile nie odrywając ode mnie wzroku, a tak dokładniej to od moich ubrań. Racja, moja odzież wyglądała nieco... sama nie wiem...
Zdjęłam z ramienia swoją wielką torbę listonosza. Przednia klapa była z ręcznie naniesionymi napisami po norwesku.
Zajęcia się zaczęły. W zasadzie były nudnawe niż się tego spodziewałam. Dopiero pod koniec zajęć się rozbudziłam, jak zresztą reszta obecnych tu ludzi.
-Zachęcam również do projektu: ,,mącznego dziecka''. Jest to projekt, w myśl którego uczniowie przez określony czas opiekują się lalką wypchaną mąką, traktując je jak dziecko. Ma skłonić nastolatków do refleksji nad problemem niechcianej ciąży.
Po sali rozniosły się chichoty.
-Bridget, czy chciałabyś się czymś z nami podzielić? - spytała srogo kobieta.
-I niby, co to ma wspólnego z psychiatrią? - spytała blondynka.
-Uwierz mi, że dużo. Zachęcam do tego projektu. Zgłaszać się proszę po dwie osoby na jedno takie "mączne dziecko''. Podczas tego projektu będzie trzeba opisywać jak przebiegał dzień z mącznym dzieckiem i inne rodzicielskie obowiązki. Osoby, które się do niego zgłoszą zostaną odpowiednio wynagrodzone i jeszcze raz zachęcam. Życzę miłego dnia. - skinęła głową, a na ten znak wszyscy ruszyli w stronę wyjścia.
Oczywiście ja postanowiła poczekać, aż reszta się ulotni, niż przepychać przez całą gromadę roześmianych dziewczyn i chłopaków. W zasadzie dziewczyna, z którą dzieliłam miejsce też nie miała zamiaru ruszyć się z miejsca. Skoro ona też to może warto byłoby się przedstawić.
-Jestem Danina, a ty? - podałam rękę w jej stronę.
-...
(Marceline? Wiem, mogłoby być lepsze :/)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)