Zmiąłem w ręce kartkę z adresem i włożyłem ją do kieszeni.
Nerwowo rozejrzałem się po ulicy, szukając środka transportu. Po chwili zza
rogu wyłoniła się taksówka. Wyciągnąłem rękę i po chwili pojazd zatrzymał się
przede mną.
- Dokąd jedziemy?- spytał kierowca.
- Na Caroline Street.- mruknąłem.
- Oczywiście.- taksówkarz uruchomił licznik i ruszył z
miejsca.- Nie powinien pan się kręcić o tej porze w tej okolicy.
- Dlaczego?- zapytałem, wyciągając zmiętą kartkę.
- Coraz więcej tu morderstw.- odparł.
Taksówkarze, jak zawsze optymistyczni!
====================
- Dwadzieścia dolarów.- uśmiechnął się taksówkarz,
wyciągając rękę do tyłu. Odliczyłem pieniądze, podziękowałem mu i ruszyłem w
stronę ciemnej uliczki. Jak się tego spodziewałem pod ścianą stał mój piękny
Chevrolet. Otworzyłem bagażnik i przejrzałem jego zawartość. Wszystko było na
swoim miejscu. Otworzyłem drzwi i usiadłem na miejscu kierowcy. Zajrzałem pod
fotel i wydobyłem walizkę z wszystkimi legitymacjami, oczywiście fałszywymi.
Również wszystko było. Szybko przeliczyłem pieniądze. Miałem ich wystarczająco
dużo, przynajmniej na jakieś pół roku. Odpaliłem silnik, przez chwilę
rozkoszując się cichym warkotem. Wyjąłem kartkę z kieszeni i spojrzałem na jej
treść:
,,Akademia Magic Horse- Floryda, niedaleko Miami, trafisz
sam. Będą na ciebie czekać do następnego tygodnia.
Pozdrawiam, Komisarz Coral.''
Westchnąłem cicho, czekał mnie co najmniej dzień jazdy. A
jeszcze przy okazji musiałem skoczyć do Nashville do siostry, po mojego
pięknego węża. Oparłem głowę na kierownicy, oddychając powoli. Podniosłem wzrok
i dzielnie ruszyłem przed siebie.
===strasznie dużo czasu później===
Podjechałem pod sam budynek. Droga trwała dwa dni z uwagi na
liczne wypadki na autostradzie. Spojrzałem na zegarek, była 6 nad ranem.
Wysiadłem z auta i wyciągnąłem walizki. Nie byłem pewien czy po dwóch
tygodniach na wolności to był dobry pomysł. Ale przecież nie jechałem aż z
Green Bay po to żeby się rozmyślić przed Akademią. Drzwi otworzyły się przede
mną. Stała w nich kobieta, w której rozpoznałem właścicielkę Akdemii.
- Dean Venenum. Czekaliśmy na ciebie.- uśmiechnęła się.
- Dziękuję.- skinąłem głową.
- Twój pokój ma numer 93, jest w Akademiku.- wskazała na
budynek obok, podając mi klucz.- Zajęcia już trwają ale z tego co wiem nie
przyjechałeś do nas z powodu koni, mamy nadzieję że jednak zaczniesz jeździć.
- Zastanowię się nad Pani propozycją. Dziękuję i do
widzenia.- odwróciłem się, zabrałem terrarium z wężem i skierowałem się w
stronę Akademiku. Otworzyłem drzwi i bez problemu wpadłem do środka. Ustawiłem
terrarium na parapecie i je otworzyłem. Wolałem żeby Scar miał jakąś swobodę.
Wrzuciłem walizki do szafy i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Po kilku
chwilach postanowiłem pozwiedzać teren. Wypadłem z budynku i skierowałem się w
stronę padoku. Biegało po nim kilka koni, które wypadałoby kiedyś naszkicować.
Usiadłem na jakimś delikatnym pagórku i rozejrzałem się po terenie. Po chwili
ujrzałem postać kierującą się w moją stronę. Podniosłem się gwałtownie z ziemi
i zmierzyłem osobę wzrokiem.
Ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)