Byłem zaskoczony tym że Irma i Alkatras znają się tak długo.
Może nie byłem zaskoczony, ale nie spodziewałem się tego. No więc myślę, że
strata takiego wierzchowca nie była by najmilszym przeżyciem. Podszedłem do
boksu Alkatrasa. Stała tam dziewczyna wtulona w sierść konia. Stanąłem obok
niej i powiedziałem:
-Ja też miałem kiedyś swojego konia- nie wiedziałem jak
zacząć.-Miał na imię Divo. Dostałem go jak miałem dziewięć lat, jako
trzyletniego, ledwo zajeżdżonego konia-mówiłem wszystko nie pokoleji.-Gdy Divo
miał dziewięć lat pojechaliśmy na jedne z wielu zawodów. Niestety podczas
rozgrywek padał deszcz. Miałem już nie startować, ale kilka startów przede mną
nawet nie kropiło, więc postanowiłem przejechać. Wszystko szło znakomicie, ale
przy skakaniu dubblebara lądując Divo poślizgnął się i wywrócił przez szyję. Mi
nie stało się nic, ale koń musiał pojechać do weterynarza. Okazało się że ma
naderwane dwa ścięgna i złamaną nogę. Trzeba było go uśpić-powiedziałem, a oczy
zaszły mi łzami.
Miałem nadzieję, że Irma tego nie zauważyła, ale nie byłem
tego do końca pewny. Odwróciłem się w stronę wyjścia do stajni. Przymknąłem
oczy, a po chwili z moich oczu zniknęły łzy. Odwróciłem się w stronę Irmy. całe
szczęście zdawało mi się że nie zauważyła chwili mojej słabości.
-Chyba czuje się już lepiej- zaczęła rozmowę Irma.
-W razie czego poprowadzajmy jeszcze go
chwilkę-zaproponowałem.
Dziewczyna przyczepiła uwiąz do kantara Alkatrasa i zaczęła
go prowadzać. Usiadłem na sianie. Po chwili zauważyłem że dziewczyna jest zmęczona
więc ja przejąłem Alkatrasa.
<Irma ?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)