czwartek, 3 listopada 2016

Od Edwarda C.D Alexandry

- Nawet jeśli cała akademia będzie się palić a ty będziesz mogła tylko pojechać ze mną? - spytałem.
- Nawet wtedy. - przyznała ze śmiechem. - To i to równa się ze śmiercią, ale spłonięcie wydaje się przyjemniejsze.
Prychnąłem jedynie dając znać Alex że definitywnie trochę za bardzo przesadza. Po chwili przekomarzania się, wreszcie mogła zejść ze mnie cała adrenalina dzisiejszego dnia. Ciemne gałęzie drzew były pełne kolorowych liści, choć pod osłoną wieczoru nie można było się nimi zachwycać. Była już godzina dwudziesta co oznacza że spędziliśmy dwie godziny ganiając Desperada po całym mieście. Teraz jednak ogier wydawał się być spokojny - prawdopodobnie dlatego że przestali puszczać fajerwerki ze względu na bezpieczeństwo pozostałych koni na pastwisku. Maszerował ze spuszczoną głową i pewnie gdyby nie to że szedł razem z nami i uważnie strzygł wokół uszami, można by było przysiąc ze śpi. Wera również była odprężona - dreptała cicho, raz po raz podnosząc lekko łeb kiedy słyszała jakiś dźwięk.
I tak dotarliśmy do bramy akademii - pomogłem Alexandrze zejść z Jutrzenki i kiedy sam z niej zszedłem, musiałem się aż o nią oprzeć - miałem na dziś zdecydowanie dosyć jeżdżenia na twardych grzbietach. Pogłaskałem jednak delikatnie klacz po chrapach.
- Dobrze się spisałaś. - pochwaliłem. - Zdecydowanie zasługujesz na dodatkową porcję owsa. To samo tyczy się oczywiście Werki, no i Dess`a za to że nie staranował aż tak wysokiej ilości ludzi. - Usłyszałem stłumiony śmiech dziewczyny, która zdecydowanie pragnęła przypomnieć że to właśnie dzięki ogierowi ma teraz staranowane plecy. Odwróciłem się do niej i podałem uwiąz Desperada uśmiechając się sztucznie.
- W nagrodę możesz go zaprowadzić na jego pastwisko. - Alex spiorunowała mnie znaczącym spojrzeniem, ale wzięła wierzchowca który wytarł się pyskiem o jej bluzkę, zostawiając przy tym długi ślad. Nie mogłem się powstrzymać i wybuchnąłem niepohamowanym śmiechem.
- To chyba miały być przeprosiny.
- Nie sądzę. - mruknęła Alexandra ale oczy błyszczały jej z rozbawienia. Poklepała rocky mountain`a po szyi i ruszyła na padoki. Ja sam najpierw zaprowadziłem hucułkę - przy tym dodając do jej żłobu smakołyka - a potem swoją klacz.
Sypnąłem jej trochę do wiadra, a ta rzuciła się do niego z nieukrywaną radością. Gdy skończyła ucztę wystawiła łeb z boksu i i uczciwie dała mi się pogłaskać.
- No panienko, mieliśmy dzisiaj bardzo ciekawy dzień, prawda? - cóż, kiedy rozmawiam z koniem czasem trochę łatwiej jest mi się wyciszyć. Mimo że klacz nigdy nie odpowiadała słowami, po prostu patrzyła na mnie znacząco albo odwracała się zadem by pochrupać świeże sianko.
Nagle usłyszałem jak ktoś wchodzi do stajni, więc odwróciłem się.
- Raczej na dzisiejszy dzień skończyły się nam pomysły na zrobienie czegoś głupiego, no chyba że coś ci do głowy wpadło. - zaśmiałem się, a Alexandra udała że się zastanawia.
<Alex? Sory, nie mam weny :cc>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)