Przewróciłem jedynie oczami choć jasne było że Alex tego nie widziała. Upadłem na łóżko i westchnąłem cicho. Ostatnie dni były nasycone tak dużą ilością wrażeń, że nie pogardziłbym chwilą lenistwa - wystarczy jeden dzień. Wiedziałem jednak że noce są po to żeby odpoczywać a dnie by żyć (ah, jakie złote słowa Edwardzie).
Kiedy już dziewczyna wyszła z łazienki i zakryła się kołdrą, sam wlazłem do oddzielnego pomieszczenia. W środku unosiła się przyjemna woń zapachowych świeczek, tak samo jak w salonie - wynikało z tego to że jeden z współlokatorów jest ich fanem. Zrobiło się tu również nieco puściej - zabrakło jednego ręcznika i jednej kosmetyczki. W dodatku zawsze zajęte łóżko było teraz idealnie pościelone i czekało na nowego właściciela. Ale nic nie można było na to poradzić - jedni odchodzą, drudzy przychodzą. Mnie również to czekało, jako że nie mogłem całego swojego życia spędzić w Akademii, chyba że doszedłbym do kadry ale nie było to moim życiowym celem.
************
Była szósta. Ah, czasem grafik bolał ale mój, Jutrzenki i Wery żołądek czekał a nikt nie naje ich za mnie. Dlatego zaraz po zjedzeniu śniadania które dzisiaj wydawało się wyjątkowo jałowe, automatycznie wsypałem owsa do żłobów Werki i Jutrzenki.
Zobaczyłem po chwili Alexandrę która machała do mnie z odległości akademika. Poczekałem cierpliwie aż przebędzie stosowną odległość i spytałem:
- To jak tam plany na tor crossowy? - uśmiechnąłem się radośnie. Cóż, przyda mi się nieco oddechu od zamkniętych placów. - Mam nadzieję że ci kręgosłup nie wysiądzie.
Dziewczyna machnęła tylko ręką i prychnęła.
- Gdzie tam! Mam plecy silne jak stal! - zawołała i potruchtała do stajni. Nie śmiałem już nic dopowiedzieć do jej cudnego argumentu i po prostu wlazłem do pierwszego lepszego budynku i o takiej samej wartości boksu. Mieszkańcem owego boksu okazał się nim nie kto inny jak wielmożna Rosabell, która o dziwo zarżała lekko na mój widok.
- Cześć kochana! - zaśmiałem się i wiedząc że nie skończy się to dobrze, zachowałem stosowną odległość ręki od jej pyska. - Dawno nigdzie razem nie byliśmy prawda?
Klacz dała mi swobodnie założyć ogłowie, jednak kiedy gotowałem się do założenia czapraka, coś mnie zatrzymało. Po co mam znowu wciskać się w to siodło? Pojedźmy na oklep!
Tak więc mój mózg zaakceptował ten nader wspaniałomyślny pomysł i wskoczyłem na goły grzbiet Bell. Cóż, nie należała do koni o najmniejszych kłębach, co mocno utrudniało jazdę jednak wolałem przenieść to na ostatni plan. Zacząłem szukać wzrokiem swojej towarzyszki która wyłoniła się ze stajni.
<Alex? Sorry że nie wyszło zbyt oryginalnie ._.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)