wtorek, 1 listopada 2016

Od Edwarda C.D Alexandy - zadanie 17

Blizna Alex nie wyglądała jakby po prostu spadła ze schodków czy oparła się o wystającą część płotu. Cóż, prawdopodobnie również nie była wspomnieniem od pazurów wściekłego yorka, ale z grzeczności nie pytałem. Nie byłem również uzdolnionym masażystą, ba, masowałem jedynie konie. Ale chyba Alexandrze to wystarczyło.
Po piętnastu minutach dziewczyna założyła bluzkę i zapatrzyła się w jakiś nudny film o... w sumie nie wiem czym, nie słuchałem. Zająłem się błądzeniem we własnych myślach i wspomnieniach. Dziwnie było teraz bez stresu chodzić wokół osób które zaledwie dwa miesiące temu byli niepewną nowością. Zyskałem tu znajomych czy przyjaciół - a nawet własnego wierzchowca, o którego tak błagałem przez kilka lat. Gdzieś głęboko czułem jednak że czekają mnie studia - i to nie wcale w dalekiej przyszłości. Będę musiał opuścić na kilka lat mój nowy dom, by zapuścić się w ten monotonny, dorosły świat. Nie chciałem już jednak zatruwać sobie tej spokojnej chwili - odpędziłem od siebie myśli i spytałem dziewczynę:
- Wiem że na razie masz po uszy koni, ale co powiesz na to żeby zabrać konie na spacer?
- Po uszy koni? Jesteśmy w jeździeckiej akademii kolego. - prychnęła i wyłączyła telewizor. - Czemu nie, bylebym nie musiała na nie wsiadać. Mój kręgosłup chyba tego wciąż nie wytrzyma.
Poszliśmy więc do stajni. Zatrzymałem się jednak po chwili, nie bardzo wiedząc w którą stronę iść - czy do stajni dla koni do opieki czy do prywatnej. Wera nie była na jeździe od dobrych czterech dni, jednak Jutrzenka była sportowym koniem i trudno jej było wytrzymać choćby dzień bez jazdy, a ja nie wsiadłem na nią ani dziś ani wczoraj. Postanowiłem więc chytrze wykorzystać Alex.
- Może weźmiesz Jutrzenkę? Mam dylemat życiowy, który z moich podopiecznych potrzebuje więcej ruchu. - zaśmiałem się. Dziewczyna przewróciła oczami i schowała dłonie w kieszeniach.
- Takiej okazji nie mogę przepuścić. - odpowiedziała i ruszyła do budynku. Ja natomiast po chwili znalazłem się przy huculce która z zaciekawieniem wysunęła pysk z boksu.
- Wybacz że musiałaś tu tkwić tak długo. - pogłaskałem ją po aksamitnych chrapach i wyciągnąłem kantar z uwiązem. - Ale chyba rozumiesz, te ludzkie sprawy, nie?
Oczywiste było że mało ją to obchodzi, ale czasem przyjemnie jest pogadać z takim kucem którego odpowiedź zawsze to: "Nic mnie to nie obchodzi".
Wyszedłem ze stajni, gdzie czekała już na mnie Alexandra z zaciekawioną Jutrzenką. Gdy do niej podszedłem, powiedziała:
- Ta twoja klacz, powinna chyba zostać tancerzem. - mruknęła ale poklepała delikatnie ją po szyi. - Nie można jej było założyć kantara bo skakała jak koza górska ze szczęścia.
Zaśmiałem się nieco złośliwie i pociągnąłem lekko Werę która z zainteresowaniem wyciągała łeb w stronę folblutki.
Ruszyliśmy na duży padok gdzie kręciło się kilka osób. Zmrużyłem oczy i wytężyłem wzrok by przyjrzeć się ich poczynaniom. Kilka ludzi - prawdopodobnie kilkoro uczniów i jeden nauczyciel - majstrowali przy fajerwerkach. Dopiero teraz sobie przypomniałem - niedługo miała być parada i wieczorem wystrzeliwali sztuczne ognie. A teraz zapewne je testowali.
Nagle do góry wyleciał promień ognia ze świstem demonstrując przed nami kolorowy pokaz. Zatrzymaliśmy się na bezpieczną odległość, jednak jak się potem okazało chyba należało odsunąć się o kilka metrów dalej. Gdy podpalali drugi, ten w ostatniej chwili przewrócił się, na nieszczęście w naszą stronę.
Fajerwerek wyleciał bokiem prosto na nas i choć wybuchł wcale nie tak blisko, to konie zarżały z przerażeniem. I te nasze i na mniejszym pastwisku nieopodal. Udało nam się przetrzymać klacze, jednak przy padoku nikt nie poustawiał ochrony żeby ktoś mógł tamte konie połapać. Dlatego gdy ujrzałem jak jeden z najbardziej przerażonych koni biegnie w stronę ogrodzenia, nawet się nie zastanawiałem - wskoczyłem na grzbiet hucułki i zawołałem do Alexandry:
- Ten koń za chwilę ... - w tym momencie, kopyta nieznanego mi z tej odległości wierzchowca uniosły się i po chwili znikł w gąszczach lasu, niesiony przerażeniem. - No właśnie. Musimy go poszukać, inaczej nikt za nas tego nie zrobi!
- Ale ... - zaczęła protestować, mając zapewne na myśli plecy. Uniosłem jedynie brew i westchnąłem z rezygnacją.
- Osobiście przysięgam że zamówię dla ciebie wizytę u masażystki w Miami, ale właź na tego konia! - krzyknąłem. Alex prychnęła tylko i gdy udało jej się wdrapać na grzbiet Jutrzenki, podjechała do mnie i trzepnęła w głowę.
- Poproszę również leczenie kręgosłupa. - warknęła ale w jej oczach tliły się radosne iskierki.
- A za to, proszę o nie zabicie mi rumaka.
- Zobaczymy. - uśmiechnęła się niewinnie. Pogoniłem Werę która ochoczo popędziła żwawym kłusem, który po chwili zamienił się w galop. Mimo tego mieliśmy trochę krótsze nóżki od folblutki więc mimo że Alex poruszała się szybkim kłusem byliśmy w tej samej linii.
<Alex? Do ciebie wybór należy który koń się wystraszył >

Dostajesz 30pkt

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)