Dziewczyna obdarzyła mnie piorunującym spojrzeniem, jednak nic nie mogło już mnie powstrzymać od budowy tego parkouru. Co prawda wymyślałem go na bieżąco, jednak kto by się takimi szczegółami przejmował?
Ciągnąłem drążki po ziemi pozostawiając za nimi głęboki ślad w piasku przez co po kilku minutach plac zamienił się w jeden wielki abstrakcyjny obraz.
Wsiadłem na klacz, która zajęła się właśnie podgryzaniem płotu i zagalopowałem na pierwszą przeszkodę którą okazał się szereg dwóch niskich krzyżaków. Po gładkim przeskoczeniu ich, skręciłem ostro w lewo by skoczyć nad okserem. Po tym były dwie stacjonaty i dziwnie ułożony krzyżak. Szczerze, nic specjalnego ale w mojej głowie ziała ciemna pustka, która w żaden sposób mi nie pomagała.
Ukłoniłem się na koniec Renee po czym zwolniłem miejsce na torze, zapraszając gestem ręki.
- Twoja kolej skoczku. - dziewczyna chyba powstrzymywała się od palnięcia jakiejś chamskiej riposty, za to zachowała dumne milczenie ukazując tym swoją zniewagę mym jakże nieodpowiednim zachowaniem. Ruszyła delikatnie swego wierzchowca, który skręcił ochoczo na parkour. Przeskoczyła pierwsze przeszkody z idealną gracją a i sam koń nie miał wiele wad w tej sprawie - skakał wysoko z dużym zapasem, wymierzając idealny środek drążka. W końcu nie bez powodu nosił imię Jumper - raczej nikt by nie wymyślił takiego imienia koniu który nie umie tego robić tak perfekcyjnie jak ten tu obywatel. Zresztą nie można mu było również odmówić urody - miał niezwykle gładką i jasną sierść, której nie dorównywała nawet Jutrzenka.
Renee przejechała ten parkour błyskawicznie i uśmiechnęła się do mnie złośliwie.
- Ucz się od mistrza, amatorze. - dziewczyna definitywnie pławiła się w swoim zwycięstwie nade mną. Nie mogłem jej na to pozwolić, ale nic nie przychodziło mi do głowy zawsze pełnej zemsty. Musiałem niestety odpuścić.
- Dobra, ale tylko ten jeden raz - westchnąłem. - Masz po prostu lepszego konia.
- Na konia lepiej nie zwalaj. - odpowiedziała głaszcząc po szyi szczęśliwego Jumpera.
Po chwili jednak rozdzieliliśmy się i zająłem prawą stronę placu. Robiłem wiele wolt i skrętów to z kłusa to z galopu, jednak nic to zupełnie nie zmieniło - Wera jechała idealnie wręcz zawodowo, a ja zaczynałem się nudzić. Plac niekoniecznie należał do moich ulubionych miejsc w akademii - zawsze kojarzył mi się z ujeżdżeniem, a do tej dyscypliny nigdy nie pałałem specjalnymi uczuciami.
Po pół godzinie już nie wytrzymałem. Florydzkie słońce wciąż nie dawało mi spokoju mimo że był już listopad. Męczyłem się w mgnieniu oka i chyba całe moje oszczędności wydawałem na litry wody. Zszedłem z hucułki i ruszyłem do bramy.
- A ty gdzie się wybierasz? - Renee podjechała do mnie kłusem.
- Zawołaj mnie jak to chole*ne słońce sobie pójdzie. - mruknąłem. - Dlaczego nigdy w jesień nie ma tu takiej ilości kolorowych liści a w zimie nie ma śniegu? Przecież to zupełnie nie fair!
- Naoglądałeś się zdjęć w Googlu? - prychnęła dziewczyna, zdejmując kask. - Sądziłam że już każdy po dwudziestu latach życia na Florydzie się przyzwyczaił, ale chyba bywają wyjątki.
- No widzisz, po 20 latach życia postanawiam się zbuntować. - oparłem się o płot powstrzymując klacz od obwąchiwania mi kieszeni. - Czy to nie jest fajne - taki biały lód jak w zamrażarce tylko na drzewach i na ziemi? Przecież to musi być super! W ogóle ciekawe jak smakuje taki śnieg...
- To idź do swojej zamrażarki i wyliż wszystko co się w niej znajduje. - zadrwiła, zeskakując z ogiera. - Na pewno będzie to niezapomniana przygoda.
Wymruczałem coś pod nosem o czym lepiej by dziewczyna się nie dowiedziała, i przywiązałem Werkę do koniowiązu.
- Poza tym znam te tereny jak własną kieszeń. Dlaczego nie możemy wyjechać gdzieś kiedyś za granicę? Na przykład na zimę. To by było coś - cała akademia na wakacjach w Europie.
- Ciekawe jakbyśmy się do samolotu zmieścili. - prychnęła zdejmując spocony czaprak i przecierając sierść Jumpera słomą.
I tak sobie marzyliśmy - a raczej ja marzyłem a Renee śmiała się z tych rozmyślań - tak długo aż nie wybiła obiadowa godzina. Wpuściliśmy zadowolone konie do boksów które od razu rzuciły się na swoje porcje owsa. My również ruszyliśmy na stołówkę walczyć o swój owies. Oczywiście nie było czasu na przebranie się z śmierdzących stajnią bryczesów, jednak zapach ten utonął w fali uczniów. Usiadłem przy stoliku pożerając obiad (w sumie nawet nie patrzyłem co to jest, zjadłbym w tamtym momencie konia z kopytami - rzecz jasna przysłowiowo) a potem czekając aż Renee skonsumuje swoje danie.
- Idziesz wieczorem w teren? - spytałem się jej odkładając tacę. - Mam chyba za dużo energii.
- A co, idziesz śniegu szukać? - zaśmiała się dziewczyna, ale po chwili dodała że pójdzie przypilnować mnie żebym przypadkiem się nie zgubił.
******************
Kilka godzin później, a dokładnie o szóstej ruszyłem do stajni, tym razem prywatnej. Piętnaście boksów, zazwyczaj wypełnionych teraz było puste. Została jedynie moja klacz, Cortes C, Alkatras, Mexico i jeszcze jeden koń którego nie znałem. Cóż, był poniedziałek i wiele osób zaczynało ten tydzień od treningów, to na ujeżdżalniach to w terenie.
Podszedłem do Jutrzenki, która wystawiła pysk i zarżała cicho. Pogłaskałem ją po kości nosowej i spytałem:
- Mam nadzieję że nie zrobisz mi żadnego numeru, jako że idziemy na plażę, a wiem że nigdy tam nie byłaś. - ruszyłem do siodlarni, gdzie już na pierwszy rzut oka widziałem swój osprzęt, który od niepamiętnych czasów nie widział przyrządów do czyszczenia. Cóż, będzie trzeba się zaszyć w tym pokoju i porządnie wyszorować zmaltretowane siodło.
Zdjąłem jej poprzednio czysto-białą derkę, która teraz była maziana błotem. Ahh, był to spory błąd by dać jej tak jasną derkę, jednak poprzednie dwie były podniszczone i poocierane. Najwyraźniej zakupy też mnie czekały.
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/15/10/63/15106313104350958f2cff1c1c4bec75.jpg
Już po chwili jednak była gotowa, z pięknymi granatowymi owijkami i tego samego koloru czaprakiem. Gdy wsiadłem na nią na dziedzińcu, o dziwo zobaczyłem Renee, wyłaniającą się z czeluści stajni. Siedziała na nowej klaczy Red Velvet. Ostatnio doszły mnie słuchy że dwa dni temu doszło sześć nowych koni do akademii i to pewnie była jedna z nich.
Klacz mimo że stępowała, miałem wrażenie że za chwilę zacznie galopować jako że jechała niezmiernie żwawo w moją stronę.
- Widzę że poszalałaś. - zaśmiałem się, patrząc jak Velvet obwąchuje z zaciekawieniem niewzruszoną Jutrzenkę.
- Ktoś musiał na nią wsiąść. - wzruszyła ramionami. - To jedziemy? Dłużej już jej nie powstrzymam przed wypruciem do przodu.
Pojechaliśmy więc w przez las i mimo że na początku było założenie jechania obok siebie, klacz Renee ciągle wysuwała się na przód i po chwili byłem zmuszony ustawić się za nią. Był środek jesieni - oczywiście bez tych wszystkich pomarańczowych liści, lecz nie śmiałem tego wspomnieć. Przewinę wam trochę tej jazdy, jako że nie było tam nic ciekawego - trochę przekomarzania się, trochę kłusu i galopu... Żadnych przygód.
Aż do czasu kiedy wjechaliśmy na plażę.
Oba konie były bardzo zaciekawione jasnym piaskiem i błękitnymi falami. W końcu Red Velvet trochę przystopowała jako że bardziej skupiła się na oględzinach terenu niż utrzymywaniem prowadzenia. Jutrzenka również nie przejmowała się swoją prędkością - z postawionymi uszami oglądała każdy ruch morza. Wiedziałem że za kilka tygodni będzie patrzeć na nie z takim samym brakiem zainteresowania jak na drzewa, ale teraz pozwalałem się jej cieszyć nowym zjawiskiem.
Ten spokój nie trwał jednak długo - usłyszałem głośny strzał. Na początku konie po prostu poderwały łby w stronę linii lasu, ale po kolejnych trzech strzałach zaczęły wpadać w większą panikę niż my. Red zarżała głośno i zaczęła galopować do przodu nie dając się zatrzymać, byle jak najdalej od tego okropnego dźwięku. Foblutka zareagowała zdecydowanie inaczej - postanowiła najpierw pozbyć się zbędnego ciężaru z grzbietu, mieszając również próbę obrony przed strzelaniną i podniosła przednie kopyta do góry. Mógłbym przysiąc że stała niemalże w pionie i mimo że próbowałem przycisnąć ją do ziemi nic sobie z tego nie robiła. Dopiero po chwili zaczęła lądować kopytami na piasku, pozbywając mnie tym równowagi. Zleciałem z siodła i poczułem piekący ból w głowie. Mimo tego wciąż widziałem wszystko co się dzieje wokół: Jutrzenka pocwałowała głęboko do lasu, niestety nie za Renee. Potem usłyszałem kolejny głuchy strzał i zza drzew wyleciał klucz kaczek niszcząc idealny błękit nieba.
<Renee? Próbowałam coś wymyślić, ale nwm czy mi wyszło xP>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)