Jechaliśmy w błogiej ciszy. Alladyn strzelał ładnie zadem. Mój Dracul rozpędził się do cwału. Dobrze, że jechałam na oklep. Zsunęłam nogi i chwyciłam się grzywy Draculi. Lekcje woltyżerki się przydały. Stanęłam na zadzie.
-I co? Nie jestem gorsza.- powiedziałam.- Dracul. KŁUS.
Dracul zatrzymał się do kłusa. Usiadłam znów na koniu.
-Nieźle. Ale nie możesz się bać. Koń to czuje. I możesz go tym zdenerwować.- powiedział Abihraj.
-Wiem, wiem. Ale w cwale nigdy jeszcze nie stawałam na koniu. –powiedziałam
-To wyjaśnia twoje dygotanie.- na twarzy chłopaka pojawił się miły skurcz.
Dojechaliśmy do akademi po czym umówiliśmy się na jazdę o 14.00. Następnego dnia poranek był taki sam jak zwykle.Śniadanie. Karmienie koni. I wreszcie doczekałam się 14.00. Tym razem na przejażdżkę zabrałam Rosabell. Gdy podeszłam do jej boksu klacz przyglądała się mi jakbym była jakimś wymarłym gatunkiem. W końcu weszłam do jej boksu i wyczyściłam ją. Założyłam ogłowie i poszłam na plac. Tam czekał już Abihraj z Alladynem.
<Abihraj?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)