środa, 2 listopada 2016

Od Holiday - zakup konia

Siedziałam w samochodzie obok Sydney, która piszczała jak głupia.
- Wiesz, jaki ten koń jest śliczny?! A jakie ma śliczne imię! – była taka podekscytowana, że gdyby nie istniało coś takiego jak pas bezpieczeństwa leżałaby teraz na ziemi.
- Ty przecież nie lubisz koni.
Tylko Shana rozumiała mnie w tej kwestii. O Sydney nawet nie było mowy.
 - Co z tego? Ta od razu podbiła moje serce.
- Uważaj, bo jak twój chłopak się o tym dowie to na pewno z tobą zerwie – mama zaśmiała się. Od początku podróży milczała, dopiero teraz się odezwała.
- Przypominam, że to ma być koń dla mnie, a nie dla Ciebie – wtrąciłam się. Siostrze zrzedła od razu mina.
Sama byłam bardzo podekscytowana perspektywą, że dostanę własnego konia, ale to, jak się zachowywała Sydney było przesadą, jasne, gdyby to był jej koń mogła by się tak bardzo cieszyć… Nieważne.
- Jesteśmy! – zawołała wesoło mama. Sydney, aż wypadła z samochodu.
Ja również byłam podekscytowana, ale nie okazywałam tego aż tak jak siostra.
Sydney pośpiesznie pobiegła mi pokazać klacz, a rodzice poszli do biura stadniny.
- To ona – wskazała mi klacz po krótkim marszu.
Miała rację – zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia.

~~*~~

Znów siedziałam w samochodzie i wprost nie mogłam uwierzyć, że jedziemy do Akademii. Z koniem. Moim koniem. Po tej pierwszej wizycie jeszcze kilka razy odwiedzałam klacz. Z weterynarzem i bez. Ale w końcu ona była moja. Sydney, mój konik.
Wreszcie dojechaliśmy do  Akademii. Wyskoczyłam z samochodu i po chwili już stałam z Sydney przed stajnią.
- Witaj Sydney. Witaj w Twoim nowym domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)