piątek, 25 listopada 2016

Od Lily C.D Irmy

Po nieco dłuższej rozmowie z leśnikiem burza ucichła.
-No dobrze. Będziemy się już zbierać, dziękujemy jeszcze raz, że pan pozwolił nam tu przeczekać.- zbliżałyśmy się do drzwi.
-Nie ma sprawy. Miło mi było was poznać, a teraz już... Ja też idę. Tak więc do zobaczenia.- uścisnęliśmy sobie dłonie i zmieniłyśmy cel na "stajnia". Kopytne sobie pałaszowały siano w tym momencie. Nie było większych problemów z osiodłaniem ich, a raczej z wyciągnięciem ich na mróz. Wszędzie było biało. Gdy w końcu udało nam się mogłyśmy spokojnie wracać. Jeszcze raz pożegnałyśmy Gordona i ruszyłyśmy kłusem do domu. Teraz przynajmniej wszystko było widoczne.
-Irma, przejeżdżamy przez ten most nad rzeką? Będzie szybciej.- zapytałam przy rozwidleniu dróg.
-Czemu nie. Jeżeli nie jest oblodzony to nie widzę przeciw wskazań... Tylko... Kompletnie straciłam orientację. Gdzie my jesteśmy?
-Jakieś 20 km od akademii. Jedźcie za mną.- odpowiedziałam i dodałam łydkę na rozbudzenie Moon. Może to był błąd? Może była za mocna? A może to Moon była pobudzona? W każdym razie ruszyła z kopyta przed siebie dzikim galopem. Niestety nie przewidziała, że pod spodem jest lód. Skąd mogła to wiedzieć. Wpadła w poślizg i przewracając się upadłam razem z nią na twardą ścieżkę. Zdezorientowana klacz zaczęła się przewracać na moją stronę. Nie miałam siły nic zrobić. W jednej chwili poczułam przerażający ból, szczęk łamanej kości, rozlewającą się krew, rżenie mojej ślicznotki, krzyk dziewczyn... I tak po prostu ciemność. Tą samą przerażającą ciemność co kilka lat temu... Może to mój koniec? Nie myśl. Śpij... Śpij...

Irma? xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)