Budzi mnie jak zawsze szorstki, mokry jęzor Abigail. Taki naturalny budzik, i przy okazji wiem, że Abi nic się nie stało po nocnej wędrówce. Poprawiam mój fryz i popędziłam do stajni.
- Cześć, Ozyrysku! – wołam na widok kudłatego kuca islandzkiego. – Może coś poćwiczymy?
Jak tu przyjechałam, poczułam do tego konika wielką sympatię, ale ta sympatia słabnie. Coraz częściej jeżdżę na innych koniach, a jego coraz częściej nie ma w stajni. Ale dzisiaj jest, coś muszę z nim zrobić. Przypominam sobie Luckiego, konia, którego poznałam w wakacje, i nie są to miłe myśli.
- Chodź, Ozzi, będziemy ćwiczyć skoki na oklep na parkurze, dobrze? – próbuję zapomnieć o tamtym wydarzeniu. Kilka szybkich ruchów szczotką i kucyk jest czysty. Zakładam mu ogłowie i po chwili idziemy w kierunku parkuru. Po szybkiej rozgrzewce możemy zaczynać, kieruję go na pierwszą przeszkodę. To normalna stacjonata, bułka z masłem. Dalej okser – też świetnie sobie radzimy. Nagle Ozzi gwałtownie rusza cwałem, musiał się czegoś przestraszyć, najpewniej ktoś przechodził koło hali. Teraz czuję, że lepiej jednak byłoby wziąć siodło. Powoli zsuwam się z przestraszonego kucyka, i – nastaje ciemność.
***
- Nic ci się nie stało? – słyszę czyiś głos.
<Ktoś? Nastał nagły brak weny, niczego lepszego nie mogę wymyślić
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)