piątek, 21 lipca 2017

Od Archiego C.D Cheryl

Klatka Cheryl ciągle unosiła się w niemiarowym tempie, z resztą tak samo jak moja. 
- Śmieszne - powiedziała. - Jeszcze kilkanaście godzin temu nazywałeś mnie dziwką, a teraz sam ze mną uprawiałeś se'ks, chyba nawet Ci się to podoba, nieprawdaż? - Dokończyła i sięgnęła dłonią po biały biustonosz, leżący tuż za materiałem mojej bluzy, przywiezionej z Riverdale. 
- A Tobie się nie podobało? - Zapytałem całując ponownie jej szyję. Rudowłosa jednak delikatnie mnie odepchnęła i założyła biustonosz na swoje miejsce. Czując cały czas niedosyt po wspólnie spędzonej nocy, oraz tego co wydarzyło się sekundę temu, zacząłem się ubierać, przypominając sobie o zadaniu, które powierzyli nam właściciele Akademii. Zaskoczony tym, jak dziewczyna szybko się ubrała, zgarnąłem niebieską bluzę, którą już po chwili zarzuciłem na swoje ramiona. Zrezygnowany, zastanawiałem się nad tym jak szybko dotrzeć do Miami by odebrać pasze przeznaczone dla koni z naszej szkoły. 
- Masz jakiś pomysł? - Powiedziałem z próbą pozbycia się chrypki. Cheryl jednak, pokiwała ze zrezygnowaniem głową i posłała mi delikatny uśmiech.
- Skoro wczoraj potrafiłeś załatwić numer do dziw'ek, załatwić narkotyki dla Armin'a, to może uda Ci się załatwić numer do jakiejś taksówki? Albo pożyczyć chociaż jakieś auto od kogoś z Akademii? - Zaśmiała się, i poprawiła wysokiego kucyka. Chwyciłem delikatną dłoń młodej kobiety, i tak złączeni znowu wróciliśmy do drzwi Akademii. Na naszej drodze pojawił się sporo wyższy ode mnie, czarnowłosy chłopak, który jednak jak się okazało był znacznie mniej umięśniony niż ja. Widać było, że niesie w swojej dłoni kluczyki od samochodu, a dokładniej od samochodu marki Porsche, których byłem zwolennikiem. 
- Hej, cześć, jestem Archie, pewnie widziałeś wczorajszą, naszą kłótnie na stołówce, więc nas kojarzysz. Ty jesteś Callum, prawda? 
- Tak, to dokładnie moje imię. Słyszałem również niezwykle głośne odgłosy z Waszego pokoju, ciekawie się bawiliście? - Zaśmiał się i uniósł brew.
- Tak świetnie, teraz mam sprawę. Właściciele szkoły poprosili nas, abyśmy pojechali do Miami po pasze dla koni, więc przychodzę tutaj do Ciebie. Czy zechciałbyś pożyczyć mi auto? Nie mam jak inaczej tam dojechać, a grozi nam wydalenie z Akademii. Podpowiem jeszcze, że jestem świetnym kierowcą. - Przy tym delikatnie trąciłem Cheryl, w oczekiwaniu na przytaknięcie.
- Tak, potwierdzam. Świetnie kieruje.
- A co z tego będę miał? Może jakiś towar? - Powiedział kpiąco. - Nie no, jasne, masz kluczyki, ale pamiętaj, że jeżeli coś mu się stanie, zarobisz w ryj tak mocno jak nigdy dotąd. 
- Oczywiście, dzięki! - Krzyknąłem i wyrwałem jego kluczyki z dłoni. Rudowłosa pobiegła za mną, do czerwonego wozu, które wręcz błyszczało od wosku, na niego położonego. Nie powiem, czułem się świetnie, siedząc na skórzanym siedzeniu, znajdującym się we wnętrzu czerwonego Porsche, kosztującego fortunę. 
- To co, Cheryl? Zaszalejemy tym pięknym autem? - Zapytałem podekscytowany bardziej niż tym, co widziałem w nocy i pół godziny temu, czytaj nagą rudowłosą.
- Nie. Masz jechać spokojnie, przynajmniej ze mną, jak ja skoczę po paszę, to Ty będziesz mógł się gdzieś przejechać. Jasne?
- Oczywiście, Madame. 
Zaśmiałem się pod nosem i zapaliłem samochód, który tak pięknie mruczał, że kolejne dreszcze przechodziły po moim ciele. Zaskoczony tak piękną pracą silnika, ruszyłem spod głównego budynku. Opony gniotące żwir, wydawały charakterystyczny dźwięk, aż do wyjechania przez bramę, która rozpoczęła gładki asfalt, bez żadnych dołów. Pedały samochodu chodziły idealnie, ulegały mojemu nawet najmniejszemu nacisku. Droga do Miami była wyjątkowo prosta, a na poboczu nie malowały się żadne znaki z ograniczeniem prędkości. Zadowolony nacisnąłem na pedał jeszcze mocniej, a czerwony wóz natychmiastowo przyspieszył. Z radością dodawałem gazu coraz mocniej, nie zwracając uwagi na Cheryl, która właśnie wbijała swoje paznokcie w moje ramię.
- Zwolnij, Archie! Proszę! Archibald, masz zwolnić, natychmiast! - Krzyknęła, a ja wyrwany z transu, natychmiastowo zacząłem zwalniać. Rudowłosa miała namalowane przerażenie na twarzy.
- Cheryl, przepraszam. Zapomniałem, a chęć narastała cały czas. Już nie będę przyspieszał, maksymalna prędkość to osiemdziesiąt na godzinę, może tak być? - Zapytałem, całkowicie się zatrzymując. Młoda kobieta tylko przytaknęła i dokładnie sprawdziła czy ma zapięte pasy. 

~*~

Po kilku minutach byliśmy już na miejscu, w sumie to nie do końca. Staliśmy na skrzyżowaniu, gdzie skręt w lewo miał nas zaprowadzić do sklepu jeździeckiego, czyli naszego upragnionego celu. Cheryl siedziała, opierając się o zimną szybę samochodu. Widać było, że delikatnie nuci pod nosem piosenkę lecącą z mojej ulubionej stacji radiowej. Uśmiechnąłem się pod nosem i widząc, że czerwone auto, zmieniło się na zielone, ruszyłem w lewą stronę. Widząc wolne miejsce parkingowe, natychmiast w nie wjechałem i zakończyłem pracę silnika. W tym samym momencie, wyszedłem z Rudowłosą z wnętrza samochodu, zakładając na nos okulary przeciwsłoneczne, które również zakrywały czekoladowe tęczówki nastolatki. 
- Mam nadzieję, że szanowne państwo Rose zapłaciło już za te całe żarcie dla koni. - Bąknąłem i ruszyłem do przeszklonych drzwi sklepu. Do lokalu prowadziły nas schody, wyłożone jakimiś najtańszymi płytkami w odcieniach beżu. Wchodząc do jeździeckiego, naszym oczom ukazały się półki, które zapełniały rządy końskie. Na wieszakach zawieszone były czapraki różnych kolekcji, oraz owijki. Jednym słowem sklep był niezwykle dobrze wyposażony. Uśmiechnięty podeszłem do sprzedawczyni.
- Przyjechałem po paszę dla Akademii Magic Horse. Mam nadzieję, że dobrze trafiłem. 
- Dzień dobry. Tak, dobrze trafiliście. Tutaj stoi pasza, tak to te trzy worki po trzydzieści kilogramów. Zostały tylko one, ponieważ przed chwilą jakiś młodzieniec zabrał resztę.
- Jasne. - Odpowiedziałem i zarzuciłem dwa worki na oba ramiona. Moje kolana delikatnie się ugięły, lecz już po chwili ogarnąłem się, oraz szybko zbiegłem po schodach, by wrzucić musli na tyły samochodu. Wróciłem po jeszcze jeden wór, przy okazji zgarniając Cheryl, która również zawisła na moim ramieniu.
- Archie! Archibald! Ogarnij się! Do widzenia Pani! - Krzyknęła, próbując wyrwać się z moich objęć. Niemalże dusiłem ze śmiechu, gdy dziewczyna zaczęła stąpać po ziemii, w swoich szpilkach, delikatnie chwiała się na nogach.
- No co, kochanie? Nie potrafisz chodzić? - Zakpiłem i spakowałem kolejny worek. - Idziemy coś zjeść?
- Nie, wolę mieć już za sobą rozmowę z tymi patałachami. - Warknęła i wsiadła do samochodu, lecz na samym początku wydawało się, że pomyliła miejsca jak i strony. Wsiadła na miejsce kierowcy.
- Tym razem ja prowadzę, daj mi kluczyki.
Bez zawahania wręczyłem je swojej koleżance i z radością stwierdziłem, że kobieta całkiem dobrze kieruje. 

~*~

Oczekując na pana i panią Rose, zastanawiałem się jak mogli dowiedzieć się o nocnym incydencie. Nie ma szans, żeby słyszeli jakieś odgłosy, przecież mieszkają w innym budynku, a moja błona bębenkowa nie pękła od krzyków Cheryl, które wydawały się raczej ciche. Nagle drzwi dębowe otworzyły się, a uśmiechnięta blondynka zawołała nas do środka. 
- Mam nadzieję, że karma została zaniesiona do stajni?
- Tak, zrobiłem to od razu po przyjeździe do Akademii. 
- Cieszę się.
- Cheryl, Archie. Martwi mnie jednak sprawa Waszego nocnego sek'su, nie jesteście pełnoletni.
- A mi się coś wydaje, że Pan nie ma prawa mówić mi co mogę robić. Nie moja wina, że w państwa łóżku jest nudno. Teraz żegnam. - Powiedziałem i wyszedłem, zatrzaskując za sobą drzwi. Szybko jednak poczułem dłonie Cheryl na swoim ramieniu. Bez słowa przyparłem ją do ściany i delikatnie pocałowałem.


Cheryl? 8)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)