Stos bluzek w owoce, jedna okropna niebieska aukienka kupiona jeszcze wtedy gdy byliśmy milionerami, kilka sweterków w renifery- taka była mniej więcej zawartość mojego plecaka, nie licząc jeszcze kilku waliz. Stos bluzek w tańczące banany, śmiejące się brzoskwinie, płaczące kiwi i jeszcze wiele innych wystwały z jednej z torb. Łącznie miałam 2 walizki, 1 plecak, 3 torby i torebkę- dużo jak zawsze podczas podróży. Podczas jazdy panowała cisza, przerywana dźwiękiem prsychodzącego Sms-a od panny Rogacz- inaczej ujmując mojej przyszywanej siostry Crystal. Być może ona też tam trafi- nic nie wiadomo, a lubiła konie, poxa tym często robiła to co jej siostra. Oczywiście, matka która mnie musiała odwieźć, zgubiła się. Krążyłyśmy w kółko przez godzinę. Potem przez bardzo długi czas, stałyśmy w korku. Potem i Crystal i moja przyjaciółka, Caroline dzwoniły do mnie na wyścigi- co było prawdą, bo naprawdę się umówiły i sprawdzały od której odbiorę. W efekcie zablokowałam je obie. Nagle podjechałyśmy pod spory budynek. To było chyba tutaj. Podeszłam do najbliższej osoby i zapytałam:
- Tutaj jest ta...hmmm... jakaś końska szkoła?- dziwnie to zabrzmiało, w moim wykonaniu jeszcze gorzej
- Tak to tutaj- odpowiedział lub odpowiedziała pod kapturem czarnej bluzy nie było widać rysów twarzy, ale była to raczej dziewczyna- Zaprowadzę Cię. Chodź.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)