niedziela, 23 lipca 2017

Od Holiday C.D Luke'a

Nie zdążyłam nawet pomyśleć. Odłamki szkła z przedniej szyby leciały z nieco za dużą prędkością, szybciej niż słynny lekkoatleta - Usain Bolt. Ostatnie co zdołałam zobaczyć podczas harmidru było czyjeś ramię, prawdopodobnie należące do mojego przyjaciela. Wtedy urwała mi się taśma.
Zastanawiało mnie tylko jak dużo czasu minie, aż ktoś wezwie na miejsce wypadku karetkę. Co się do tego czasu ze mną stanie?
[*]
Moje powieki były strasznie ciężkie. Nie byłam w stanie ich podnieść. Za każdym razem, jak ktoś przychodził próbowałam raz jeszcze, ale bez skutku. Nawet dłuższą chwilę moje myśli zajął Luke. Jak się czuje? Co mu się stało? Jest bardzo poszkodowany, czy to ja mam takiego strasznego pecha?
Moi najbliżsi prawdopodobnie zostali poinformowani o wypadku, ponieważ słyszałam ich zdenerwowane głosy.
- Kiedy się obudzi? – spytała mama.
- Nie możemy stwierdzić tego na pewno. – tego głosu nie znałam.
- No to lepiej dla Was, żebyście się dowiedzieli na pewno. – trzeci głos należał do mojego ojca, nie był zdenerwowany, ale ładnie mówiąc wyraźnie wkurzony. W normalnych warunkach pewnie przewróciłabym oczami, ale niestety – to nie były normalne warunki. Usłyszałam jeszcze trzaśnięcie drzwiami. Dzięki, tato. W końcu jego śladem poszła również mama. Od tamtego czasu nie działo się nic specjalnego. Co jakiś czas tylko wchodziła ta irytująca pielęgniarka. No może z wyjątkiem tego, że odwiedziły mnie dwie siostry.
Nie byłam w stanie określić czasu mojego pobytu w szpitalu. Żaden geniusz nie pomyślał o tym, żeby dać zegar w pokoju szpitalnym. Ugh. Chyba trzeba popracować nad ludzką inteligencją. Opowiadasz o tym tak, jakbyś sama była jakoś szczególnie mądra. Skarciłam się za to w myślach.
Po upływie jakiegoś czasu, którego nazwałabym pięknym „x” do pokoiku wszedł Luke. Omiótł spojrzeniem przestrzeń. Naprawdę niewiele czasu musiało mu to zająć. Potem odwrócił się w moją stronę. Podsunął sobie krzesło obok mojego łóżka i… zaczął wywód.
- Przepraszam, Holly… - gdybym mogła, zaśmiałabym się. Nigdy nie słyszałam u niego takiego tonu. Z resztą… To nie było wcale, a wcale śmieszne. – Ja wiem, że to nie tak miało być. Z resztą i tak mnie nie słyszysz, a nawet jeśli byś słyszała to pewnie byś się zaczęła właśnie śmiać, prawda? – dobra, strzał w dziesiątkę. Właśnie tak bym uczyniła. – Albo byś udawała focha. W każdym bądź razie, to nie ważne. Gdyby mógł, twój tata z pewnością by mnie już zabił, wtedy bym tu nie siedział. A może to dobrze…? Mam nadzieję, że niedługo się obudzisz. To w zasadzie dopiero jeden dzień minął, a ja już tęsknię za twoimi głupio-szalonymi pomysłami. Wiesz co, one były beznadziejne, ale to sprawiało, że uśmiech nam z twarzy nie schodził. – chyba zaczął opowiadać o swoich wspomnieniach i uczuciach z głupich momentów spotkań ze mną, więc mimowolnie przestałam śmiać się w myślach. Czy on właśnie nazwał moje pomysły „beznadziejnymi”? Fajnie, że tak myśli. W sumie ja też. – I choć bym tego nie chciał… Wiesz… Zależy mi na Tobie. - w tym momencie zamilkł. Ja też zaprzestałam swoich monologów myślowych. Długo trwał w milczeniu, jakby nie mógł uwierzyć w to, co właśnie powiedział. Chciałabym teraz otworzyć oczy i spojrzeć mu w oczy. Chciałabym. Nie mogę. Ale jak za czarodziejskiej różdżki, moje powieki powoli zaczęły się od siebie odlepiać.
Ch**era, jak w Królewnie Śnieżce.
Lukeeeeeeeeeee?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)