piątek, 21 lipca 2017

Od Leny- zadanie 1

vObudziłam się około siódmej. Miałam wolny dzień, a za oknem świeciło piękne, letnie słońce. Na niebie kilka niegroźnych chmurek. Idealna pogoda na przejażdżkę. Ubrałam się, zjadłam śniadanie i popędziłam zapytać się, czy mogę wypożyczyć konia i wyjechać w teren. Gdy zdobyłam pozwolenie na zabranie jednego konia, wybrałam Rosabell. Już od pierwszych chwil spędzonych w stajni wiedziałam, że będzie ona moim ulubionym wierzchowcem. Czyszcząc i siodłając klacz, snułam swoje plany na dzisiejszy dzień. Chciałam pojechać drogą przez las, na plażę i jeździć wzdłuż brzegu. Planowałam także zebrać muszelki i zebrać kwiaty, by za ich pomocą zmienić trochę dekoracje w pokoju. Wyprowadziłam Rosabell ze stajni i usiadłam na jej grzbiecie. Prawie od razu przeszłam do galopu, ponieważ uwielbiałam ten pęd, wiatr plątający moje włosy. Jechałam trasą, prowadzącą do plaży, gdy drogę zatarasowało jakieś zwierzę. Nie zdążyłam zobaczyć jakie, ponieważ klacz przeraziła się śmiertelnie. Pobiegła w las z zadziwiającą prędkością, o jaką nigdy bym jej nie posądziła.
- Nie, Rosabell, stój - starałam się uspokoić klacz. A może także siebie? Nagle poczułam bój. Coś uderzyło mnie w pierś. Zahaczyłam o gałąź, która ściągnęła mnie z siodła. Upadłam na ziemię. Świat zaczął się rozmazywać, a ostatnią rzeczą, jaką zobaczyłam, była kasztanowata klacz rasy Stock Horse, oddalająca się coraz dalej, i dalej... Gdy obudziłam się, niebo było purpurowo-fioletowe.
- Ale już późno - pomyślałam. Wstałam z twardej ziemi, na której przeleżałam wystarczającą ilość godzin. Głowa strasznie mnie bolała po upadku. Rozejrzałam się wokoło. Nie widziałam nikogo, a już na pewno nie Rosabell.
- No i co ja teraz zrobię? - zapytałam sama siebie. Moje słowa odbiły się echem. A może mi się wydawało. Kręciło mi się w głowie, więc złapałam się drzewa, które, jak mi się wydawało, niedawno ściągnęło mnie z konia.
- To wszystko przez ciebie - mruknęłam do drzewa. Zapewne, gdyby ktoś mnie teraz zobaczył, pomyślał by, że ze świrowałam, albo coś wzięłam. Usiadłam na ziemi, żeby trochę ochłonąć. W brzuchu burczało mi z głodu. Moje myśli poleciały ku stadninie.
- Ciekawe, czy ktoś zauważył, że mnie nie ma. Zapewne nie, przecież jestem nowa, w dodatku nie jestem nikim ważnym. Spojrzałam w niebo, na którym pojawiały się migoczące gwiazdy. Wyglądały pięknie. Podniosłam się, i chwiejnym krokiem ruszyłam w kierunku, jak mi się wydawało, drogi. Cały czas się potykałam o wystające konary i gałęzie. Na szczęście się nie myliłam i po pewnym czasie stanęłam na wydeptanej ścieżce. Szłam nią, aż doszłam do budynków akademii.
- Nareszcie w domu - pomyślałam, choć przecież nie mieszkałam tu długo. Szłam najciszej jak mogłam, choć było to prawie nie możliwe. Malutkie kamyczki szurały i wpadały mi do butów. Gdy weszłam do swojego pokoju, wyjęłam swoje chrupki. Nie chciałam nikogo zbudzić robiąc coś innego. Nawet nie zauważyłam, jak oczy mi się zamknęły... Następnego dnia obudziłam się w moim stroju do jazdy oraz paczką chrupek w ręce. Byłam zdziwiona, lecz zaraz dotarło do mnie, dlaczego tak jest. Na wspomnienie wczorajszego wypadku przeszły mnie ciarki. Nagle przypomniałam sobie, o czymś, o czym zapomniałam kompletnie. Co się stało z Rosabell? Spojrzałam na zegar. 7: 08. Weszłam do łazienki, odświeżyłam się, założyłam inne ciuchy i wybiegłam na dwór. Tam okazało się, że jednak moja nieobecność została zauważona. Inni zaczęli się martwić, gdy zobaczyli wracającą Rosabell bez jeźdźca.
- A więc klacz wróciła - pomyślałam uspokojona.


Dostajesz 20 p.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)