sobota, 29 lipca 2017

Od Cassie do Noah'a

Leżenie na fotelu przed telewizorem jest naprawdę fajne, ale na krótką metę. Mi został jeszcze tydzień... Może od początku.
Wszystko zaczęło się w poniedziałek. Dzień jak każdy inny. Poranny spacer z Okami, papieros i śniadanie. Spakowałam torbę na siłownię i wyszłam z pokoju. Wzięłam ze sobą moją sierściastą przyjaciółkę. Okami została na podwórku akademii. Ufałam jej tak samo, jak mojemu bratu. Wiedziałam bardzo dobrze, że suczka nie zrobi nic złego. No może kilka kotów wyląduje na drzewie i wykopie kilka dołów. Nikogo nie pogryzie, bo nikt przecież o zdrowych zmysłach nie będzie biegał za tak dużym psem i próbował go pogłaskać. Sama suczka woli trzymać się na odległość. Otworzyłam samochód, wrzuciłam torbę na siedzenie pasażera. Odwróciłam się i spojrzałam na Okami. Kucnęłam przed nią i pogłaskałam ją po łbie i karku.
- Bądź grzeczna. - Pouczyłam psa.
Po czym wstałam, dałam jej chrupka z kieszeni i wsiadłam do auta.
Do akademii wróciłam po południu. Niestety na obiad nie zdążyłam, ale zjadłam na mieście. Wzięłam szybki prysznic. Założyłam na siebie czarne spodenki dresowe i luźną szarą koszulkę. Nie mając nic ciekawego do roboty rozsiadłam się wygodnie na sofie w pokoju. Na udach położyłam laptop i włączyłam pierwszą lepszą grę. Zawsze dla zabicia czasu lubiłam sobie pograć.
Czas zleciał mi niesamowicie szybko. Spojrzałam na zegarek i szybko obliczyłam, że został mi kwadrans do rozpoczęcia zajęć!
Ruszyłam z miejsca niczym błyskawica. Doskoczyłam do szafki, wyciągnęłam z nich ciemnobrązowy bryczesy i ubrałam w biegu do drzwi. Jeszcze w drodze do stajni wiązałam buty. Szybko, ale starannie wyszczotkowałam ogiera. Dzisiaj przydzielono mi Paris'a. W ostatnim momencie weszłam z koniem na plac. Przez ten cały pośpiech nie zwróciłam uwagi na fakt, że Okami wyszła za mną. Westchnęłam niechętnie usadzając się w siodle.
- Zostań i nie ruszaj się nawet na krok. - Powiedziałam bardzo poważnie do psa.
Dołączyłam do grupy i zajęcia się zaczęły. Kątem oka zobaczyłam, że naszej grupie przygląda się jakiś chłopak. Nie zwracałam na niego jakiejś większej uwagi, skupiłam się na treningu.
Na rozgrzewkę zrobiliśmy kilka kółek. Pech chciał, że na drugim końcu sali pojawił się kot. Kiedy tylko mój pupil wywęszył futrzaka ruszył z miejsca. Może i suczka jest inteligentna, ale nie potrafi tego pokazać. Kiedy wpadła między konie wszystkie zwierzaki zaczęły panikować. Starałam się w jednym czasie zrobić trzy rzeczy na raz. Opanować Paris'a i Okami, a także utrzymać w siodle. Prędzej czy później to wszystko musiało skończyć się tragicznie. Wypadłam z siodła uderzając dość mocno ręką o barierki.
- Kr**a. - Syknęłam leżąc na piachu. Odruchowo złapałam się za ranną rękę. Jeszcze raz zaklęłam pod nosem.
- Co Ci się stało? - Padło pytanie. Spojrzałam w górę, nade mną stał ten sam chłopak co nas obserwował.
- Nie widziałeś? - Warknęłam. Byłam wściekła na samą siebie. Przez moją głupotę rozwaliłam zajęcia i jeszcze zrobiłam sobie krzywdę.
- Bolą Cię plecy lub nogi? - Kolejne pytanie od nieznajomego.
- A co Ty lekarz, że tak wypytujesz? Dla twojej świadomości nie bolą.
- Pomogę Ci wstać i pójdziemy do pielęgniarki. - Po tych słowach schylił się, aby zrobić to, co powiedział.
- Sama sobie poradzę, nie potrzebuję niczyjej pomocy. - Wyciągnęłam zdrową lewą rękę dając mu znak, aby mnie nie dotykał.
- Jesteś pewna?
- Nie, wymyślam. - Mruknęłam pod nosem.
Ociężale podniosłam się do pozycji stojącej. Jednak nie nie tylko rękę mam poobijaną. Musiałam sobie nabić kilka niezłych siniaków. Zrobiłam krok do przodu i prawie runęłam na ziemię. W ostatniej chwili chłopak mnie złapał.
- Mówiłam, że nie potrzebuję pomocy. - Kolejny pomruk wydobył się z moich ust.
- Jasne, widzę jak sobie świetnie...
Jego wypowiedź przerwało szczekanie. Okami ruszyła z odsieczą. Psina nie wiedziała, że chłopak chce mi pomóc. Jej oczom ukazał się tylko obraz jak nieznajomy facet trzyma jej właścicielkę.
- Spokój mała.
- Mała? Chyba nie za bardzo. - Zaśmiał się, aby rozluźnić atmosferę. Rozległe się głośne warczenie.
- Okami cisza. - Rzuciłam ostro. - Nic mi nie grozi. - Pies mruknął tylko ale nadal nie spuszczał wzrok z chłopaka.
- No poza wizytą u pielęgniarki.
- Sama sobie dam radę. Nie trzeba nikomu zawracać tyłka. - Wyprostowałam się, aby pokazać, jaka to nie jestem silna. Wyzwoliłam się z jego rąk i odsunęłam się na bok. W sumie to było kuśtykanie.

Noah?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)