Piękny
widok aż trudno opisać go. Gdy znajdziecie się w nocy, w miejscu o
dzikiej, nieskażonej przyrodzie, daleko od świateł cywilizacji, którą
się tak otoczyliśmy i nadal otaczamy, zobaczycie, że straciliśmy kontakt
z czymś podstawowym. Czymś pierwotnym. Zapomnieliśmy, co dla nas znaczy
nocne niebo, które ma nam przypominać że poza naszą planetą istnieje
coś, co nas przerasta. Straciliśmy w naszym świecie ten magiczny
składnik życia jakim jest rozgwieżdżone niebo, dlatego, że podobnego
nieba nad nami już nie ma. Gdybyśmy mieli nad głową to, co widzieli nasi
przodkowie przez 99,99 % czasu istnienia rodzaju ludzkiego,
widzielibyśmy pełne gwiazd niebo z Drogą Mleczną, która rozdziela je na
dwie części. Przy użyciu teleskopu czy odwiedzaniu parku możemy
obserwować niebo i gwiazdy, które były dla ludzi tak naturalne przez
wiele tysiącleci, tysiącleci podczas których zachwycali się nocnym
niebem, dosłownie przepełnionym gwiazdami. Jednakże ludzie ukochali
cywilizację i tereny zabudowane, gdyż czują się w nich bezpiecznie.
Zapominając o pięknie natury i jej skarbach. Westchnęłam na moje
filozoficzne rozważania, które zresztą przerwało mi wycie wilków, które przypomniało mi o drogiej dla Sahar! Oczy same stały mi się szklane. Szybko potrząsnęłam głową by nie pozwolić sobie bym się rozpłakała. Położyłam się na trawie i spoglądając w niebo tak zasnęłam.
Obudziłam się dość wcześniej i to bardzo. Mój czujny sen przerwał wystrzał. Powinnam się oddalić jak najszybciej, lecz postanowiłam to sprawdzić. Po dotarciu na miejsce zobaczyłam Abihraja, który walczył z .... Kurukiem. O coś się posprzeczali. Mało mnie to obchodziło. Teraz najważniejsze było by ON mnie nie zauważył. Nie chciałam z nim rozmawiać ani widzieć go na oczy. Tak jak on mnie. Bezszelestnie opuściłam miejsce i udałam się lekkim truchtem jak najdalej. Kiedy byłam pewna, że oddaliłam się od tamtego miejsca. Odetchnęłam z ulgą. Udało mi się dojść aż do łąki... Czy życie może mieć jakiś sens, o którym mówiła szamanka? A jeśli ja go nie potrafię dojrzeć? Wszystko jest przeciw mnie, wraz z bratem. Czułam, że Daniel też znalazł sobie już kogoś .... Indiańska intuicja zazwyczaj się nie myliła. I świetnie. Abihraj osiągnął, co to chciał, czyli moją i dzieci śmierć. Moją drogą jest śmierć... Wiedziałam, że dzieci są niczemu niewinne... Widocznie Manitu tak chciał.... Westchnęłam ciężko, ale czy ja byłam gotowa na śmierć? Raczej nie.....
- Śmierć nie jest końcem wszystkiego, a początkiem czegoś nowego... - przypomniałam sobie słowa babci.
Czyżby śmierć miała mi uświadomić jaka jest moja droga? Bałam się, lecz to jedyna droga ... Poszłam się przejść... Byłam dość nieostrożna łażąc ścieżką nad przepaścią, która nie była dość duża, ale zawsze... No cóż ja zawsze mam pecha, no więc i spadłam z dość wysokiej wysokości... Słyszałam jak ktoś krzyczy.... Lecz nic więcej nie pamiętam... Widziałam już tylko ciemność i słyszałam jedynie powtarzające się słowa szamanki i babci...
~ 4 tygodnie później~
Z opowiadań wędrowca, który był lekarzem. Mój stan po upadku był krytyczny i nadal taki jest. Powiedział również, że dzieciom nic nie zagraża, chyba, że umrę ja. Westchnęłam. Nie powinnam nic robić, a on powiadomił moją rodzinę, a w tym Abihraja i Daniela w jakim stanie ja jestem. Nie chciałam widzieć Abihraja, więc tej nocy postanowiłam się wymknąć. Oni wszyscy jutro mieli się zjawić w jego chatce w lesie. Nie no! Nie mam zamiaru pokazywać się Abihrajowi... Jednak ten stan śmierci pozwolił mi uświadomić jaka jest moja droga... A jest nią bycie przy Danielu. Kiedy tak spadałam miałam przed oczami jego uśmiech i twarz oraz naszych dzieci jak mogą wyglądać. Jednakże nie chcę pokazywać się Abihrajowi. Teraz to ja nie chciałam go widzieć.. .Gdy nastała noc wymknęłam się jak najdalej od chatki. Wiem, co on mówił. Nie powinnam się przemęczać, lecz nie chciałam widzieć "brata", którego mam na niby widzieć... Przynajmniej na razie... Usiadłam pod jakimś drzewem i ciężko oddychałam,a po chwili usnęłam. Obudziło mnie uczucie ciepła, a gdy otworzyłam oczy zobaczyłam szamankę.
- I jak znalazłaś swoją drogę? - spytała
- Chyba tak. - odparłam
Szamanka spojrzała się na mnie i nic nie powiedziała. Cisza między nami dość długo trwała, lecz nie wiedziałam jak ją przerwać.
- Życie to wieczny krąg, który trwa nieprzerwanie. Nikt nie jest wstanie go pojąć czy zatrzymać - powiedziała szamanka.
Nie rozumiałam jej słów, lecz posłałam jej niepewny uśmiech... Po czym postanowiłam pójść nad jezioro... Nie powinnam sama chodzić, zwłaszcza jak jestem w 5 miesiącu ciąży... Jednak coś mnie kusiło by tam pójść... Siedząc na trawie i przyglądając się tafli wody starałam się zrozumieć sens istnienia i słów szamanki. Czy ja żałuję, że takich wyborów dokonałam? Że kocham Daniela i mam z nim dzieci? Oczywiście, że nie! Nie mogłam wymarzyć lepszego życia niż to jakim obdarował mnie losem Manitu. Abihraj zapewne uważa, że zmarnowałam sobie życie? A co on wie o miłości i sensie bycia? Nie miałam ochoty z nikim się widzieć ani gadać. Czy oni zawsze muszą się wtrącać w moje życie? A już Abihraj? On nigdy nie potrafił uszanować mojego wyboru. Dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe? Wolna... Jestem wolna od wszystkiego... Jednej rzeczy mi brakowało, a dokładniej osoby... Mojej Sahar.... Kochanej wilczycy. Po chwili doszły mnie słuchy jakiś mężczyzn, a w tym głos Abihraja. Zauważyli mnie.
- Av! - krzyknął Abihraj
- Znasz go? - spytał się lekarz
- Nie. Po raz pierwszy widzę tego pana w swoim życiu. - powiedziałam.
Abihraj wyszczerzył na mnie oczy.
- On twierdzi, że jest twym bratem? - zaczął
- Bratem? Jakim bratem? Ja nie mam i nie miałam brata w żadnym życiu. Miałam brata kiedyś, lecz on już nie żyje.-powiedziałam chłodno, a po tych słowach odeszłam od nich jak najdalej zostawiając Abihraja w osłupieniu moimi słowami. No co sam powiedział, że nie chce mnie widzieć. Czyli też wyparł się tego, że jestem jego siostrą, więc proszę bardzo, ma to co chciał. Mi się udało zniknąć od jego nawoływań i wrzasków, których nie chciałam słyszeć, no przy najmniej na razie. Szłam i byłam jak głaz, którego nic nie wzruszy... No tak mi się zdawało.... Na razie dawałam sobie radę sama, ale to będzie trwało do czasu.... Ale co tam... Poradzę sobie... Jednak chęć spotkania z Danielem nie dawała mi spokoju w żadną noc czy dzień... Ale się bałam z nim spotkać... Co ja mu powiem? Co on sobie pomyśli? Trochę słabo mi się zrobiło... Czyżby przedobrzyła? Jednak miałam zamiar iść dalej, by mieć pewność, że Abihraj mnie nie znajdzie... Jednak szłam i starałam się wejść jak najwyżej tej przepaści i mi si udało... Byłam poza ich zasięgiem szukania i nawoływań.
<Abihraj??? Daniel??? Niech Abi pierwszy odpisze Daniel, jak mi odpiszecie to dopiero rozpocznie się akcja kochani moi ;) Więc jeszcze mnie nie znajdujcie >
- I jak znalazłaś swoją drogę? - spytała
- Chyba tak. - odparłam
Szamanka spojrzała się na mnie i nic nie powiedziała. Cisza między nami dość długo trwała, lecz nie wiedziałam jak ją przerwać.
- Życie to wieczny krąg, który trwa nieprzerwanie. Nikt nie jest wstanie go pojąć czy zatrzymać - powiedziała szamanka.
Nie rozumiałam jej słów, lecz posłałam jej niepewny uśmiech... Po czym postanowiłam pójść nad jezioro... Nie powinnam sama chodzić, zwłaszcza jak jestem w 5 miesiącu ciąży... Jednak coś mnie kusiło by tam pójść... Siedząc na trawie i przyglądając się tafli wody starałam się zrozumieć sens istnienia i słów szamanki. Czy ja żałuję, że takich wyborów dokonałam? Że kocham Daniela i mam z nim dzieci? Oczywiście, że nie! Nie mogłam wymarzyć lepszego życia niż to jakim obdarował mnie losem Manitu. Abihraj zapewne uważa, że zmarnowałam sobie życie? A co on wie o miłości i sensie bycia? Nie miałam ochoty z nikim się widzieć ani gadać. Czy oni zawsze muszą się wtrącać w moje życie? A już Abihraj? On nigdy nie potrafił uszanować mojego wyboru. Dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe? Wolna... Jestem wolna od wszystkiego... Jednej rzeczy mi brakowało, a dokładniej osoby... Mojej Sahar.... Kochanej wilczycy. Po chwili doszły mnie słuchy jakiś mężczyzn, a w tym głos Abihraja. Zauważyli mnie.
- Av! - krzyknął Abihraj
- Znasz go? - spytał się lekarz
- Nie. Po raz pierwszy widzę tego pana w swoim życiu. - powiedziałam.
Abihraj wyszczerzył na mnie oczy.
- On twierdzi, że jest twym bratem? - zaczął
- Bratem? Jakim bratem? Ja nie mam i nie miałam brata w żadnym życiu. Miałam brata kiedyś, lecz on już nie żyje.-powiedziałam chłodno, a po tych słowach odeszłam od nich jak najdalej zostawiając Abihraja w osłupieniu moimi słowami. No co sam powiedział, że nie chce mnie widzieć. Czyli też wyparł się tego, że jestem jego siostrą, więc proszę bardzo, ma to co chciał. Mi się udało zniknąć od jego nawoływań i wrzasków, których nie chciałam słyszeć, no przy najmniej na razie. Szłam i byłam jak głaz, którego nic nie wzruszy... No tak mi się zdawało.... Na razie dawałam sobie radę sama, ale to będzie trwało do czasu.... Ale co tam... Poradzę sobie... Jednak chęć spotkania z Danielem nie dawała mi spokoju w żadną noc czy dzień... Ale się bałam z nim spotkać... Co ja mu powiem? Co on sobie pomyśli? Trochę słabo mi się zrobiło... Czyżby przedobrzyła? Jednak miałam zamiar iść dalej, by mieć pewność, że Abihraj mnie nie znajdzie... Jednak szłam i starałam się wejść jak najwyżej tej przepaści i mi si udało... Byłam poza ich zasięgiem szukania i nawoływań.
<Abihraj??? Daniel??? Niech Abi pierwszy odpisze Daniel, jak mi odpiszecie to dopiero rozpocznie się akcja kochani moi ;) Więc jeszcze mnie nie znajdujcie >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)