No dobra... Trzeba przyznać, że nie lubię kiedy na Sydney jeździ ktoś
inny niż ja. Źle się z tym czułam, kiedy na mojego konia wchodził ktoś
obcy. Trzeba przyznać, że Helen nie jest mi obca, tak samo z resztą jak
Sydney, ale za bardzo boję się o swojego konia.
A może dobrze by mi to zrobiło? Gdyby ktokolwiek inny zabrał na jazdę mojego konia? Pozwólmy raz spróbować.
I tak też zrobiłam.
Szłam powoli w kierunku stajni, nie spiesząc się w ogóle. Helen już
pewnie dawno stoi przy Sydney i ciesząc się z wygranej, szczotkuje jej
piękną sierść.
Parę minut później doszłam do boksu mojej klaczy, która niezmiernie
ucieszyła się na mój widok. Helen stała przy niej i głaskała po łopatce,
a ta nie protestowała.
- To ja wezmę Dianę.
Helen odwróciła się w moją stronę, szczerze zdziwiona.
- Jasne - znowu wróciła do szczotkowania Sydney - Myślałam, że nigdy tutaj nie dojdziesz.
Zignorowałam ten komentarz.
- Jedziemy w teren, czy pojeździmy na parkurze? Diana nie do końca się
do tego nadaje, ale mogę z nią w tym czasie porobić coś innego.
- Możemy zostać.
Pomaszerowałam do głównej stajni, gdzie przywitałam się przelotnym cmoknięciem w pysk z Dianą.
- Co, śliczna? - uśmiechnęłam się widząc jej wesołą reakcję - Stęskniłaś się?
Kuc zarżał w odpowiedzi. Chyba to miało być odpowiednikiem słowa "tak".
Ostatnio bardzo polubiłam tego małego kucyka. Często do niej zaglądałam,
pomimo tego, że nie był to mój koń prywatny. Ale chyba Diana nie musi
być moim koniem, abym mogła się z nią spotykać..?
Osiodłanie klaczy zajęło mi stosunkowo mało czasu, a klacz stała przez
cały czas spokojnie, tylko co jakiś czas podgryzała moją kieszeń u
spodni, chcąc znaleźć w niej cukierka. Mały zboczeniec.
- Nic tam nie znajdziesz - odparłam w końcu rozbawiona, zachowaniem
Diany - Być może później Święty Mikołaj przyniesie, ale dopiero, kiedy
uzna, że jesteś wyjątkowo grzeczna. Musisz zachowywać się wzorowo, jeśli
chcesz nagrodę.
Od razu po tych słowach, klacz stała spokojnie i się nie ruszała, jakby
zrozumiała każde słowo przeze mnie wypowiedziane, co spowodowało u mnie
głośny śmiech, a widząc karcące spojrzenie kucyka, zaczęłam się prawie
turlać ze śmiechu. Zaprzestałam dopiero, kiedy przy boksie pojawił się
cień osoby, która rozbawiona moim zachowaniem, zapytała:
- Co ci tak śmieszno? Sydney jest gotowa od pięciu minut.
Helen. No jasne. Przyszła zobaczyć na co jestem chora. Mam zespół niekontrolowanego śmiechu w najgłupszych miejscach i czasie.
- Poważnie zaczynam się zastanawiać, czy nie pójść z tobą do lekarza -
te słowa spowodowały u mnie jeszcze więcej śmiechu, a opanowałam się
dopiero kiedy Diana spojrzała na mnie jak na wariatkę. Prawdopodobnie
patrzy na mnie tak już od paru minut, ale ja dopiero teraz zwróciłam na
to uwagę.
Parę osób przeszło obok boksu, zastanawiając się, czy jestem chora na chorobę psychiczną.
- Już idziemy - rzekłam wyprowadzając z boksu klacz, która jak dotąd stała spokojnie, teraz normalnie zaczęła skakać z radości.
- A ja myślałam, że tylko ja się tak zachowuje - westchnęłam.
- Ja ci przyniosę podstawkę, żebyś weszła - powiedziała zdecydowanie robiąc ze mnie idiotkę.
- Co jak co, ale na kucyka wsiądę bez pomocy.
- Zaraz się przekonamy - wyszłyśmy z stajni, na dość zatłoczony plac, a Helen gestem wskazała, abym spróbowała.
Wcześniej byłam przekonana, że wsiądę na kucyka bez problemu, teraz cała
odwaga ze mnie uszła, zdając sobie sprawę, że Diana, jak i Helen patrzą
na mnie wyczekująco, a kucyk jak tylko włożyłam nogę do strzemienia,
odwrócił się niby urażony tym, że nazwałam go małym, co spowodowało
uderzeniem głowy o piasek, a Diana dumna ze swojego wyczynu, chyba się
uśmiechnęła, o ile można było to tak nazwać.
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/6e/4d/1c/6e4d1ce26373f1e9136896d981877d8b.jpg
- Widzisz? Nawet koń się z ciebie śmieje!
Przewróciłam oczami
Helen? Z długością dzisiaj zaszalałam c;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)