wtorek, 27 grudnia 2016

Od Lily C.D Daniela

-Mam ochotę, polecieć dzisiaj do klubu i porządnie się schlać. Co ty na to?- zaproponowałam nie zwracając uwagi na jego humorek.
-Tak. Za pół godziny, na parking.?- powiedział pospiesznie odchodząc. Czasami go po prostu nie rozumiem. Postanowiłam wrócić do swojego imperium zamkniętego w czterech białych ścianach. Ku zdziwieniu pewnie wielu, nie panował tam chaos, jak to mam w zwyczaju. Było nawet schludnie. Książki poukładane na drewnianych regałach, koc dokładnie przykrywający całą pościel, kosmetyki posegregowane na swoje miejsca. Otwierając szafę, wybór padł na czerwoną sukienkę do kolan lekko rozkloszowaną u dołu i czarne szpilki. Nie potrzebowałam czasu by jakoś się specjalnie przygotowywać. Po 10 minutach byłam gotowa. Teraz co by tu porobić? Chyba wolę powiadomić matkę, że mnie nie będzie.
-Mamo? Ja jadę dzisiaj pod namiot do lasu. Wrócę rano- kłamstwo pierwsza klasa. Oklaski dla mnie!
-Dobrze córeczko. Bądź ostrożna. A... Dzwonił Carmelo...- stryjaszek się odezwał?- Postanowił że przyśle do akademii Oscara.- I w tym momencie całe moje życie się zje*ało... Kochany kuzynek, buntownik postanowił mi zepsuć życie? Chętnie bym go teraz udusiła ale wolę się nachlać w trzy dup*y.
-Mam skakać z radości?- warknęłam. Matka posmutniała. -Nie chcę go widzieć.- Dawno, dawno temu za górami za lasami pan Oscar zostawił swoją kuzyneczkę Lily w pociągu, i wszyscy żyli długo i szczęśliwie... Opuściłam pomieszczenie wpatrując się w zegarek. Miałam 10 minut. A walić. Szłam szybkim krokiem w stronę jego pokoju. Leżał sam na łóżku słuchając muzyki. Ubrany w koszulę w kratę i ciemne dżinsy całkiem gotowy.
-Idziemy?- zapytałam wychylając się zza drzwi.
-Jasne. Już.- poderwał się. Chwilę później już jechaliśmy samochodem w stronę klubu.

~*~*~*~

Wchodząc do budynku, przepełniła mnie mieszanka potu, alkoholu, i papierosów. Głośnej muzyki i par tańczących? A raczej wymieniających się śliną w pocałunkach.
Nie czekając na nic skierowaliśmy się do baru i zamawiając po drinku, Daniel zajął się jakąś blondynką, a ja wbiciem wzroku w otoczenie. W końcu przyjechał mój chwilowy rycerz na białym koniu- ten jeden kieliszek który był co chwilę napełniany ponownie. Ciecz spłynęła po gardle ożywiając je. Śmieliśmy się z niewiadomo czego, a mózg przyciemnił płyn.

Daniel?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)