poniedziałek, 26 grudnia 2016

Od Naomi C.D Esmeraldy - zadanie 17

To było…. Straszne, po prostu straszne. Nie mogę uwierzyć, że stało się to, co się stało, no ale mówi się trudno. Na początku trzeba było to wszystko posprzątać – od razu wzięłyśmy się do działania. Na nasze nieszczęście, nie zdążyłyśmy uniknąć instruktorek, pani Mia weszła do kuchni przed samym końcem sprzątania i ze zdziwieniem spytała:
- Co tu wyrabiałyście?!
- Nic, piekłyśmy ciasto, ale nam się trochę nie udało… - wybąkała Esma.
- No tak, w każdym razie mam nadzieję, że wszystko wróci do ładu! – powiedziała kobieta, po czym wyszła z pomieszczenia. Szybko sprzątnęłyśmy resztę, a później wyszłyśmy na dziedziniec.
- To co, terenik na uspokojenie? – zapytałam dość ostrożnie, ale na szczęście usłyszałam pozytywną odpowiedź:
- Wiesz co? To chyba dobry pomysł, na kim jedziesz?
- Myślę, że Akate przydałaby się dawka ruchu, ale jak tam chcesz.
- No to może… Wzięłabym Red Velvet – Esma uśmiechnęła się. Później umówiłyśmy się na dziedzińcu za pół godziny i rozeszłyśmy się do poszczególnych boksów.
- Cześć, Akatka! – pogładziłam pysk klaczy, ale ta niecierpliwie ugryzła mnie w rękę, jakby chciała powiedzieć „Nie mam czadu na twoje rozpieszczania, mów!”.
- Jedziemy w teren – wyjaśniłam szybko. Wzięłam się za czyszczenie, nie licząc kopyt, które klacz cały czas wyrywała całkiem dobrze poszło. Szybko zarzuciłam siodło, ubrałam ogłowie i wyprowadziłam wierzchowca przed stajnię. Tam już czekała na mnie Esma z Velvetką.
- Dokładnie 4 minuty i 32 sekundy spóźnienia – wycedziła, po czym obie wybuchłyśmy śmiechem. Wskoczyłam w siodło, towarzyszka zrobiła dokładnie to samo. Skierowałyśmy konie na drogę prowadzącą do lasu. Po chwili można było ujrzeć dwie, rozgadane i roześmiane osóbki galopujące przez las. Zaczęło się już ściemniać, ale jak to mówi stara Naomi – „Chrzanić to!”. Kiedy zrobiło się już całkiem ciemno, usłyszałyśmy z daleka jakiś głos:
- A teraz serdecznie zapraszamy wszystkich na pokaz sztucznych ogni!
Akurat zacięcie wspinałyśmy się pod górkę, dlatego kiedy już na nią weszłyśmy, pierwsze fajerwerki rozświetliły niebo. Szybko zsiadłyśmy z koni i bez słowa patrzyłyśmy na sklepienie niebieskie. Klacze przez chwilę zachowywały się tak samo – przy każdej petardzie odskakiwały jak oparzone, ale później trochę się uspokoiły. Usiadłam na trawie, wciągając tak piękny widok. Akate zaczęła nerwowo skubać koniec mojej koszulki, co dziwne każdy inny koń, czy z niecierpliwony, czy zdenerwowany przy mnie tak robił, co musi być w moich bluzkach?
- No już, spokojnie, to tylko fajerwerki – uśmiechnęłam się do Akate, gładząc ją po miękkiej sierści głowy. Ta już po chwili wyraźnie się uspokoiła, skubiąc już nie moje ubranie, a kępkę okolicznej trawy. Zauważyłam, że Esma robi to samo – wpatruje się w jasne od petard niebo, trzymając w ręku wodze Red Velvet. Wtedy stało się coś zupełnie nieoczekiwanego – jedna z fajerwerek, strzelona pod złym kątem celowała prosto na moją klacz. Ta zdążyła na szczęście to wcześniej zauważyć, szybko odskoczyła i zacwałowała do lasu.
- Akate, czekaj! – zdążyłam tylko wydusić, widząc sylwetkę biegnącej klaczy. Petarda ominęła mojej ciało o kilka centymetrów, ale już to wystarczyło, by solidnie poparzyć mój prawy bok. Zatrzymała się w ziemi za nami. Normalnie zwijałabym się z bólu, ale moja klacz w każdej chwili może sobie coś zrobić! Wstałam i dalej czując przeszywający ból pędziłam prosto w las. Jednak było uczucie, które przepełniało mnie bardziej niż ból – strach! Przed tym, że Akate sobie coś zrobi, że jej nie znajdę, że będzie źle… NIE BÓJ SIĘ! Biegłam dalej, na oślep, byle by ją znaleźć. OPANUJ SIĘ! Spokojnie, znajdziesz Akate, nie mogła uciec daleko. Słyszałam za sobą jakieś krzyki Esmy, ale nie chciałam zawracać. Już kilka razy zdążyłam uderzyć się o wystające gałęzie, można wywnioskować, że przebiegłam już spory kawał drogi. Mimo wszystko nigdzie ani śladu klaczki. Przystanęłam i zaczęłam nerwowo wołać:
- Akate, Akate!
Po chwili odpowiedziało mi wytęsknione rżenie! Poszłam w kierunku odgłosu, dość długo błądziłam pośród drzew, aż w końcu otwarta przestrzeń. Nie miałam czasu na ten historyczny łyk świeżego powietrza, bo kilkanaście metrów przede mną stała ta klacz.
- Akatka! – krzyknęłam, nogi automatycznie poniosły mnie w jej kierunku. Niestety, zapomniałam o zasadach panujących przy koniach i tym, że mimo wszystko nasza więź nie była aż tak silna. Konik stanął świecę, żeby mi o tym przypomnieć, a kopyta o kilka centymetrów minęły moją głowę. Mimo wszystko potem udało mi się złapać wodze klaczy i wtulić się w jej jedwabistą grzywę.
- Ech, myślałam już, że cię nie znajdę albo że coś sobie zrobiłaś! – cicho łkałam, nie odrywając cała od szyi Akate. No za dużo jak na jeden dzień, żebym mogła nie pęknąć. Zaraz, przecież mogła sobie coś zrobić! Zdenerwowana przepatrzyłam całą klacz, ale na szczęście prócz kilku otarć wszystko było w porządku. Wtedy z krzaków wybiegła zdyszana Esma, również zapominając o zasadach. Przez to właśnie klaczka po raz drugi odskoczyła, ale tym razem nie puściłam lejców.
- Naomi, gdzie ty tak pędziłaś?! Mogłaś zachować się trochę rozsądniej i poczekać na mnie! – wydusiła Esmeralda.
- Ale… Myślałam, że ją stracę... Wiesz to już za dużo jak na jeden dzień. Idę się wyspać – rzuciłam, ale wtedy właśnie poczułam ten przeszywający ból, który wcześniej gdzieś znikł.


<Esmuś? Wiem, nie za dobre, ale jeszcze przeżyje. Rządza punktów mnie niesie :) >

Dostajesz 30 punktów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)