Pogłaskałem siwe chrapy Lemon, która wydawała się być z siebie bardzo dumna. W końcu nie każdy koń ma na swoim boksie śliczną, złotą rozetę. Teraz klacz w spokoju chrupała sobie papajowego smakołyka i zaglądała do boksów sąsiadów z miną: "Ha! Patrzcie co ja fajnego mam na boksie! A wy macie? Nie, nie macie!". Zostawiłem więc ją z pławieniem się nad własnym zwycięstwem by zmierzyć się z własnymi końmi.
Najpierw czekało mnie zaprowadzenie folblutek na pastwisko, co zawsze było nie lada wyzwaniem, a już szczególnie kiedy solo zamieniło się w duet i nadeszła kolejna, rozbrykana małolata. Założyłem więc obu kantar i wyprowadziłem Jutrzenkę ze stajni. Jaskółka, jako wierna towarzyszka swej matki, dreptała krok w krok za nią, raz po raz zjeżdżając z drogi by obwąchać jakąś smacznie wyglądającą kępkę trawy.
Wypuściłem klacze na mały padok, gdzie urzędowało już kilka prywatnych wierzchowców, machających wesoło ogonami. W tym oczywiście dwie, niedawno ciężarne przyjaciółki - Jaskółka więc od razu odłączyła się od matki i rżąc radośnie, podkłusowała do Montany, Mezza i Narnii. Nim się obejrzałem cała gromadka zajęła się skubaniem starszych po ogonach.
Czekały mnie jeszcze dwa rumaki do obsłużenia - moja nowa wygrana, Hollywood oraz hucułka która wciąż dzielnie stała u mego boku. Postanowiłem więc zająć się najpierw nieco trudniejszym orzechem i namierzyłem mój wewnętrzny kompas na stajnię do opieki. Tam już czekała na mnie zniecierpliwiona Wera o.
- No już jestem. - zaśmiałem się i wyciągnąłem ją na korytarz. Klacz wsadziła mi pysk do kieszeni, czując zapach egzotycznych ciasteczek. Jako dobry człowiek oddałem jej tego samotnego przysmaka i wyciągnąłem szczotki. Nie była najmocniej brudna choć zdecydowanie przydałaby jej się pielęgnacja grzywy i ogona. Tym się więc zająłem - powyciągałem jej słomę z włosów i poprawiłem nieco image jej końskiej fryzury, która teraz była w czystym nieładzie. Co prawda jak to Wera, szarpała się i niecierpliwiła, ale w końcu udało mi się ją doprowadzić do porządku.
Gdy już skończyłem się z nią siłować, wyprowadziłem klacz na duże pastwisko. Ostatnio zacząłem dawać ją na płatne lekcje jazdy które odbywały się rzadko, ale zawsze. Zresztą często też służyła na oprowadzankach dla starszych dzieci, a więc nie potrzebowała jeszcze mojego treningu. Co prawda, zdarzało mi się że po ćwiczeniach z Jutrzenką i Hollywood`em, wsiadałem na jej siodło, lecz w danym momencie to właśnie siwusek potrzebował najwięcej ruchu.
Dlatego więc zaraz po wypuszczeniu jej, wziąłem głęboki wdech i ruszyłem na spotkanie z błękitnookim.
Najpierw czekało mnie zaprowadzenie folblutek na pastwisko, co zawsze było nie lada wyzwaniem, a już szczególnie kiedy solo zamieniło się w duet i nadeszła kolejna, rozbrykana małolata. Założyłem więc obu kantar i wyprowadziłem Jutrzenkę ze stajni. Jaskółka, jako wierna towarzyszka swej matki, dreptała krok w krok za nią, raz po raz zjeżdżając z drogi by obwąchać jakąś smacznie wyglądającą kępkę trawy.
Wypuściłem klacze na mały padok, gdzie urzędowało już kilka prywatnych wierzchowców, machających wesoło ogonami. W tym oczywiście dwie, niedawno ciężarne przyjaciółki - Jaskółka więc od razu odłączyła się od matki i rżąc radośnie, podkłusowała do Montany, Mezza i Narnii. Nim się obejrzałem cała gromadka zajęła się skubaniem starszych po ogonach.
Czekały mnie jeszcze dwa rumaki do obsłużenia - moja nowa wygrana, Hollywood oraz hucułka która wciąż dzielnie stała u mego boku. Postanowiłem więc zająć się najpierw nieco trudniejszym orzechem i namierzyłem mój wewnętrzny kompas na stajnię do opieki. Tam już czekała na mnie zniecierpliwiona Wera o.
- No już jestem. - zaśmiałem się i wyciągnąłem ją na korytarz. Klacz wsadziła mi pysk do kieszeni, czując zapach egzotycznych ciasteczek. Jako dobry człowiek oddałem jej tego samotnego przysmaka i wyciągnąłem szczotki. Nie była najmocniej brudna choć zdecydowanie przydałaby jej się pielęgnacja grzywy i ogona. Tym się więc zająłem - powyciągałem jej słomę z włosów i poprawiłem nieco image jej końskiej fryzury, która teraz była w czystym nieładzie. Co prawda jak to Wera, szarpała się i niecierpliwiła, ale w końcu udało mi się ją doprowadzić do porządku.
Gdy już skończyłem się z nią siłować, wyprowadziłem klacz na duże pastwisko. Ostatnio zacząłem dawać ją na płatne lekcje jazdy które odbywały się rzadko, ale zawsze. Zresztą często też służyła na oprowadzankach dla starszych dzieci, a więc nie potrzebowała jeszcze mojego treningu. Co prawda, zdarzało mi się że po ćwiczeniach z Jutrzenką i Hollywood`em, wsiadałem na jej siodło, lecz w danym momencie to właśnie siwusek potrzebował najwięcej ruchu.
Dlatego więc zaraz po wypuszczeniu jej, wziąłem głęboki wdech i ruszyłem na spotkanie z błękitnookim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)