niedziela, 25 grudnia 2016

Od Collin'a CD Jade

Nie spodziewałem się, że tak zareaguje. Poczułem dziwne ukłucie. Po prostu wstała, wzięła aparat, ubrała się i wyszła. Nie wiedziałem, jak to odebrać. Co o tym myśleć. W sekundzie w mojej głowie zapanowała pustka. Kompletna pustka. Co, jeśli posunąłem się za daleko? Ku.rwa. Weźmie mnie teraz za kretyna. Przez chwilę stałem tak jeszcze, gapiąc się na drzwi jakbym szukał w nich odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie w tej chwili pytania. Czułem się źle. Tak bardzo źle. A co, jeśli coś zepsułem? Przekroczyłem granicę, której nie powinienem? Ale czułem to. Czułem, że tak trzeba. Nie, nie trzeba. Że chcę tego. Że to będzie fajne. Nigdy wcześniej bym się tak nie zachował. Nawet nie wiem, skąd mi to przyszło do głowy. Usiadłem na łóżku, stawiając ręce na kolanach i podpierając nimi głowę, jednocześnie zakrywając dłońmi twarz. Czy Jade znienawidzi mnie za to, co zrobiłem? Czy nabierze do mnie dystansu, którego nie chciałem? Jedyne, czego teraz chciałem, to cofnąć to wszystko. Nie zrobić tego, żeby było tak jak było. Co, jeśli ona chce zostać tylko przyjaciółką? Ale, przy niej naprawdę czułem, że się zmieniam, nadal pozostając sobą. Chol*ra. Kiedy ja robiłem krok na przód, życie pchało mnie dwa kroki w tył. Wziąłem głęboki oddech, starając się to wszystko ogarnąć. Wiedziałem, że czeka nas rozmowa. Nie ważne ile będzie przez któreś z nas odwlekana w czasie. Ona w końcu nastanie. A wtedy wyjawimy sobie wszystko, co nas dręczy. Wyjawimy pytania, na które nie potrafimy odpowiedzieć. Trwałem tak dłuższą chwilę w bezruchu. Zupełnie, jak posąg z marmuru. Mimo wewnętrznego sprzeciwu wszystkiego co możliwe, ubrałem się i poszedłem jej szukać. Na szczęście, nie odeszła daleko. Siedziała przed dużą stajnią, zapatrzona w niebo. Co powinienem zrobić? Odezwać się jakoś? Dać o sobie znać? Czułem, jak mnie ściska w środku, gdy podchodziłem. Otworzyłem usta, ale nie potrafiłem wydobyć z nich żadnego dźwięku. Jednak wiedziała o mojej obecności. Mimo panujących ciemności nie dało nie zauważyć się spływających po jej policzkach łez. Momentalnie poczułem ścisk w gardle. Jakbym się dusił, dławił czymś. Panowała kompletna cisza. Zacisnąłem pięści, starając się zebrać do kupy. Jeszcze nikt nigdy wcześniej nie płakał przeze mnie i nie chciałem, żeby się to zmieniało. A już zwłaszcza, że była to Jade. Osoba, która tak wiele wniosła do mojego życia.
- Przepraszam, Jade…- nawet nie wiedziałem czy to usłyszała mimo panującej ciszy, bo i tak to wyszeptałem.
Chwilę potem zostawiłem ją. Nie umiałem pocieszać. Nie potrafiłem powiedzieć jej, żeby nie płakała. Nie potrafiłem powiedzieć nic. Po prostu uciekłem. Jak tchórz. Zamknąłem się w łazience biorąc dłuższy prysznic z nadzieją, że woda zabierze ze sobą wszystkie moje zmartwienia i problemy. Jednak tak się nie stało. Od razu po wyjściu z łazienki położyłem się do siebie, plecami do drzwi. Mimo chęci, nie mogłem zasnąć. Po jakimś czasie słyszałem, jak się otwierają. Była to Jade, ale nie odezwałem się ani słowem. Nawet nie drgnąłem, sprawiając wrażenie pogrążonego w głębokim śnie, co nie było prawdą. Słyszałem jak wchodzi, a potem wychodzi z łazienki i kładzie się spać. Było już późno. Ostatecznie doznałem chwilowego ukojenia nerwów w postaci snu.
Następnego dnia obudziłem się dosyć wcześnie. Było ledwo po szóstej. Czyli wszyscy jeszcze spali. Włącznie z Jade, co sprawdziłem. Słońce dopiero co wschodziło, a nad ziemią unosiła się jeszcze delikatna mgła. Ubrałem się i zgarnąłem plecak, pakując do niego kilka rzeczy. Oczywiście starając się być jak najciszej. Potem ostrożnie wymknąłem się z pokoju. Stajnie nie były zamknięte. Pożyczyłem więc jednego z koni na poranną, bardzo poranną, przejażdżkę. Nie obchodziło mnie, gdzie. Byle długo i daleko. Ogier sam powoli szedł na przód. Zdjąłem plecak, wyciągając z niego ,,Kosiarza balonówki” Nigela Bookera. Zawsze chciałem to przeczytać, a nigdy za bardzo nie miałem czasu. Dostałem tą książkę od nauczycielki angielskiego, z którą dobrze się dogadywałem w liceum. Podobno to książka, dla takich jak “my”, czyli dziwnych. Liczyła niecałe trzysta stron, więc na spokojnie wyrobię się w godzinę. Żeby nikt nie przeszkadzał, wyciszyłem telefon. Potrzebowałem to przemyśleć. Mimo, że sam to wszystko spowodowałem, mi też było ciężko. Spędziłem tak dobre półtorej godziny, leżąc na końskim grzbiecie i czytając książkę. Miałem w nosie to, że będę miał pewnie przez to problemy. Nie obchodziło mnie to.
Kiedy skończyłem, byłem całkiem daleko. Jednak powrót trwał niecałą godzinę, jako że ponagliłem ogiera do cwału. Była pora śniadania, więc mogłem na spokojnie odstawić ogiera na miejsce bez martwienia się, czy ktoś mnie zauważy. Potem, niczym cień, wpełzłem niezauważony do stołówki, zabierają kilka kanapek i kubek z herbatą to stajni. Nie miałem ochoty tam przesiadywać. Bałem się też, choćby przypadkowego, spotkania z Jade. Nie potrafiłbym jej spojrzeć w oczy. Usiadłem więc gdzieś w odosobnieniu, tak jak robiłem to wcześniej, zanim dotarłem tutaj. Stare nawyki wracają.

<Jade?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)