środa, 28 grudnia 2016

Od Shawna C.D Lily

Odwróciłem się na pięcie i skierowałem swe nogi do stajni. Przed pomalowanym na biało budynkiem jakaś grupa zbierała się do wyjazdu, wszyscy od razu przysłali mi zaciekawione spojrzenia, więc jak najszybciej zniknąłem w czeluściach stajni. Przejechałem wzrokiem wszystkie boksy, na jednym z nich dostrzegłem tabliczkę z napisem "Demeter". Klacz rzeczywiście była już osiodłana, więc nie musiałem się spieszyć.
- Cześć, słodziutka. Co powiesz na mały terenik? - szepnąłem do ucha klaczy. Mam w zwyczaju mówienie do zwierząt, nic na to nie poradzę, zresztą one naprawdę to lubiły. Następne 5 minut spędziłem na głaskaniu Meter i mówieniu jej pierwszych lepszych bzdur, które przyszły mi do głowy byleby tylko się uspokoiła. Właśnie miałem ją wyprowadzać, kiedy jakaś osóbka wyłoniła się zza rogu. Była to, jeśli dobrze pamiętam Bridget, czyli ta chodząca tapeta, mam nadzieję, że nie ma tu takich zbyt dużo. Kierowała się w moją stronę, kładąc nogi jak modelka, oczywiście były umieszczone w idealnie wypolerowanych oficerkach i pasujących do koloru bryczesach.
- Och, sorry, właśnie będę na niej jeździć - uśmiechnęła się do mnie sarkastycznie, po czym złapała wodze gniadoszki. Przez chwilę zastanawiałem się, czy odpuścić, czy też zaprzeć się, co byłoby niezgodne z moją naturą. Jednak, jako że ta klacz nawet mi się spodobała, i nie mam zamiaru teraz przygotowywać konia do jazdy, a przy okazji mogłem pokazać, na co mnie stać tej nadymce człekokształtnej chwyciłem za lejce i powiedziałem ze stoickim spokojem:
- No cóż, mogłaś wcześniej przygotować sobie wierzchowca.
- Tak chcesz ze mną zadzierać? No się chyba pomyliłeś! - podkreśliła i zaczęła ciągnąć konia w swoją stronę. Klacz, która wydawała się zupełnie spokojna teraz mocno się zaparła, i wcale się jej nie dziwię.
- No chodź! - wydusiła dziewczyna z wyraźnym wysiłkiem malującym się na ustach, napierając na wodze już całkowitą siłą. Wtedy, dalej zupełnie spokojnie i czerpiąc cichą satysfakcję z tego, że mogłem komuś w końcu dopiec wyrwałem wodze blondynce, a ona z tupetem upadła na stajenną podłogę. Uśmiechnąłem się zwycięsko, bo chociaż Bridget nic się nie stało, to jednak pobrudziła sobie swoje "nieskazitelne czyste" ubranko i ma nauczkę. Wtedy zauważyłam, że od kilku chwil w drzwiach stoi Lily razem ze piękną, karą klaczą i patrzy na tą scenkę ze zdziwieniem. Widocznie uważała mnie za zupełnie spokojnego chłopaka.
- Jeszcze się z tobą rozliczę! - krzyknęła rozeźlona blondynka i z wyraźną wściekłością opuściła budynek. Ja tymczasem wyprowadziłem Demeter i z Lily udałem się pod bramę. Przerzuciłem nogę przez zad konia i po chwili byłem już w siodle. Brunetka prowadziła mnie przez nieznane tereny, na początku stępem, później przechodząc do szybszego chodu. Przez cały czas rozmawialiśmy, okazało się, że to miejsce było nawet warte pobytu w nim. Po kilku spokojnych galopach dotarliśmy na miejsce - przed nami rozciągało się przejrzyste jezioro.
- Jak tu pięknie! - wyszeptałem, bo rzeczywiście widok był niesamowity. Zsunąłem się z siodła widząc, ze to samo robi moja towarzyszka. Przez chwilę podejrzanie na mnie popatrzyła, co jej odwzajemniłem. Później, jako że tuż koło mnie błyszczała tafla wody zrobiłem coś, czego wcześniej nie potrafiłbym - chlusnąłem wodą w Lily, tym samym zapraszając do "wodnej bitwy".
- O ty! - Lilka nie wahała się ani chwili i pchnęła mnie w ciecz. Tak zaczęła się zażarta wojna, przy której, mimo że byliśmy cali mokrzy nie mogliśmy się powstrzymać od śmiechu.

Liluś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)