sobota, 31 grudnia 2016

Od Jade do Cavana - zadanie 17

Głośne rżenie wybudziło mnie z transu - oderwałam się od grzbietu Verska, kiedy ten zainteresował się innym koniem, akurat przechodzącym przez stajenny korytarz. Korzystając z okazji, podczas której wałach stał o dziwo niczym zaklęty, pochwyciłam upuszczone wcześniej zgrzebło do lewej dłoni, napawając się równocześnie ciepłem, które emanowało od pokrytego gęstą sierścią konia. Wydmuchiwał powoli powietrze ze swych chrap, wciąż obserwując, jak przybysz krząta się przy jednym z boksów wraz z jeźdźcem, usiłującym przywiązać wierzchowca do jednej z krat po treningu. Podczas gdy inni uczniowie kończyli swoje jazdy, podczas których ambitnie rozwijali swoje umiejętności, ja spędzałam już kolejny dzień w końskich objęciach, co nie przeszło obojętnie obok właścicielki, kiedy to zauważyła moje braki na zajęciach. Zmuszona byłam dokończyć pielęgnację Versace'a, a następnie wybrać wierzchowca, na którym to miałam pojechać w teren, co naturalnie nie było moim pomysłem, a pani Elizabeth, nie słuchającej mych sprzeciwów. Mój ulubieniec niestety odpadał, głównie z powodu jeszcze świeżej kontuzji. Skończywszy więc mierzwienie go włosianą szczotką, sięgnęłam w jego obecności po kopystkę, co jak się okazało, znowu było błędem - tak, jaki kilkanaście dni wcześniej zrobił to Shadow, angloarab popchnął mnie delikatnie pyskiem do przodu, jednakże tym razem nie upadłam ani na ściółkę, ani na beton znajdujący się między boksami - zachwiałam się jedynie, zbierając resztki równowagi dzięki wiadrom, akurat wiszących obok mnie. Mierząc wałacha wzrokiem mordercy, szybko zabrałam się za pozbycie się z jego kopyt wszelkich uniedogodnień losu, które to psuły ogólny, odpicowamy wygląd wierzchowca. Nie zwracając uwagi na jego błyszczące, orzechowe tęczówki, schowałam jedynie dłonie do kieszeni, racząc go jedynie jednym, ukradkowym spojrzeniem.
- Pójdziemy później na spacer, obiecuję - odparłam szeptem, nie chcąc, aby zwrócić swoim głosem uwagę innych jeźdźców, niestety pojawiających się w stajni w coraz to większych i większych ilościach. Zamknąwszy wcześniej opuszczony boks, spokojnym krokiem wybrałam się na przemierzenie stajni wzdłuż i wszerz, co przynajmniej teoretycznie miało mi pomóc w wyborze konia, z którym miałam spędzić tamten piękny, sylwestrowy wieczór.
Mój wybór padł na West'a - głównie z tego powodu, że dawno nie nosił na swoim grzbiecie jeźdźca, ani tym bardziej był w terenie. Obdarowany przez Matkę Naturę wszelki możliwymi odmianami arab kroczył już w moją stronę, wychylając nieco pysk zza padoku, mieszczącego się za jego boksem - był tym szczęśliwcem, który to mógł kroczyć po swoim własnym, prywatnym padoku, w każdej chwili mogąc wrócić do stajni. Korzystając, że miałam pod ręką wcześniej wykorzystywane szczotki, położyłam je tuż obok wejścia do lokum wałacha, chwilę później w zastraszającym tempie pędząc do siodlarni, w której również nie zabawiłam nazbyt długo - chwyciwszy za odpowiednie ogłowie, wróciłam do mojego końskiego towarzysza, racząc go już dłużej swoją obecnością.
Zaciekawiony nowym towarzystwem, z początku położył po sobie uszy, przecinając powietrze pojedynczym kłapnięciem zębami - w końcu widząc, że nie wywiera na mnie to zbyt dużego wrażenia, podszedł do wyjścia, zauważywszy błyskotliwie, jak je otwieram. Z racji, że nie wzięłam ze sobą żadnego kantara, ani tym bardziej uwiązu, pierwsze co zrobiłam to założyłam na jego pysk tranzelkę, wcześniej jedynie dłonią czyszcząc powierzchownie jego chrapy, jedynie delikatnie pokryte brudem. Podczas gdy on mamlał w spokoju dopiero co włożone wędzidło, ja obkrążyłam go dookoła kilkakrotnie, odpinając równocześnie derkę, zakrywającą jego 'pomalowane' łatami ciało. Kiedy tylko niebieski materiał zawisnął na lince przed boksem, z rosnącym zadowoleniem pozwoliłam sobie zauważyć, że tylko nogi wałacha ubrudzone są błotem, gdyż reszta jego grzbietu - na całe szczęście - jeszcze chwilę wcześniej była szczelnie okryta, powodując, że żadny brud nie miał w tamtych miejscach prawa bytu. Zakładając oczywiście, iż poprzedni miłośnik West'a odpowiednie się nim zajął, czyszcząc go wzdłuż i wszerz.
Niepotrzebne były nam dodatkowe zaproszenia, aby wyjechać poza bramy Akademii. Kiedy tylko obydwoje byliśmy gotowi, wsiadłam na jego wyzbyty siodła grzbiet, uprzednio nakładając na swą głowę kask - nie wiadomo było bowiem, czy czterolatkowi nie wpadnie jakiś głupi pomysł do głowy, zwłaszcza, że był to jeden z jego pierwszych terenów. Pozwalając mu wydłużyć swoją szyję, na tyle, na ile tylko pozwalały nam wodze, sama rozglądałam się po delikatnie oszronionych terenach, powoli pokrywanych narastającym mrokiem. Nie trudno było zauważyć, że arab widocznie zadowolony był z wolności, którą go obdarzyłam - taszczyć musiał bowiem jedynie moje ciało, oraz raz na czas skręcać tam, gdzie akurat poprowadziła nas moja intuicja. Po za tymi sytuacjami, miał pełną wolność wyboru - nie przeszkadzało mi nawet, kiedy to zaczął kłusować po kilkunastu minutach, w ciągu których to znaleźliśmy się na leśnej ścieżce.
Właściwie, to po dosyć krótkim czasie liczyłam się tylko ja i moje myśli, które jakby na złość towarzyszyły mi w momencie, w którym najbardziej ich nie chciałam. Dręczyły mnie do tego stopnia, że przestałam zwracać uwagę na konia, który znowuż dosyć perfidnie to wykorzystał - poniósł mnie na jakąś cholerną polanę, na której drugim końcu stała grupka osób, z przeważająca ilością osób z naszej akademii. Drugą częścią bowiem były rumaki tychże osób, z zaciekawieniem przyglądające się temu, co wymyślili ich jeźdźcy - nie wiem, czy byli oni do końca świadomi swoich czynów, bowiem kto normalny podpala fajerwerki tuż obok koni, śmiejąc się przy tym jak głupi do sera? Nie wiem, co kręciło niektórych w wyrzucaniu swoich pieniędzy w powietrze, mając jedynie chwilę zadowolenia, kiedy to kolorowe wzory pojawiały się na niebie.
West stał niczym słup soli, wpatrując się w swych końskich towarzyszy, których to zazwyczaj widywał jedynie na treningach, ewentualnie na padokach. Tymczasem, sytuacja była wyjątkowa - arab był u nas od zaledwie kilku miesięcy, a więc był to jego pierwszy sylwester u nas - jak mogłam być tak głupia, aby wziąć go w teren, podczas gdy nie wiedziałam, jak zareaguje na wystrzały? Na wszelkie zastanowienia było za późno - jedna z petard została odpalona pod złym kątem, na wskutek czego zamiast w przeciwnym kierunku, wystrzeliła w naszą stronę, wyprowadzając tym samym wałacha z chwilowego spokoju. Czułam jedynie pod sobą, jak napina swoje mięśnie, aby chwilę później galopować w stronę lasu, już bez jeźdźca na grzbiecie - utrzymywałam się na nim do momentu, w którym to najechał na kałużę, niestety pokrytą lodem. Dodatkowo spłoszony odgłosem łamanego lodu, włączył typowe dla swego wieku "turbo doładowanie", samemu już odbiegając w siną dal. Chwilę jeszcze stałam nieco oszołomiona, próbując ruszyć za pstrokaczem w pogoń - nie było wątpliwości, że jest ode mnie i szybszy, i bardziej zwinny, zwłaszcza, kiedy to moja kostka zaczęła odmawiać posłuszeństwa. Zwolniłam więc do żwawego marszu, podążając za swym rumakiem w głąb lasu - nie było możliwości, abym mogła go zostawić na pastwę losu, zwłaszcza w takową noc, kiedy to spłoszyć się mógł po każdym odstrzale. Modląc się więc jedynie w duchu, aby skończyły się wszystkim dookoła te pieprzone fajerwerki, szłam za powoli znikającą, trójkolorową kulką.

Na szczęście nie odbiegł zbyt daleko - w końcu ile można biec bez celu, dodatkowo z wodzami uwieszonymi ku ziemi? Im bliżej byłam, tym ostrzej widoczna dla mnie była postać, która na całe szczęście trzymała go za sprzączkę od skórzanych pasków - widząc, że jest to brunet, już miałam jakieś podejrzenia, kto mógł to być - z każdym następnym posunięciem jednak odpływały wraz z wiatrem, zwłaszcza, kiedy to poznałam kolor tęczowek chłopaka - były one bowiem takiego samego odcienia, jak i moje. W głowie już układałam podziękowania, którymi mogłabym uraczyć wybawcę West'a, choć w głębi duszy byłam pewna, że wydukam z siebie zupełnie inne słowa. Z uśmiechem więc na ustach, podeszłam do dwóch postaci, będących już na wyciągnięcie ręki.
<Cavan? Nie jest powalające, nie będę jak zwykle ukrywać (': >

Dostajesz 30 pkt

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)