piątek, 30 grudnia 2016

Od Daniela C.D Aevy/Abihraj + poród

Kurde. Miałem dość całego tego świata. Chciałem tylko odnaleźć ukochaną! Od samego rana wyruszyłem na poszukiwania. Abihraj mi towarzyszył, czym zachwycony to ja nie byłem.
-Gdzie teraz?- zapytał zdyszany, pewnie po 7 km biegu.
-Nie wiem. Idź tam.- powiedziałem kierując się przed siebię.
Szedłem i szedłem. Delikatnie już zirytowany zacząłem wydzierać się na całe gardło.
-Ku*wa! Aeva!- wrzasnąłem a z krzaków wyskoczył mężczyzna.
-Kim jesteś?- zawołał szybko.
-Daniel.- nie wyjawiałem zbytnio o sobie. -Po prostu Daniel.
- Narzeczona cie potrzebuje.-wyjaśnił szybko po czym mnie zatkało.
-Moja Aeva! Moja żabka!- ucieszyłem się po czym pobiegłem za chłopakiem.
Każda chwila dłużyła mi się niemiłosiernie.Wydawałoby się, że biegniemy 3 godziny, było to tylko 10 minut.
-To tutaj- powiedział.-Aevo!
Wołał i wołał, nikt nie odpowiadał. Zmartwiło mnie to.
-Gdzie się podziała ta dziewczyna?- zapytał zdenerwowany.
Po chwili przebytej w ciszy chłopak otworzył szeroko oczy i powiedział.
-Komanczowie!
Nie wiedziałem nic o tzw. Komanczach.
-Komanczowie porwali Aevę!- powiedział dość przerażony
Zagotowałem się.
-Gdzie oni są teraz?- zapytałem.
Chłopak wyszedł z namiotu, zrobiłem to samo. Chłopak chwilę myślał. Po chwili pobiegł na zachód. Ruszyłem za nim, a po chwili dostrzegliśmy mnóstwo tipi. Po chwili usłyszałem krzyk kobiety. Mojej Aevy! Biegłem coraz szybciej i szybciej. W końcu wpadłem do tipi, w którym Aeva była związana a wkoło niej było pełno mężczyzn. Jeden trzymał nóż przy jej brzuchu. Wkur***em się. Na mój widok powiedział coś. Od razo podbiegłem do mojej ukochanej. Pochwyciłem nóż i wymierzyłem w faceta. Wiele nie myślą odciąłem liny, którymi przywiązana była moja ukochana.
-Daniel...- wyszeptała.
Popatrzyłem na nią, w jej oczach było widać strach. Szybko się otrząsnąłem i rzuciłem nożem wprost w pierś mężczyzny. Zgiął się w bólu, a jak na zawołanie usłyszałem rżenie i do tipi wgramolił się dziki ogier. A nie, to koń Esmy. Może to nie taki demon jak mówią? Jego kopyta, skierowane wprost na wrogów były wręcz potworne. Przestraszyłem się trochę, ale gdy wszyscy wybiegli, podniosłem ukochaną.
-Wszystko będzie dobrze...- powiedziałem całując dziewczynę w czoło.-Aeva! Jesteś gorąca!- powiedziałem dotykając jej czoła.
-To nic.- powiedziała obojętnie i posłała uśmiech chłopakowi.
Zaniosłem ją do konia. Następnie wsadziłem ją na niego i sam wsiadłem. Chłopak wyszedł z tipi a Ci "wojownicy" wybiegli z innego tipi przyodziani w ciężką broń.
-Jedź! Zabierz ją stąd!- krzyknął.
Od razu przystałem na propozycję. Dotknąłem boków konia, a on ruszył galopem. Mocno przytuliłem dziewczynę do siebie. Po chwili poczułem, że chwyta moją rękę. Mruknęła coś, że jej słabo. Na chwilę zapomniałem, że narzeczona jest w 8 miesiącu ciąży. Delikatnie przestraszyłem się, że to ten moment. Dojechaliśmy do tipi, do którego od razu wniosłem ukochaną. Położyłem ją na skórach. Z kieszeni wyjąłem "szczęśliwą" chusteczkę. Namoczyłem ją w wodzie i położyłem ją na gorącej głowie ukochanej.
Zdjąłem z niej przeszkadzające rzeczy. Po chwili poczułem jak coś mokrego przepełnia mój but. Popatrzyłem na dziewczynę. No super...
-Ah...- jęknęła dziewczyna.
-Aeva... Spokojnie...- powiedziałem sięgając po komórkę.
Macałem wszystkie kieszenie. Po chwili wyciągnąłem telefon.
~Halo? Pogotowie? Moja narzeczona zaczyna rodzić! Gdzie? Kur*a!~ zakląłem.~ Co mam robić? Będziecie za 50 minut? ~pytałem.~Dobrze...
Za wskazówkami lekarza miałem zdjąć z niej ubranie. Co było dość ciężkie z kobietą, która ledwo co oddycha.
-Spokojnie kochana. - powiedziałem zdejmując jej bluzkę.
Aeva zaczęła jęczeć i wić się. Pogłaskałem ją po głowie. Wymieniłem kompres i mnie zemdliło. Krew... Niby jestem facet a mdli mnie na widok krwi.
-Daniel! Nie wytrzymam!- krzyknęła i zaczęła krzyczeć.
-Nie przyj. Nie przyj, oddychaj. Wytrzymasz!- pomagałem jej.
Po chwili usłyszałem cichy odgłos. Do tipi wszedł Indianin.
- Musimy wyciągnąć dzieci.- powiedział szybko klękając przy mnie.- Inaczej mogą się udusić.
Po chwili dziewczyna zaczęła szybciej oddychać, a ja podłożyłem kolano pod jej głowę.
-Przysuń ją do siebie.- rozkazał.
Po chwili Aeva pochwyciła moją rękę i wbiła paznokcie w moją dłoń. Powstrzymałem jęk bólu. Zacisnąłem rękę na jej dłoni. Chłopak rozchylił swój pakuneczek i wyjął watę.
- Na razie czekamy.- powiedział po czym usiadł obok mnie. Minęło w ciszy około 2 godziny, po czym Otetiani powiedział, że zaraz będę musiał mu pomóc.
-Otetiani, co z dziećmi?- zapytała cicho ukochana.
Chłopak nic nie powiedział. Rozchylił nogi Aevy, by trochę "rozluźnić" miejsce u dzieci. Po chwili Aeva jęknęła i wtedy Otetiani odezwał się.
-Przyj! Przyj.
Dziewczyna na polecenia zaczęła przeć, a ja "dzielnie" podtrzymywałem jej głowę.
Pocałowałem ją w czoło a następnie dziewczyna przygryzła wargi.
-Musimy sobie jakoś poradzić...- oznajmił Otetiani.
Po chwili kazał Aevie oddychać głęboko, później znowu przeć. Po chwili usłyszeliśmy płacz. Odetchnąłem z ulga.
-To chłopiec.- ozwał się facet.
Po chwili znowu ta cała akcja powtórzyła się i na świat wyszła dziewczynka. Aeva, już nieźle spocona i wymęczona wbijała pazurki w moją rękę. Po kilku godzinach na świecie była cała czwórka. Aeva zasnęła a ja wgapiałem się w dzieci, moje dzieci. Po raz pierwszy w życiu poczułem dumę. Przytulałem wszystkie po kolei.
<Aeva? Abihraj?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)