czwartek, 22 grudnia 2016

Od Alexandry - Zawody

Po operacji wreszcie wracałam do treningów i kondycji sprzed przerwy. Instruktorzy byli w szoku, że po takim czasie odnalazłam się znakomicie w siodle.
-Alex, jest już lista koni.- Edward brutalnie wyciągnął mnie z łóżka za co został obrzucony morderczym spojrzeniem. Brunet uciekł czym prędzej z pokoju, a ja podniosłam się leniwie z podłogi. Założyłam dres i zarzuciłam bluzę na ramiona, po czym podreptałam do tablicy informacyjnej. Na środku wisiała czerwona kartka z nazwiskami osób startujących w zawodach oraz koni im przydzielonych.
-Santiago, Santiago...-Mruczałam cicho pod nosem szukając mojego nazwiska. -O jest!
Początkowo miałam startować na Laydy, jednak imię klaczy zostało skreślone i zastąpione Versace.
-Hmmm nie kojarzę go jakoś.-Wzruszyłam ramionami i wróciłam do pokoju. Szybko przebrałam się w strój jeździecki i ruszyłam na śniadanie, które już trwał od dobrych trzydziestu minut. Zjadłam dwie kanapki, po czym skierowałam się do stajni wraz z Edwardem.
-Edziu, kojarzysz Versace ?- Brunet przystanął na chwile mierząc mnie spojrzeniem.
-Wysłali cię na głęboką wodę. On jest... trochę szurnięty.- Stwierdził, a ja kiwnęłam lekko głową. Dotarliśmy po kilku minutach na miejsce, zawitałam na chwilę do boksu Angel'a, żeby następnie iść zapoznać się z Versace. Po paru minutach wreszcie znalazłam odpowiednie stanowisko. Łeb wałacha wyglądał ciekawski na zewnątrz.
-Cześć chłopaku. - Wyciągnęłam ostrożnie dłoń w jego kierunku,na co angloarab kłapnął zębami.- Uuuu będzie zabawa.
Zawróciłam do siodlarni, skąd zabrałam jego sprzęt. Odłożyłam wszystko na wieszak na korytarzu, po czym wyprowadziłam Versace.
-Pomogę ci z nim. Jest przy czyszczeniu szurnięty, zresztą jak cały czas.- Nieoczekiwanie stanął za mną Edward kładąc dłonie na moich biodrach. Lekko wzdrygnęłam się na jego dotyk, jednak na moje policzki wkradł się rumieniec. Chłopak musnął ustami mój policzek, po czym zaczął czyścić wałacha. Po dwudziestu minutach kierowałam się z osiodłanym czterokopytnym na plac. Włożyłam stopę w strzemię i odbiłam się dwukrotnie po czym przerzuciłam nogę nad zadem konia. Po dłuższej rozgrzewce w trakcie której zapoznaliśmy się ze sobą.
-Edziu... - Spojrzałam błagalnie na bruneta, który przyglądał się naszemu treningowi. -Ustawił byś mi przeszkody?
Chłopak pokiwał niechętnie głową, a parkur był gotowy po zaledwie kilku minutach. Podciągnęłam mocniej popręg, po czym zebrałam wodzę. Przyłożyłam łydkę do boków wałacha, który z miejsca zagalopował i zaczął strzelać baranki. Po paru minutach odkrył, że z planu pozbycia się mnie z grzbietu nie wyjdą póki co. Nakierowałam go na przeszkodę, a Versace zaczął na nią pędzić jak szalony i tym oto sposobem kręcę już piątą ósemkę przed ponad metrową stacjonatą. Po kilkunastu kołkach wałach wreszcie szedł równym tempem na przeszkodę. Stacjonatę pokonaliśmy bez problemu, tak jak kolejne pięć przeszkód. Zbliżaliśmy się do szeregu, który na treningu był ostatnią barierą. Foul galopu, łydka i... angloarab stanął jak wryty, a ja przeleciałam przez jego szyję wpadając na przeszkodę.
-Ty idioto! - Wydarłam się na cały plac zbierając się z ziemi. Edward przybiegł do mnie, a ja jedynie skinęłam głową, że wszystko w porządku. Brunet ustawił ponownie przeszkodę, natomiast ja wsiadłam ponownie na tą wredotę.
-Pasujecie do siebie.- Chłopak poklepał wałacha po boku.
-Niby czemu? -Prychnęłam zirytowana ruszając kłusem.
-Oboje jesteście, zadziorni, uparci i wredni. - Posłał mi buziaka, jednak w odpowiedzi otrzymał piękny środkowy palec.
-Jeszcze mi powiedz, że jesteśmy podobni z wyglądu. - Mruknęłam przykładając wewnętrzną łydkę do popręgu, a zewnętrzną lekko cofając. Wałach zrozumiał ten sygnał od razu. I tak od początku zaczęła się walka z wiatrakami. Seria baranków, napędzanie się na przeszkodę i zatrzymywanie się do stój, jedynym wyjątkiem był fakt, że więcej nie sprawdzałam podłoża. Wreszcie Versace łaskawie przeskoczył cały parkur perfekcyjnie. Rozstępowałam go, po czym skierowaliśmy się do stajni. Rozsiodłałam wałacha i odprowadziłam do boksu.
-Mam go już dość...-Jęknęłam opierając się o bruneta.
-I tak nieźle się dzisiaj spisałaś. To dość charakterny koń, ale wiem, że dasz sobie radę. A teraz chodź do pokoju, powinnaś odpocząć. Skierowaliśmy się we dwoje do sypialni, a ja od razu wybrałam się do łazienki. Gorąca woda rozluźniła moje spięte mięśnie, za co byłam wdzięczna. Założyłam ciepłe dresy i opatuliłam się jeszcze szczelniej bluzą siadając na kanapie. Kolejne dni mijały mi na treningach z tym..... wariatem, lub na siedzeniu na zajęciach. Dwa dni przed zawodami, poznaliśmy układ toru. Od rana wszystko było rozstawione na placu. Wyczyściłam Versace i skierowałam się z nim na parkur. Pierwszy raz od ponad tygodnia, wałach po rozgrzewce nie zaczął świrować. Szedł równo na przeszkody i nie wyłamywał. Byłam z niego dumna, a trening wyszedł nam w rekordowym czasie. Po około godzinie siedziała w siodlarni szykując przebranie dla siebie i konia. Nachrapnik oraz naczółek owinęłam sztuczną brodą, natomiast do pasków potylicznych przyczepiłam drucik, którego kształt ułożyłam w okulary. Do czerwonej polarowej derki przyszyłam białe kołnierzyki oraz wstawki. Wypastowałam siodło i wszystko schowałam do swojej szafki. Wróciłam do pokoju, gdzie zaczęłam kompletować moje przebranie.
Kolejnego dnia odpuściłam sobie trening. Od rana pomagałam piec pierniki oraz dekorować stajnie. Z pierwszego zajęcia zostałam wyrzucona jak tylko Naomi zorientowała się, że podjadam jej prace. Zostałam wysłana do stajni, gdzie przy wejściu świeciły lampki. Weszłam do środka i zabrałam się za przyczepianie łańcuchów oraz plastikowych bombek. Po południu wszystko było gotowe, a ja zajrzałam do Versace. Zabrałam lonże i kantar. Skierowałam się z powrotem do boksu i po chwili kierowałam się z wałachem na lonżownik. O, dziwo angloarab od początku szedł jak zaczarowany. Reagował na każdy najmniejszy sygnał i nie wariował. Po ponad godzinie odprowadziłam go na stanowisko. W nagrodę w jego żłobie znalazło się parę marchewek. Kiedy Versace trochę ochłonął zabrałam się za robienie salonu piękności. Wyczyściłam kopyta wałacha i pomalowałam je czerwonym lakierem, który spokojnie przetrwa do jutra. Rozczesałam jego ogon i grzywę, które przy okazji poprzerywałam. Wreszcie koło dziewiętnastej koń był piękny i pachnący. Uśmiechnęłam się pod nosem i wróciłam do akademii. Poszłam na kolację, po której szybko wskoczyłam pod prysznic, a następnie położyłam się spać. Wstałam koło siódmej. Poranna toaleta i pożywne śniadanie, a następnie droga do stajni. Przyszykowałam cały strój i wyprowadziłam Versace. Wyczesałam kilka zaklejek, które powstało w ciągu nocy. Zaplotłam mu grzywę oraz ogon, po czym zarzuciłam na grzbiet wałacha derkę. W następnej kolejności było siodło oraz ogłowie. Na koniec dla ozdoby założyłam czerwone owijki.



 Przekazałam czterokopytnego Danielowi, który był tym razem moim luzakiem. Ruszyłam do siodlarni, gdzie założyłam zielone bryczesy, a bluze zamieniłam na czerwoną elfią koszulę. Na nogi wsunęłam moje stare, gumowe sztyblety, które wypastowałam na zielono i przyczepiłam po jednym dzwoneczku. Zabrałam kask, do którego była przyczepiona czapka elfa oraz rękawiczki i zmyłam się z siodlarni w której zrobił się tłok.


Ubrałam się do końca i odebrałam konia od Daniela, który już porządnie go rozgrzał. Zawody zaczynały się za kwadrans, przez co postanowiłam skoczyć parę przeszkód jeszcze, a potem dać mu wolne.
***
Pan Rose oficjalnie otworzył zawody, wysyłając pierwszą parę na świątecznie ozdobiony parkur. Z moim szczęściem wylosowałam drugi numerek. Po przegalopowaniu dwóch kółek zatrzymałam się przed bramką. Nagle pojechał do mnie Edward i złączył nasze usta w pocałunku.
-Dacie sobie radę. - Chłopak dodał mi trochę otuchy po czym wrócił na rozprężanie.
-NA PLAC ZAPRASZAMY ALEXANDRĘ SANTIAGO NA VERSACE!- Dobiegł dźwięk z głośnika,a ja przyłożyłam łydkę do boków wałacha. Poczekałam, aż Naomi zjedzie z parkuru. Zagalopowałam i po znaku sędziego ruszyłam na pierwszą przeszkodę. Początkowo wałach napędzał się na przeszkodę, co zwaliłam na adrenalinę i emocję. Usiadłam mocniej w siodle, na co angloarab zwolnił. Raz, dwa trzy... i po chwili zaleźliśmy się po drugiej stronie stacjonaty.





Zakręt w prawo i pięć foule galopu do oksera. O dziwo musiałam popędzić wałacha, który zbytnio zwolnił. Na szczęście mocniejsza łydka wystarczyła. Mocno zaryzykowałam ścięciem drogi od drugiej do trzeciej przeszkody. Przeskoczenie jej pod kątem mogło wiązać się ze zrzutką, której na szczęście uniknęliśmy. Ten sam manewr zastosowaliśmy skacząc kolejnego oksera.



Na tym etapie miałam kilku sekundowy zapas nad pierwszym zawodnikiem.
Stacjonatę przeskoczyliśmy już z prostopadłym najazdem. Versace szedł jak za dotknięciem zaczarowanej różdżki. Szereg, który przysporzył nam kłopotów na treningu teraz pokonywaliśmy z zamkniętymi oczami. Spięłam się lekko przed wodą przeszkodą, ponieważ nie mieliśmy okazji skakać czegoś takiego, a ja nie znałam reakcji wałacha na wodę. Ku mojej uldze ona miał "w zadzie", przez co przeskakiwał.


Dodałam angloarabowi łydkę, żeby przyspieszył. Już nie bałam się tej prędkości, wiedziałam, ze mu ufam, a on mi. Kolejny szereg, a ja czułam jakbyśmy lecieli. Versace spokojnie mógłby przejechać cały tor samemu. Kolejne cztery przeszkody nie sprawiły na problemu. Niestety, przy ostatniej najwyższej stacjonacie wałach zaczął się zbytnio zapędzać. Zebrałam go w ostatnim momencie, jednak Versace zahaczył lekko kopytem o drąg. Wylądowaliśmy, a ja zerknęłam za siebie.... Przeszkoda stała cała! Zerknęłam na zegar i uniosłam wysoko rękę po czym poklepałam wałacha po spoconej szyi. Zwolniłam następnie do kłusa i wyjechałam z placu umożliwiając start kolejnemu zawodnikowi. Przytuliłam się do tego wariata, który szedł teraz bez żadnej kontroli. Wreszcie się zatrzymał, a ja zeskoczyłam na ziemie.
-Chodź mały,zmienimy trochę stylówę, żeby się z ciebie nie śmiali. - Szepnęłam uśmiechając się pod nosem. Zaprowadziłam go na stanowisko, gdzie zdjęłam strój Mikołaja, który zastąpiłam derką pod siodło i rogami renifera.


Wróciliśmy na tor przyglądając się pozostałym przejazdom. Ja zajadałam się piernikami, a wałach marchewkami.
-O,jakie obżartuchy. - Zaśmiał się Edward kradnąc mi całusa i piernika. Uśmiechnęłam się lekko i oparłam głowę na ramieniu chłopaka. Po kilku minutach musieliśmy ponownie wsiąść na konie. Podciągnęłam Versace popręg i po chwili znalazłam się na jego grzbiecie. Pojechaliśmy na plac, gdzie stało już wyłącznie podium. Ustawiliśmy się w lini czekając na wyniki. Nagle z nieba zaczęły spadać białe płatki. Wiedziałam, że nawet jeśli nie wygram tych zawodów, ten dzień skończy się magicznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)