wtorek, 15 listopada 2016

Od Alexandry C.D Edwarda

-Yyyyy wiesz dlaczego Bell się wystraszyła? - Zapytałam, a chłopak pokręcił tylko przecząco głową. - No więc, przed przeszkodą leżała żmija i klacz przestraszyła się jej, a ty z gracją przeleciałeś przez jej szyję i uderzyłeś o drewniane belki. Zabrałam stamtąd jak najszybciej kasztanke, a potem musiałam podejść do ciebie, ale ten wąż się na mnie gapił. Postanowiłam rzucić w niego kaskiem.
- Co zrobiłaś? - Chłopak śmiał się jakoś opętany, aż e końcu podeszła do nas jedna z pielęgniarki.
- Może się PAN uspokoił?- Zapytała zerkając lodowatym spojrzeniem na bruneta, który kiwnął głową. Kiedy kobieta zniknęła za zasłoną Ed machnął ręką, żebym się nad nim pochyliła.
- Jeśli jeszcze raz usłyszę jak któraś z nich powiem do mnie "Pan" to kogoś zamorduje. - Szepnął zirytowany na co parsknęłam śmiechem.
- Powiem Ci, że mój kask to ci życie uratował, a ty się śmiejesz. - Fuknełam siadając z powrotem na krzesełku.
- Dobrze, już dobrze.- Uśmiechnął i zapanowała na chwilę cisza.- Mam dostępu ciebie prośbę. Mogłabyś przejąć ta trzy - cztery dni moje obowiązki?
- Nie ma sprawy. - Chłopak odetchnął z wyraźną ulgą, a ja zerknęłam na zegarek. - Przepraszam, ale muszę już uciekać. Dochodzi dwudziesta, a ja praktycznie od jedenastej tu siedzę. - Uśmiechnęłam się przepraszająco wstając.
- Uciekaj już, pewnie jesteś zmęczona. Ja się przespałem jakieś dziewięć godzin.- Odparł, a ja pomachalam mu na pożegnanie i opuściła sale. W ciągu godziny znalazłam się w akademii. Zamiatarki skierował się na stołówkę poszłam do stajni. Miałam godzinę, żeby wszystko ogarnąć. Wyszczotkowalam Angel'a, Jutrzenke i na końcu huculke. Wróciłem do pokoju i położyłam się spać od razu.
****
Kolejny dzień, który spędziłam w stajni. O szóstej pobiegłam na śniadanie, jednak nie grzeszylam apetytem. Zjadłam może jednak kanapkę po czym ruszyłam do stajni. Szybki marsz, a ja dostałam zadyszki. Oporzadzilam Angel'a i ruszyłam na dwie godziny treningu skokowego. Od początku nie mogłam się skupić. Na obiedzie się nie pojawiłam tylko wyczyściłam boksy czterech koni. Przygotowałam Jutrzenke na trening przełajowy. Nie sądziłam, że ta klacz ma tyle energii. Po skończonym treningu w momencie kiedy moje stopy dotknęły podłoża upadłam na kolana, dziękując w duchu za życie.
-Przeżyłam...-Jęknęłam podnosząc się i odprowadzająca klacz do boksu. Kolejne cztery godziny spędziłam na czyszczeniu i lonzowaniu Expresso oraz Wery. Po osiemnastej ledwo utrzymywałam się na nogach. Zjadłam kolacje i poszłam do pokoju. Spalam jedenaście godzin jednak zmęczenie nie opuściło mojego ciała. Plan na dziś był podobny do wczorajszego z wyjątkiem, że zawitała u Edwarda w szpitalu.
- Co ty taka blada?-Zapytał na wejściu.
-Zmęczona jestem.- Od miesiąca... Dodałam w myślach.
-Może powinnaś trochę odpocząć.
-Nie wyspałam się od co. - Stwierdziłam uśmiechając się lekko.
***
Edward dzisiaj wychodzi, jednak wsiadać będzie mógł za dwa dni. Miał leżeć i nie przejmować się niczym. Te dwa dni minęły jak zbicza strzelił. Oboje wróciliśmy do swoich obowiązków i zaczęliśmy się mijać.
Tydzień później
Wstałam dość późno i poszłam do łazienki. Prysznic i inne duperele, już miałam wychodzić kiedy na umywalce pojawiła się kropla krwi, a po chwili obok niej druga. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam struzke krwi wypływająca z nosa.
- Alex rusz się inni też chcą skorzystać. - Zirytowany Edward dobijał się do drzwi.
-Już wychodzę!- krzyknęła tamujac krwawienie. Wyszlam z łazienki, a jeszcze szybciej z pokoju. Zbagatelizowalam poranny incydent i skierowałam się do stajni.
- Alex jesteś strasznie zdenerwowana i blada.- Edward złapał mnie dopiero przy boksie trakena.
- Nic mi nie jest.- Mruknełam wchodząc do środka. Brunet wzruszył ramionami i odszedł, a ja zaczęłam czyścić wałacha. Pół godziny, a ja znalazłam się na treningu skokowym wraz z Helen, Edwardem i Holi. Angel od początku był nie spokojny.
- Santiago wyglądasz jakbyś pierwszy raz siedziała na koniu! Jedziesz pierwsza może się rozruszasz na metrówkach. - Kiwnelam głową w kierunku instruktora. Zagalopowałam w narożniku i po przejechaniu jednego okrążenia najechałam na stacjonate. Później mur i szereg gimnastycznych. Galopowałam równym tempem na ostatnią przeszkodę. Wałach już miał się wybić jednak zrezygnował, a ja przeleciałam przez szyję trakena strącając poprzeczki. Obolała podniosłam się z ziemi.
- Edward odprowadz ją do pokoju.
Chłopak zsiadł z klaczy i nie był specjalnie zadowolony. Złapałam wałacha i podreptalam do stajni. Ed w ciszy pomógł mi go rozsiodlac.
-Przepraszam. - Szepnęłam, nie mogąc wytrzymać swidrujacego spojrzenia chłopaka uciekłam do pokoju. Czułam się coraz gorzej. Po paru minutach biegu znalazłam się w pokoju z wielką zadyszką. Na stoliku leżała koperta z moim nazwiskiem. Wyniki badań. Nareszcie przyszły... Otworzyłam kopertę i zaczęłam czytać interesujące mnie wiadomości... "CIERPI PANI NA ANEMIĘ." Zakrecilo mi się w głowie, a obok tego zdania pojawiły się krople krwi. Było to o wiele obfitsze niż o poranku.
-ALEX CO TY ODPIERDALASZ? -Do pokoju wpadł Edward, kiedy jego wzrok zatrzymał się na mnie natychmiast złagodnial. Krwotok nie ustepowal, a ja byłam przestraszona. Brunet natychmiast pojawił się obok, przytrzymujac mnie w talii.
Edward
Sorry takie zamotane wyszło

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)