poniedziałek, 14 listopada 2016

Od Edwarda C.D Alexandry

Nie byłem do końca pewny co się dzieje. Miałem mroczki przed oczami, które zdecydowanie nie pomagały mi w utrzymaniu przytomności. Słyszałem przyciszony krzyk Alexandry, która rzuciła czymś czarnym koło mnie, a syk który jeszcze przed sekundą słyszałem koło mojego ucha, ucichł, a wraz z nim przyszła bezgraniczna czerń.
*******
Gdy otworzyłem oczy, poraziła mnie biel, jaką zawsze widziałem gdy musiałem przeleżeć dwa tygodnie+ ze złamaną ręką. Jęknąłem cicho, ale nie z bólu lecz z rezygnacji. Znowu szpital ... czego chcieć więcej? Cóż, jeździectwo wymaga poświęceń, ale mi zdecydowanie już wystarczy.
Oparłem głowę o miękką poduszkę i westchnąłem. Dotknąłem lekko głowy, lecz na szczęście nie poczułem tam szorstkiego materiału bandażu. Czyli jak zawsze - o włos od katastrofy. Ja to jednak mam dużo szczęścia.
Wszędzie widziałem łóżka, niektóre zapełnione a niektóre starannie pościelone. Wokół krzątało się kilka pielęgniarek, jednak na szczęście żadna z nich nie podeszła do mnie z jakimś ohydnym antybiotykiem. Przynajmniej na początku, bo kiedy o tym pomyślałem jakaś krótkowłosa, pulchna blondynka podreptała do mnie z nieco dziecięcym uśmiechem radosnej przedszkolanki i przez chwilę zastanawiałem się czy nie pogubili się i nie wysłali mnie do szpitala dziecięcego.
- Widzę że pan wstał. - powiedziała, kładąc na stoliku nocnym butelkę wody. - Uderzył się pan mocno w głowę, więc będzie musiał pan zostać w szpitalu przez następne trzy dni. Wtedy pan będzie mógł wrócić do akademii.
Poczułem że jeśli jeszcze raz usłyszę "pan" to wyjdę z tej sali. Zamiast tego zmusiłem się do neutralnego uśmieszku.
- Nie ma problemu. - w rzeczywistości był wiele, okropnych problemów. Nie potrafiłem tak po prostu przerwać rutyny którą zdążyłem sobie wyrobić a w dodatku miałem dwa rozszalałe i energiczne konie pod opieką, które zdecydowanie potrzebowały wiele ruchu. Skoro więc mnie tam nie będzie, gdy wrócę nawet po trzech dniach będę miał niezłe rodeo, przynajmniej ze strony Jutrzenki która również przyzwyczaiła się do codziennych, aktywnych jazd.
- Cieszę się więc, że panu nie sprawia to problemów. - uszczęśliwiła się pielęgniarka (a ja w tym momencie zacisnąłem ręce na brzegach łóżka). - I właściwie, ma pan gościa.
Blondynka wpuściła do pomieszczenia niepewną Alexandrę, która rozglądała się po pokoju prawdopodobnie szukając znajomej twarzy. Gdy na mnie natrafiła podeszła lekko i jak gdyby nigdy nic spytała:
- Żyjesz?
- Hm ... pomyślmy. - udałem że głęboko się zastanawiam. - Ee... nie.
- Ah, jak mi szkoda. - zaśmiała się i usiadła na taborecie koło łóżka. - Powiem ci że strasznie przywaliłeś w tą przeszkodę. Aż mnie coś zabolało. I jeszcze ten wąż ... Brrr.
Zmarszczyłem brwi i przeniosłem pytające spojrzenie na Alex.
- Wąż?


<Alex? Wiem, trochę krótkie ... ;-;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)