Nie byłem do końca pewny co się dzieje. Miałem mroczki przed
oczami, które zdecydowanie nie pomagały mi w utrzymaniu przytomności. Słyszałem
przyciszony krzyk Alexandry, która rzuciła czymś czarnym koło mnie, a syk który
jeszcze przed sekundą słyszałem koło mojego ucha, ucichł, a wraz z nim przyszła
bezgraniczna czerń.
*******
Gdy otworzyłem oczy, poraziła mnie biel, jaką zawsze
widziałem gdy musiałem przeleżeć dwa tygodnie+ ze złamaną ręką. Jęknąłem cicho,
ale nie z bólu lecz z rezygnacji. Znowu szpital ... czego chcieć więcej? Cóż,
jeździectwo wymaga poświęceń, ale mi zdecydowanie już wystarczy.
Oparłem głowę o miękką poduszkę i westchnąłem. Dotknąłem
lekko głowy, lecz na szczęście nie poczułem tam szorstkiego materiału bandażu.
Czyli jak zawsze - o włos od katastrofy. Ja to jednak mam dużo szczęścia.
Wszędzie widziałem łóżka, niektóre zapełnione a niektóre
starannie pościelone. Wokół krzątało się kilka pielęgniarek, jednak na
szczęście żadna z nich nie podeszła do mnie z jakimś ohydnym antybiotykiem.
Przynajmniej na początku, bo kiedy o tym pomyślałem jakaś krótkowłosa, pulchna
blondynka podreptała do mnie z nieco dziecięcym uśmiechem radosnej
przedszkolanki i przez chwilę zastanawiałem się czy nie pogubili się i nie
wysłali mnie do szpitala dziecięcego.
- Widzę że pan wstał. - powiedziała, kładąc na stoliku
nocnym butelkę wody. - Uderzył się pan mocno w głowę, więc będzie musiał pan
zostać w szpitalu przez następne trzy dni. Wtedy pan będzie mógł wrócić do
akademii.
Poczułem że jeśli jeszcze raz usłyszę "pan" to
wyjdę z tej sali. Zamiast tego zmusiłem się do neutralnego uśmieszku.
- Nie ma problemu. - w rzeczywistości był wiele, okropnych
problemów. Nie potrafiłem tak po prostu przerwać rutyny którą zdążyłem sobie
wyrobić a w dodatku miałem dwa rozszalałe i energiczne konie pod opieką, które
zdecydowanie potrzebowały wiele ruchu. Skoro więc mnie tam nie będzie, gdy
wrócę nawet po trzech dniach będę miał niezłe rodeo, przynajmniej ze strony
Jutrzenki która również przyzwyczaiła się do codziennych, aktywnych jazd.
- Cieszę się więc, że panu nie sprawia to problemów. -
uszczęśliwiła się pielęgniarka (a ja w tym momencie zacisnąłem ręce na brzegach
łóżka). - I właściwie, ma pan gościa.
Blondynka wpuściła do pomieszczenia niepewną Alexandrę,
która rozglądała się po pokoju prawdopodobnie szukając znajomej twarzy. Gdy na
mnie natrafiła podeszła lekko i jak gdyby nigdy nic spytała:
- Żyjesz?
- Hm ... pomyślmy. - udałem że głęboko się zastanawiam. -
Ee... nie.
- Ah, jak mi szkoda. - zaśmiała się i usiadła na taborecie
koło łóżka. - Powiem ci że strasznie przywaliłeś w tą przeszkodę. Aż mnie coś
zabolało. I jeszcze ten wąż ... Brrr.
Zmarszczyłem brwi i przeniosłem pytające spojrzenie na Alex.
- Wąż?
<Alex? Wiem, trochę krótkie ... ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)