wtorek, 15 listopada 2016

Od Holiday - zawody

Rano obudziłam się wcześnie, tak jak zawsze zresztą. Dzisiejszego dnia dziwnie się czułam, zapewne z powodu stresu, który zaczął mi towarzyszyć od razu po pobudce. Nigdy jeszcze nie startowałam w zawodach… To miały być moje pierwsze. Moje głowę ciągle odwiedzały czarne myśli.
A jeśli spadnę z konia i coś mi się stanie?
A może to ludzie będą uważali, że nie potrafię jeździć?
Spokojnie, Holiday.
Najdziwniejsze po pobudce było to, że Helen, która zawsze spałą najdłużej jak się da, poszła już sobie, zapewne do stajni, aby przygotować się do zawodów… Pewnie zaraz się okaże, że wszyscy ćwiczą już od 5:00 nad ranem, tylko ja wstałam tak późno…
A nawet jeśli, to co z tego?
Ubrałam się i poszłam do stajni, gdzie zastałam Sydney w dość dobrym humorze. Zobaczyła mnie zanim ja to zrobiłam, i zarżała przyjaźnie. Podeszłam do niej i zaczęłam ją głaskać.
- Cześć, mała – szepnęłam – Wiesz, że dzisiaj będziemy startować na moich pierwszych zawodach? – zapytałam, na co klacz (jakby była człowiekiem) odpowiedziała by pewnie: „Wiem, ale mnie to totalnie nie rusza…”
Uśmiechnęłam się do Sydney.
- Ale ty dobrze pocieszasz… - westchnęłam. Czy ja właśnie rozmawiam z Sydney?!
Wyczyściłam klacz tak, że jej sierść dosłownie błyszczała. Osiodłałam ją, po czym zaprowadziłam ją na halę, gdzie ćwiczyłyśmy jakąś godzinę. Sydney (jak zwykle) sprawowała się świetnie, dzięki czemu poświęcona godzina nie była zmarnowana. W drodze do stajni spotkałam Alexandrę.
- Hej – przywitałam się.
- Cześć… Wiesz już co ubrać na zawody? – zapytała.
- Mam zamiar przebrać się za pirata…  - odpowiedziałam – A ty?
- Tajemnica – oznajmiła, i poszła dalej.
Westchnęłam. Z nią się dogadać…
Klacz zaprowadziłam z powrotem do boksu, gdzie ją rozsiodłałam i wyczyściłam. To zajęło mi 10 minut. Spojrzałam na zegarek. 7:59. Ruszyłam do stołówki, zostawiając klacz samą w boksie. Śniadanie zjadłam w 15 minut, co bardzo ułatwiło mi sprawę. Poszłam do pokoju, gdzie zamierzałam przygotować sobie strój na zawody. Wszystkie rzeczy niezbędne do przebrania już zakupiłam. Na szczęście wiele rzeczy nie było trzeba, gdyż potrzebowałam tylko w większości kosmetyków, które kupiłam już z tydzień temu.
Weszłam do pokoju, gdzie nie zastałam współlokatorki. Zapewne ćwiczy… Ostatnio dużo czasu spędzała na parkurze, skacząc razem z Mefistem. Wiem, że została wybrana z jakimś chłopakiem (nie zamęczałam się, żeby dowiedzieć się jak ma na imię…). Choć zostało mi jeszcze dużo czasu, nie mogłam znieść myśli, że mam tak siedzieć cały dzień sama, dlatego postanowiłam pozajmować się końmi.
Zajęłam się Leonidasem, Dianą i jeszcze raz Sydney, która cieszyła się bardzo z moich odwiedzin. Poćwiczyłam z nią i Alex przejazd toru cross. Miałam już serdecznie dość tego toru. Jeździłam na nim mnóstwo razy razem z dziewczyną. Szło nam nieźle, chociaż prawie na pewno znajdzie się para, która będzie jeździła lepiej od nas. Zajmowanie się tymi trzema końmi zajęło mi równo 6 godzin. Co oznaczało, że jest mniej więcej 14. Poszłam na obiad, z którego skierowałam się prosto do pokoju, w którym, ku mojemu zdziwieniu siedziała Helen, której rzuciłam szybkie „Cześć”.  Przygotowałam sobie ubrania na boku, aby później ich nie szukać, jeszcze raz sprawdzając, czy wszystko kupiłam, przy okazji wywalając wszystko co miałam z kosmetyczki. Czego nie było aż tak dużo w prawdzie. Ciekawa jestem za co będzie przebrana Alex... Nie wierzę, że mi nie powiedziała. Sama mogłam jej nie mówić, ale nie pomyślałam o tym. Cóż, teraz już jest za późno. Wszystko co miałam było bardzo dobrze dopasowane. Pozostało mi tylko wyczyścić moją klacz, która pewnie i tak wyglądała już nienagannie. Większość czasu, który jej poświęcałam, był głównie na czyszczeniu. Ale w ten dzień akurat musiała wyglądać pięknie. Ale, nie tylko ona, obie musimy się dobrze zaprezentować. Choć akurat w tym przypadku liczy się szybkość. Godzinne ćwiczenia z Alex, które poświęciłyśmy, żebyśmy miały jakieś szanse, nie pójdą na marne, a nawet jeśli, to nie będzie miało większego znaczenia. Cieszę się, że tyle czasu poświęciłam mojej klaczy, chociaż to oznaczało, że musiałam trochę mniej czasy poświęcić mojej kotce , ale Celeste nie była na mnie zła.

~~*~~

Stałam zestresowana na strefie zmian. Spojrzałam na zegarek. 3 minuty temu wystartowała Alexandra. Dłonie mi marzną, a palce od stóp odmawiają posłuszeństwa.  Cały czas wypatruję jej przybycia. Ale po chwili zupełnie tracę poczucie czasu. Nie wiem ile czekam. Nie wiem, czy mam się już jej spodziewać. Mam wrażenie jakbym nie widziała niczego innego, tylko trasę, na którą patrzę, i oczekuję jej. W końcu (po jak mi się zdaję wiekach) słyszę na początku cichy, a potem coraz głośniejszy tętent kopyt. Chwilę później widzę ich źródło. Zbieram konia, kiedy niedaleko mnie rozpoznaję sylwetkę dziewczyny, ale nie zamęczałam się spojrzeć na strój, czego byłam naprawdę bardzo ciekawa, teraz nie ma na to czasu. Później będziemy podziwiać kreatywność naszych stroi.
Po jak mi się zdaje wiekach, dziewczyna przekazuje mi pałeczkę. A ja w jakby zwolnionym tempie zaczynam jechać.
Nie mam pojęcia ile już przejechałam. Jak długo jadę. Nawet nie patrzę na boki, by dowiedzieć się, kto jedzie obok mnie. Słyszę tylko bicie własnego serca, przy starcie w moich pierwszych zawodach. Oddech mi też przyspiesza. Po prostu jadę przed siebie, jakbym nie miała niczego innego do roboty. Tylko to mi w tej chwili pozostało. Po chwili postanawiam spojrzeć na przeciwników. W kolejności byłam trzecia, ale do mety może się jeszcze bardzo dużo rzeczy zmienić. 
Miarowy oddech konia dodaje mi otuchy. Spokój, który emanuj od Sydney, wydaje się być niemożliwy. Klacz dobrze wie, że się boję, ale ona jest szczęśliwa, że nareszcie może się wykazać. Spokój i wesołość udziela się także mi.
Wyprostowuję się lekko i przyspieszam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)