Castiel rano wysłał mi sms'a z prośbą o pomoc z końmi, gdyż Helen źle się czuła. Po tej wiadomości, od razu po zjedzonym śniadaniu ruszylam do stajni. W pierwszej kolejności wyczyściłam Angel'a i Expresso, po czym wyprowadziłam je na padok. Zajęłam się Atlantico, który stawiał małe opory podczas czyszczenie, jednak koniec końców szedł czysty na padok. Następne w kolejce były konie Helen. Z Narnią i Nirvaną poszło bez problemu. Przed wyprowadzeniem Menfisto, postanowiłam wyczyścić boksy. Po godzinkę zdecydowałem się na wyprowadzenie ogiera. Założyłam mu kantar i ruszylam na zewnątrz wprost na padok. Byliśmy już tak blisko kiedy nagle na parking wjechały dwa samochody. Ogier stanął dęba, po czym strzelił z zadu, trafiając mnie w ramię. Upadła na ziemię kurczowo trzymający się zajmę bolące miejsce. Ogier kłusował wzdłuż ogrodzenia chcąc się dostać na padok. Wstałem powoli i wypuściła Menfista na zagrode, odpinajac wcześniej uwiaz.
Cholernie bolała mnie ramię, oparłam się o płot zaciskając powieki i zęby nie pozwalając polecieć łzom.
-Alex wszystko w porządku? - Obok mnie pojawił się Castiel, który złapał mnie ostrożnie za drugie ramię. -Widziałem wszystko przez okno, chodź do pokoju.
-Nic mi nie jest. -Bąknełam wyrywając się z uścisku chłopaka. Brunet zdziwiony stał przy padoku, a ja skierowałam się do stajni. Po drodze zabrałam spowrotem do boksu Angel'a. Usiadłam na czystej słomie, a zaraz obok mnie położył się traken. Oparłam się ostrożnie o jego szyję.
Castiel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)