- Och, dobrze, tatusiu - mruknęłam nieco niezadowolona uwagą, choć
trafiła ona w dziesiątkę. Pomimo, że rzeczywiście trochę niedowagi mam, a
i za samym jedzeniem nie przepadam, na pewno nie uważam się za
kościotrupa, którego non stop trzeba dokarmiać.. Tak czy inaczej, o
zgrozo, ponownie już wciągu dwóch dób zrobiło mi się ciepło na serduchu,
widząc przed sobą czekoladowe ciasto. Propozycja mimo wszystko była nie
do odrzucenia, a i za chłopakiem nie mogłam pozostać w tyle - po chwili
więc, obydwoje szybciutko pochłonęliśmy swoje kawałki. Podczas gdy
odnosiłam nasze talerzyki, Collin ruszył na poszukiwania choć jeszcze
jednego kawałka czekoladowej ambrozji, jednakże równie szybko, jak
skończył swoją porcję, tak samo został odprawiony przez kucharki z
kwitkiem. Nie ukrywał, że miał choć tycią nadzieję na pojawienie się
jutro równie dobrego, jeśli nie tego samego ciasta.
- Jakieś plany, drogi dietetyku? - Zagadłam bruneta podczas wchodzenia
na schody, jednakże on nie odpowiedział nic konkretnego, delikatnie
wzruszając ramionami. Nie, zdecydowanie to nie był ten przypadek, w
którym to gest "wyrażał więcej niż tysiąc słów".
- Kiedy chcesz się przenieść? - Odezwał się już pod swymi drzwiami,
opierając się za równo o ich framugę, jak i o klamkę. Nie przewidział
jednak możliwości, zakładającej, że drzwi mogą być delikatnie uchylone.
Poleciał więc troszkę do tyłu, chwilowo tracąc równowagę. Pokręciłam z
nieznikającym uśmiechem głową i, odchodząc w stronę swojego
dotychczasowego pokoju, rzuciłam jedynie informacją, że idę zabrać
walizki. Po chwili i Collin wszedł do pokoju, jednakże tym razem, nie
opierając się o żadne, zdradliwe drzwi. W środku nie zastaliśmy żadnej z
dziewczyn. Szczerze mówiąc, to nawet cieszyłam się z takiego obrotu
sprawy - nie musiałam ani się tłumaczyć po co się stąd zabieram, gdzie
teraz będę mieszkać, ani kim jest brunet. Pozostało jedynie spakować
wcześniej wyciągnięte, najpotrzebniejsze rzeczy, grzecznie oddać kluczyk
na portiernię i uciekać z tamtego pokoju tam, gdzie tylko pieprz
rośnie.
- Jak to jest możliwe? - Zarzuciłam w akcie totalnej frustracji do góry
rękoma, westchnąwszy wcześniej głośno. Te kilka, dosłownie kilka ubrań,
schowanych do walizki spowodowało, że ta ani myślała, żeby się jeszcze
kiedyś zamknąć. Wieko było delikatnie uchylone do góry, a i zamek powoli
kapitulował.
Wtedy to Collin wpadł na jedyny pomysł, który na dobrą sprawę był prosty
w wykonaniu i efektywny - z racji, że mimo wszystko jest ode mnie
cięższy, usiadł na bagażu, dzięki czemu wszystko poszło już jak z płatka
- zamek znowu łatwo się zasuwał, a i po chwili walizka stała
zapakowana, w pierwszym momencie delikatnie kołysząc się na kółkach. Po
kilku minutowym sporze, którego niestety wygrał chłopak, skończyło się
na tym, że oboje targaliśmy do jego (naszego?) pokoju po jednej walizce.
Collin? C:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)