czwartek, 22 grudnia 2016

Od Jade C.D Collin`a

Wchodząc do pokoju ujrzałam Collin'a owiniętego dookoła pościelą - czyli wciąż był w stanie niezbyt używalnym, zresztą tak, jak się tego spodziewałam. Nie ukrywam, że było mi ciut ciężko wejść i zamknąć za sobą drzwi nosząc równocześnie połowę kuchni, jednakże misja została wypełniona, więc wystarczyło jedynie skłonić obiekt do konsumpcji. Położywszy tackę z mini (jak na niego) śniadaniem, podążyłam w stronę jego łóżka, gdzie brunet wciąż wylegiwał się w najlepsze. Nie zważając na kompletnie nic, zaczęłam trzepać nim jak brudnym dywanem, który nie do końca chce się poddać czyszczeniu - mruczał coś jedynie pod nosem, co prawdopodobnie miało sprawić, że przestanę się na nim (jak to potem stwierdził) wyżywać.. Skutki jednakże były dla niego opłakane, w końcu bowiem wstał nieco niezadowolony, kapitulując wreszcie z uniesionymi w górę rękoma. Czując, że spełniłam tym gestem swój obywatelski obowiązek, chwyciłam przeznaczone dla mnie jabłko ze stolika, zasiadając na swym własnym, pościelonym już łóżku. Właściwie, to zanim wyszedł z łazienki - swego pierwszego celu - zdążyłam zjeść krwistoczerwonego owoca, zabrać już swoją wystygniętą herbatę z kuchni i wrócić z powrotem do pokoju - kiedy już miałam skopać mu tyłek, na jego szczęście uniknął takowych tortur, bowiem siedział już doprowadzony do ładu i składu, jedząc zrobione przeze mnie kanapki. Chyba już nigdy nie zapomnę spojrzenia kucharki, widzącej mnie ze stosem jedzenia - na nic były moje tłumaczenia, że w pokoju czeka na mnie dwudziestojedno letni leń. Wzrokiem lustrowała moją osobę, jakby sądząc, że za kilka miesięcy ujrzy mnie z jakże "rozkosznym", rozwydrzonym niemowlakiem.. Kurczę, chyba nie będę dobrą matką, bo na samą myśl o macierzyństwie przeszły mnie dreszcze...
- Chyba częściej będę zostawał w pokoju.. - Wymruczał między jednym kęsem a drugim szarooki, pochłaniając już ostatnie resztki ze swego talerza. Choć z początku zabijałam go wzrokiem, ostatecznie stwierdziłam, że nasze "problemy" z żywnością zostały wyrównane - posiłek godny jego osoby, który zadowoli równocześnie jego wiecznie głodny, prawdopodobnie mega obszerny żołądek był nie lada wyzwaniem, a wyglądało na to, że sprostałam zdaniu. W myślach więc wyzerowałam 'licznik' podarowanych mi kanapek przy kolacjach, choć na dobrą sprawę wiedziałam, że nie zmieni to dosłownie niczego w naszym postępowaniu.
W końcu, gdy po spóźnionym śniadaniu zostały już tylko okruszki i kilka kropel w kubku po herbacie, Collin zaczął zakładać buty, aby prawdopodobnie odnieść naczynia na dół. Zagrodziłam mu jednak swoim wielkim, grubym cielskiem drogę.
- Widzimy się jak najszybciej w stajni, jedziemy w teren, nie chcę słyszeć sprzeciwu! - I, pozostawiając go jedynie z echem mych słów, w biegu zakładałam na swoje ramiona najcieplejszą bluzę, jaką tylko posiadałam, uwcześniej zakładając odpowiednie obuwie na nogi. Wiedząc jednakże, że chłopakowi trochę zejdzie, zanim zbierze swoje cztery litery w całość, zwolniłam ciut kroku, stojąc już po środku dużej, właściwie to największej ze stajni. Pomimo, że jakiś okres czasu już się przez nią przewijam, wciąż nie mogłam się nadziwić ilości koni, która się w niej mieści.
Chodząc od jednego boksu do drugiego i czytając znajdujące się na nich tabliczki, w końcu doszłam do tego, który zaintrygował mnie najbardziej - pomieszkiwał w nim niejaki Shadow, którego jak mi zakomunikowano na ostatnim treningu, powinnam dostać na następnej jeździe. Wtem zrodził się w mojej głowie plan - dlaczego nie wsiąść by na niego wcześniej, i wypróbować nasze wspólne możliwości? Korzystając z faktu, że w kieszeni jak zwykle miałam woreczek z kilkoma smaczkami, dałam mu jednego na dobry start znajomości. Chwilę później zniknęłam z jego pola widzenia w siodlarni, głowiąc się i trojąc nad znalezieniem jego sprzętu i kompletu w miarę czystych, nadających się do użycia szczotek. Niezbędne były do tej operacji podpisy z imionami kopytnych - inaczej na pewno bym się zgubiła, co i tak właściwie się stało.
Ostatecznie dotarłam pod jego boks, uradowana od ucha do ucha, że znaleziony komplet był na tyle ładny, że zapewnił walachowi moje uznanie - w końcu, co się nie dojedzie, to się nadrobi wyglądem! Może nie uważam się za miss świata, jednakże ciekawa maść Shadow'a całkiem ładnie współgrała z trójkolorowym czaprakiem, utrzymanie w stonowanych kolorach.
I właściwie.. Wszystko szło dobrze do momentu, w którym to schyliłam się po kopystkę zakopaną między trocinami, a sianem. Podczas gdy ja przeklinałam pod nosem samą siebie i swoją nieuwagę z racji nieumiejętnego pilnowania szczotek, koń wykorzystał moment, w którym stałam do niego tyłem. Obwąchując moją zacną dla niego osobę, nagle, dość szybkim ruchem popchnął mnie pycholem do przodu, jednakże nie pocałowałam twardego korytarza - czułam jak w ostatniej chwili ktoś mnie łapie, i właściwie od samego początku nie miałam wątpliwości, kto tym ktosiem mógłby być.
<Collin? :33 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)