Przegrałam, ale wcześniej nie miałam zielonego pojęcia o
takiej grze, więc nie ma się co dziwić. Zaproponowałam kolejną walkę, a później
kolejną i kolejną, ale widać było, że Jen jest w tym mistrzem.
- Może teraz ja ci coś zaproponuję? – zapytałam z niezadowoleniem,
nie znoszę przegrywać.
- Cooo? – zapytała zaciekawiona Jennefer, widocznie dla niej
ciągłe wygrywanie też nie było wielką rozrywką.
- Umiesz jeździć na motorze?
- Coś tam jeździłam, ale jeśli chcesz mnie zabrać na
motocross, to chętnie skorzystam.
- Ja w przeszłości jeździłam, uwielbiam to, ale kiedy mogę
tak często jeździć konno, oczywiście wolę konie – wytłumaczyłam zamykając
laptop. Zwierzęta są lepsze od jakiejś maszyny, to pewne! Wyszłyśmy przed
akademię.
- Wiesz, gdzie jest tor? – Jen, jak każdy na początku się
nie orientowała.
- Szczerze? Nie mam pojęcia, co nie znaczy, że tam nie
dotrzemy! – skierowałam się do portierni. Miałam nadzieję, że nie siedzi tam
staruszka, której od wydarzenia z zaginioną Abi nie chciałam widzieć. Niestety,
kobieta nie dość że dziwnym trafem siedziała na krześle w pomieszczeniu, rażąc
mój wzrok, to jeszcze swoją pozycją zasłaniała mi widok na mapę. Także
najchętniej powiedziałabym prosto z mostu „Czy możesz się łaskawie przesunąć,
zasłaniasz widoczność!”, ale kultura niestety na to nie pozwalała. Kobieta, nie
czekając na dalszą część moich przemyśleń i prób usytuowania sobie tego
wszystkiego w głosie grzecznie spróbowała nasycić swoją dociekliwość:
- Jak tam z pieskiem? Znalazł się?
- Tak – odburknęłam, z trudem powstrzymując się od uwag typu
„z suczką, znalazłA, najchętniej napuściłabym na ciebie Abi razem z jej
znajomymi z okolic, a podkreślam, czasami potrafi się zaprzyjaźnić z wilkopodobnymi!”,
no ale ta kultura… Nie zwlekając wypełniłam zamiar dowiedzenia się tego, z czym
tu przyszłam:
- Czy mogłaby pani powiedzieć, jak dotrzeć do motocrossu?
Wtedy staruszka w celu wypowiedzenia się przesunęła się
troszkę, a dzięki temu wystarczyła tylko odrobina sprytności, wstanie na palce
i zerknięcie na mapę za jej lewym ramieniem, żebym mogła odwrócić się na pięcie
i wybiec z pokoiku.
- Czekaj, przecież ci nawet nie odpowiedziałam! – ale ja odpowiedź
już mam! Bez tracenia zbędnego czasu na wyjaśnienia pobiegłam z powrotem na świeże,
a może pełne spalin z niedalekiego Miami powietrze?
- I co? – Jen już nie mogła się doczekać.
- Tam! – wskazałam kierunek północny, dziwne, ale
umiejętność czytania odwróconej mapy nie zawiodła. Pomaszerowałyśmy w tym kierunku,
ciągle zagadując do siebie i śmiejąc się. W końcu naszym oczom ukazał się tor.
- No, to jesteśmy na miejscu! – zawołałam, a widząc
przechodzącą koło mnie Esmę zapytałam – Jakieś wolne motorki? Nie mamy z Jen
własnych, gdzie, co i jak?
- Tam jest wypożyczalnia. Za parę groszy masz na godzinkę
czy dwie całkiem zdatny do użytku sprzęt - dziewczyna dała krótką, lecz dla
mnie zupełnie wystarczającą odpowiedź i gdzieś się ulotniła. Weszłam do wypożyczalni
z Jennefer u boku. Podeszłam do kasy i nie czekając na jakikolwiek wstęp
zainformowałam:
- Chcę wypożyczyć dwa kaski i dwa motory.
Ustaliłam z kobietą, która stała przy ladzie na ile i za
ile, a później podałam banknot. Cena, jak zresztą mówiła Esmeralda nie była
wysoka.
- Tam są kaski, wybierzcie swój rozmiar. Po drugiej stronie
stoją motory, także możecie sobie wybrać najbardziej dostosowany do waszych
upodobań.
Wybrałam czarny, wygodny i uniwersalny kask, a tak naprawdę
pierwszy lepszy. Jen zrobiła to samo, a później podeszła do motorów
zastanawiając się, jaki wybrać.
- ja biorę ten pierwszy od lewej, czarny! – krzyknęłam,
dopasowując ochronę do głowy. Zawsze byłam dobra w podejmowaniu decyzji…
Dziewczyna po prawej też wybrała pojazd, po czym poszłyśmy na tor.
<Jen? Sorry, że tak długo, wena poszła w las :/ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)