sobota, 12 listopada 2016

OD Alexandry C.D. Edwarda

Popędziłam czym prędzej do stajni, zahaczając o siodlarnie, z której zabrałam rząd Angel'a. Wałach zarżał radośnie na mój widok, na co uśmiechnęłam się pod nosem. Chwyciłam za szczotki i zaczęłam czyścić sierść konia. Cały czas uśmiech nie schodził mi z twarzy. Po dziesięciu minutach wyprowadziłam trakena. Edward czekał już na mnie z Rosabell. Wsiadłam na wałach i podjechałam bliżej.
-Taki odważny, na oklep? - Chłopak kiwnął głową dając delikatną łydkę kasztance. Skierowaliśmy się w stronę toru. Po dwudziestu minutach kłusa byliśmy na miejscu. Całą drogę wałach szedł pełen energii do przodu.
- Mam wrażenie, że przelecicie przez ten tor. - Edward zerknął na trakena, który uważnie wsłuchiwał się w dźwięki. - Panie pierwsze.
Uśmiechnęłam się nieznacznie popędzając Angel'a do galopu. Przegalopowaliśmy dwa duże koła, że się wyciszyć, po czym nakierowałam wałacha na tor. Edward miał racje, że przelecimy przez niego. Każdy skok miał spory zapas, a wałach nie trenując na takim torze długi czas nie wyłamał, ani jednej przeszkody.

Zbliżaliśmy się do ostatniej przeszkody, którą był rów z wodą. W duchu przed skokiem zdążyłam się przeżegnać. Nie starałam się, ani skrócić, ani dodać kroku wałachowi. On w tym momencie lepiej wiedział co ma zrobić niż ja. Angel wybił się, a ja zrobiłam pół siad. Miałam wrażenie, że ten moment trwa wieki, zanim kopyta trakena ponownie spotkały się z podłożem... Udało się! Poklepałam wałacha po szyi i dojechałam na linie mety, po czym przytuliłam się do niego. Spojrzałam na Edwarda, który podnosił kciuki do góry, po czym popędził klacz i skierował ją na tor. Świetnie im szło, bez siodła. Klacz idealnie z pomocą bruneta odmierzała odległość do przeszkody. Nagle Bell zatrzymała się z pełnego galopu, a Edward przeleciał przez jej szyje i z impetem uderzył o przeszkodę. Klacz zaczęła stawać dęba. Popędziłam wałacha i dosłownie w przeciągu kilku sekund znalazłam się przy Rosabell. Rozejrzałam się, żeby ocenić sytuacje. Edward leżał nieprzytomny przy przeszkodzie, a niedaleko jego wiła się żmija.
-Cho*lera.- Czy prędzej złapałam wodze klaczy i zabrałam ją stamtąd. Zostawiłam konie przywiązane do koniowiązu, który stał przy torze.
Starałam się podejść do chłopaka, jedna wąż cały czas mnie obserwował, przez co posunęłam się do ryzykownego kroku. Zdjęłam toczek i kiedy żmija zwinęła się w kłębek, żeby zaatakować, narzuciłam na nią kask i przycisnęłam jakimiś kamieniami. Uklękłam przy brunecie i ostrożnie przekręciłam go na plecy. Zdjęłam mu kask i klęknęłam przy jego głowie.
- Edward, Edward proszę obudź się. - Starałam się ocucić chłopaka, jednak z każdą chwilą byłam coraz bardziej przerażona. -Idioto, nie rób mi tego.
Nie wiem, kiedy i dlaczego, ale po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.
-Edward.....proszę....- Jęknęłam żałośnie, przy nieudolnych próbach ocucenia.


Edward? (Zostawiam ci pole do popisu.. możesz się obudzić albo w szpitalu, albo na torze lub gdzie chcesz. )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)