wtorek, 15 listopada 2016

Od Helen - zawody

W dzień zawodów obudziłam się dość wcześnie. Co prawda miałam bardzo wiele czasu do północy, ale planowałam jeszcze pojeździć z Nirvaną i porządnie przygotować siebie i konia do zawodów. Wzięłam sobie kartkę papieru i zapisałam rzeczy, które miałam zabrać potem do stajni. Biały spray jednodniowy, szablony, czarny czaprak, czarne nauszniki, czarne ochraniacze. Przygryzłam ołówek. To chyba tyle. Odwróciłam kartkę i na odwrocie zapisałam: kredki do twarzy, biały puder, peruka, strój. Moje przebranie było dość wymagające, trzeba będzie poświęcić dużo czasu na przygotowania. Jednak najpierw krótka jazda z Nirvaną. Ubrałam się szybko w jakieś brudne ciuchy i wyszłam z pokoju. Z czyszczeniem Nirvany uporałam się bez problemu. No może z jednym. Mefisto, choć polubił Nirvanę, był zazdrosny o to, że spędzam czas z innym koniem.
- Wiesz - powiedziałam mu czyszcząc po kolei kopyta Nirvany - nie mogę się zajmować tylko Tobą. Mam dwa konia, a z Tobą dziś jadę tor halloweenowy. I jak odkryjesz co mam zamiar zrobić z Tobą, to Ci się to nie spodoba.
Mefista jednak nie obchodziło co mam do powiedzenia i w dalszym ciągu mi przeszkadzał. Gdy w końcu udało mi się skończyć czyścić klacz, poszłam zirytowana do siodlarni. Zastałam tam Noah.
- O, cześć - przywitałam się
Spojrzał na mnie przelotnie:
- Hej
- Jedziemy dziś razem w drużynie - przypomniałam mu - pomógłbyś mi potem malować konia?
- Za co się przebierasz?
- Szkielet
Pomyślał chwilę, ale przytaknął.
- Dzięki - załapałam siodło Nirvany i ruszyłam do drzwi.
Noah zawołał za mną jeszcze:
- Będę czekać o 17 przy boksie Mefista.
Skinęłam mu głową i wróciłam do mojej klaczy.
Zaczęłam siodłanie. Szło mi to nieco opornie, gdyż Mefisto chyba wziął sobie dziś za cel, żeby mnie irytować.
- Przestaniesz?
Kiedy Nirvana tu przyjechała i okazało się, że ma boks koło Mefista, myślałam że będzie mi to na rękę. Powoli zaczynałam zmieniać zdanie.
W końcu, po wielkich męczarniach udało mi się wyprowadzić Nirvanę z boksu, już w pełni osiodłaną.
Spojrzałam na zegarek. 11:03. Super. Siodłałam tego konia od 9:20.
- Gratulacje - wymamrotałam pod nosem.
Jazda z Nirvaną przebiegła gładko. Robiłam z nią dziś głównie figury ujeżdżeniowe, ale na koniec skoczyłam z nią jeszcze malutkiego krzyżaczka. Udało mi się rozsiodłać Nirvanę dość szybko, jako że Mefisto stał obrażony w swoim boksie. Póki co niech się boczy. O ile mu przejdzie do zawodów to nie mam nic przeciwko. Przed przygotowaniem Mefista do zawodów zostało mi akurat tyle czasu, żeby zjeść zupę i złapać rzeczy potrzebne do 'malowania'. Kiedy wróciłam pod boks Mefista, Noah już tam był.
- To jak mam Ci pomóc? - spytał
Pokazałam mu szablony i puszki ze sprejem.
Uniósł brwi:
- Masz zamiar malować swojego konia?
- To jednodniowy sprej. Tu mam jeszcze schemat kości konia. Co prawda kiedyś się tego uczyłam, ale już nie pamiętam... Mefisto, nadal jesteś na mnie obrażony?
Koń odwrócił się w moim kierunku i zarżał przyjaźnie
- Chyba nie - ocenił Noah - To co zaczynamy?
Otworzyłam boks i wślizgnęłam się do środka.
- Masz puszkę. Ja robię jedną stronę, ty drugą
- Dobra
Zaczęliśmy pracę. Szło nam nieźle. Po dwóch godzinach koń wyglądał naprawdę nieźle
- Fajnie wyszło - uśmiechnęłam się - dzięki za pomoc
- Spoko. Sam idę się przygotować
Właśnie miał wyjść z boksu, kiedy go zatrzymałam.
- Słuchaj, Noah... Co jeśli to zawalę?
Popatrzył się na mnie.
- Ćwiczyliśmy to tyle razy, że nawet z zamkniętymi oczami byśmy sobie poradzili
- W sumie...
Noah wyszedł z boksu, a ja złapałam wałacha na uwiąz i wyprowadziłam go przed stajnie.
- Wybacz, mały - powiedziałam mu, przywiązując linę do rury - wiem, że nie lubisz tu stać, ale nie mogę ryzykować, że się wytarzasz albo coś...
Upewniwszy się, że Mefisto jest odpowiednio przywiązany poszłam w stronę akademika.

~~*~~

- Wygląda dobrze - zapewniła mnie Holiday, która właśnie usiłowała sobie wcisnąć na głową przepaskę pirata
- Ja już idę - zerknęłam na zegarek - niedługo powinnam wyjeżdżać...
- Dasz sobie radę. A teraz sio, wkurzasz mnie już
Wystawiłam jej język i wyszłam. Po drodze do stajni zajrzałam jeszcze do Castiel'a, który życzył mi szczęścia. W mig byłam w stajni. Nawet nie pamiętam, żebym siodłała konia. Znaczy, owszem był osiodłany, ale nie pamiętam żebym go siodłała. Znów zerknęłam na zegarek. Mogłam już wyruszać. Mam akurat tyle czasu, żeby nie musieć się spieszyć. Mój strój był nawet wygodny, nie licząc czarnej peruki mocno skołtunionych włosów. Przez strasznie sztuczny materiał, głowa mi się w niej pociła. Ale gdy tylko wjechałam do lasu odsunęłam tą myśl od siebie. Skupiłam się na odnalezieniu w ciemnościach drogi na start, co nie było takie proste zważywszy na to, że było ciemno. Bardzo ciemno. W końcu jednak znalazłam miejsce, w którym stała już Pani Rose i kilkoro innych zawodników.
- O, Helen. Ustaw się tam - poinstruowała mnie
Usłuchałam.
Przez następne kilka minut przyszło jeszcze kilku zawodników, ale było na tyle ciemno, że nikogo nie rozpoznałam. W końcu Pani Rose oznajmiła:
- Za 5 minut startujemy
Te pięć minut minęło jak z bicza strzelił. Jakby po kilku sekundach Pani mówiła już:
- Wszyscy gotowi? Świetnie. Na miejsca. Gotów.
Potem nastąpił gwizdek. Mefisto spłoszony wyrwał do przodu. Na zawodach konnych? Gwizdek?
Na szczęście udało mi się utrzymać w siodle, a to spłoszenie wyszło nam na dobrze, Taki headstart.
Już po chwili ujrzałam przed sobą tańcząc światełka. Pierwsza przeszkoda - rzeka. W odpowiednim momencie dałam Mefistu znak do skoku. Karusek wybił się mocno i poleciał daleko za rzeczkę. Teraz w bliskiej odległości czekała na mnie kłoda, która dla mojego konia nie stanowiła żadnego problemu. W uszach szumiał mi wiatr. Nie mam pojęcia, gdzie była moja konkurencja. Nie słyszałam nic. Weszłam w zakręt. Gdy w końcu z niego wyszłam ujrzałam murek. Zaśmiałam się na głos. I ja, i Mefisto uwielbialiśmy murki. Lekko pokonaliśmy przeszkodę. Na następnej przeszkodzie pojawił się mały problem. Mefisto zwolnił do kłusa, a ja zdziwiona wbiłam pięty ciut za mocno w jego bok. Ostatecznie pokonaliśmy przeszkodę nieco chwiejnie, a ja potrzebowałam kilku chwil, żeby odzyskać rytm. Na szczęście Mefisto nie należy do koni, które się zatrzymują na jedzenie. Następne były snobki siana, a ja modliłam się o to, by któryś z pozostałych koni zatrzymał się i skubnął co nieco. Dalsze dwie przeszkody pokonaliśmy w pięknym stylu, choć drewniany stos był jakimś wyzwaniem. tak samo gładko przebyliśmy płot. Następne były podwójne kłody. Lekko zachwiałam się w strzemionach, ale Mefisto poradził sobie bez mojego wsparcia. Dobry konik. Tylko trzy i zmiana. Kompletnie zapomniałam, że czeka mnie uskok, więc znów straciłam nieco rytm, ale po chwili już siedziałam stabilnie. Rów z wodą nie sprawił mi wielkiej trudności. Skok wyskok i do zmiany. Kłodę 12a pokonałam gładko, ale trochę straciłam orientacje, w którym kierunku powinnam jechać. Pojechałam więc tam, gdzie jak mi się zdawało powinna być strefa zmian. Na szczęście dobrze mi się zdawało. Szybko odnalazłam Noah wzrokiem i skierowałam się w jego kierunku, popędzając Mefista jeszcze bardziej. W końcu pałeczka opuściła moją rękę. Noah przez chwilę wyglądał, jakby miał upuścić pałeczkę, ale w końcu złapał ją mocno i pognał przed siebie. Rozejrzałam się w okół. Trudno było stwierdzić ilu zawodników jeszcze tu stało, ale wydawało mi się, że co najmniej 2 dostrzegłam. Przygryzłam wargę i podjechałam do jednej z organizatorek. Rozpoznałam w niej Lunę.
- Można jechać na metę
- Tak, oświetlili drogę na skróty - wskazała mi palcem ścieżkę
- Dzięki - rzuciłam i ruszyłam powoli w tamtym kierunku. Oby Noah i Dream Cather dali radę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)