środa, 16 listopada 2016

Od Naomi - zadanie 6

 Rano obudził mnie budzik. To wyjątkowa sytuacja, zawsze budzi mnie Abi, teraz jej nie było. Gdzie ona mogła się podziać? Wczoraj rano jak zwykle się obudziła i poszła zwiedzać świat. I do tej pory nie wróciła. Zawsze nie odstępuje mnie nawet na krok, jeśli już, to wraca przed wieczorem, albo zostaje na noc w stajni, aczkolwiek jest w pobliżu. Może się nie obudziła? Poleciałam do stajni, nie było jej.
- Nie, Ozzi, wiesz dobrze, że nie teraz.
Powiedziałam po kuca islandzkiego, który zarżał mi na powitanie. Przecież teraz to nie on był najważniejszy. Inne konie też musiały mnie oczywiście powitać, naprawdę, NIE TERAZ! Wiem, ja też chętnie zarzuciłabym im siodlo i pojechała w las, ale nie mogę. Sprawdziłam wszystkie zakamarki i zaskakiwałam wszystkich ludzi, którzy znajdowali się na mojej drodze ciągle tą samą wiadomością – czy widzieli moją kochaną Abi. W końcu pobiegłam do gabinetu dyrektorki akademii.
- Widziała pani Abigail? To suczka border collie, koloru szaro – białego z czarnymi plamkami i rudymi znaczeniami – wypaliłam zdyszana na widok kobiety.
- Nie. Zgubiła się? Zapytaj pani  Robinson, ona musiała coś widzieć – pani Rose nie wydawała się być zbytnio zainteresowana problemem. Ja, w przeciwieństwie do niej, śmignęłam do portierni. Ujrzałam starą, lecz wyglądającą milo i z uśmiechem na twarzy kobietę. Zapytałam, a raczej krzyknęłam zdenerwowana:
- Nie widziała pani Abi? To suczka border collie, maści szaro...
- Spokojnie, drogie dziecko – że ja niby jestem dzieckiem?! Ale staruszka dalej kontynuowała – Nie 
widziałam żadnego pieska, ale chętnie pomogę ci ją znaleźć. Jak masz na imię?
- Yyy… Naomi, na pewno pani nic nie widziała?
- Nie… poczekaj! – usłyszałam za sobą glos staruszki, ale co ona mnie też obchodziła? Na dziedzińcu zderzyłam się z Luną, może ona coś widziała?
- Tak, wiem, zgubił Ci się pies, nie widziałam go, ale mogę z tobą objechać lasy. Czasami kłusownicy ukrywają tam sidła, może się w któreś zaplątała – uprzedziła moje pytanie dziewczyna – Poczekaj chwilę, pójdę po konie.
Miałaby się zaplątać w sidła? Ech, nie jest taka głupia, ale przynajmniej będę miała wrażenie, że ją ratuję i że może tam być. Luna wyłoniła się z stajni trzymając dwa konie: Silifa i Avery. Podała mi 
wodze Avery, mówiąc:
 - Wybrałam spokojne konie, więc będą dobre do takich wypraw.
Jak oparzona wskoczyłam w siodło, Luna za to jakoś za bardzo się nie spieszyła, wręcz przeciwnie.
- Spokojnie, znajdzie się, nie martw się za bardzo - kiedy to mówiła, najchętniej bym zabiła. 
 W końcu skręciłyśmy na boczną ścieżkę prowadzącą do lasu.
- Możemy sobie pozwolić na trochę galopu, w bliższej okolicy nie ma wnęków.
Przejechałyśmy galopem cały las, pobliskie miasteczko i jeszcze spory kawał łąk, kiedy zobaczyłyśmy wielką puszczę.
- To tutaj. Rozglądaj się uważnie i nawołuj Abi, może cię usłyszy – oznajmiła dziewczyna. Okrążyłyśmy stępem cały las, później przejechałyśmy po wszystkich większych drogach prowadzących przez niego, później sprawdzałyśmy już wszystkie, nawet te mniejsze. Abigail jednak 
nie usłyszałyśmy, a po 2 godzinach jeżdżenia po puszczy i nawoływania miałam serdecznie dość, a przynajmniej byłam pewna, że tutaj jej nie znajdę.
- No dobrze, raczej w sidła nie wpadła. Nie denerwuj się, wywiesimy ogłoszenia, na pewno się znajdzie – nie byłam znowu aż tak pewna, ale przytaknęłam jak małe dziecko, któremu zgubiła się najukochańsza lalka. Wracałyśmy w milczeniu. Ale w połowie drogi do Akademii przystanęłam, widząc na pewno nie radujący oczy widok – jakaś mała, pryszczata dziewczynka prowadziła na smyczy suczkę border collie, koloru szaro – białego z czarnymi plamkami i rudymi znaczeniami, wyrywała się i nie chciała iść dalej, ale pryszczatą dziewczynkę to nie obchodziło. Jeśli mnie oczy nie mylą, oczywiście. A oczy mnie nie myliły, to była Abi. Skąd tu się wzięła nie wiem, ale wiem, że to MÓJ pies, nie tego dziecka. Zeskoczyłam z konia i podeszłam, a raczej popędziłam do owej 
dziewczynki.
- To jest mój pies, więc mogłabyś mnie łaskawie oddać? – warknęłam. Nigdy nie miałam dobrego podejścia do dzieci, a teraz byłam w stanie wyrwać pryszczatej smycz z ręki. Właściwie nie wiem, co mnie jeszcze przed tym powstrzymywało.
- Ale to mój piesek, więc sobie stąd idź i zostaw nie w spokoju, bo zawołam tatę – „W tym rzecz, drogie dziecko, że to żaden tata nie jest w stanie mnie powstrzymać”.
- Oddaj mi Abigail, I TO JUŻ! – kiedy krzyknęłam, suczka wręcz miotała się na smyczy, więc nie wiem, jak pryszczata ją jeszcze utrzymywała.
- Taaaaato, jakaś dziewczyna chce mi zabrać psaaaa! – z bramy domu wybiegł silny, tęgi mężczyzna, wyglądał trochę jak ten z reklamy Old Spice’a. To nie była bezpieczna chwila, ale chrzanić 
bezpieczeństwo i krzyki Luny za mną.
- Zostaw moją córkę! – mężczyzna skierował się w moją stronę. Zastanawiałam się, czy nie uciekać. Ale zanim zdążyłam się do końca zastanowić, ten był już tuż przede mną, gotowy wymierzyć mi cios. Ale wtedy właśnie Abi wyrwała się ze smyczy i rzuciła się na tatę dziewczynki. Nie, nie rozszarpuje mu gardła, ale czepia się niego, a ten wyje z bólu. Później Słyszę jakieś sygnały. To policja. Luna musiała po nią zadzwonić.
***
Cała sprawę na szczęście udało nam się wyjaśnić. Mężczyzna niestety nie poszedł do więzienia, czego ja szczerze bardzo mu życzyłam, ale jeszcze bardziej życzyłam pryszczatej wylądowania tam, kiedy dorośnie. I najważniejsze, że Abigail nic się nie stało i że jest przy mnie. Teraz już rozumiem, jak bardzo ją kocham, i jak bardzo będę rozpaczała, kiedy odejdzie na tęczowy most. 

Dostaję 35 punktów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)