Edward odpuścił próby odesłania mnie do pokoju. Sprawdziłam, czy zamknęłam boks trakena i zabrałam się za zbieranie szczotek oraz ich czyszczenie. Powrzucałam je do odpowiednich skrzynek, a następnie zaczęłam odkładać siodła na odpowiednie stojaki.
-Edward!- Krzyknęłam stojąc na schodkach zakładając siodło na wieszak. Spojrzałam na drzwi, w których pojawiła się głowa bruneta. -Podasz mi te siodła?
Chłopak podał mi po kolei oba przedmioty, które wrzuciłam na wieszaki pod sufitem, po czym zeszłam na ziemie.
-Zostało nam ponowne zaścielenie boksów, zamiecenie, ogarnięcie paszarni i wiele innych.- Jęknął chłopak, kiedy wychodziliśmy z siodlarni. Zerknęłam w stronę boksu łobuza, który przysporzył nam tyle roboty i oniemiałam. Angel stał na środku korytarza i... "zamiatał".
-Przecież zamykałam ten cholerny boks.- Mruknęłam wskazując na konia, który bawił się szczotką. Edward w pierwszym momencie nie wiedział o co chodzi, ale kiedy zobaczył mojego konia zaczął się śmiać. Podeszłam do boksu sprawdzając zawiasy, oraz zamek, które były w nienaruszonym stanie. Pokręciłam zażenowana głową zabierając wałachowi miotłę i odprowadziłam go do boksu. Odniosłam szczotkę i chwyciłam widły, zaczynając ścielić od nowa wszystkie stanowiska. Po wykończeniu połowy oparłam się o ścianę ścierając pot z czoła. Miesiąc leżenia w szpitalu jednak oddziałuje na kondycje.
-Wszystko dobrze? - Edward zerknął na mnie w momencie, kiedy przechodził z jednego boksu do drugiego.
-Tak, tak.-Odparłam kontynuując pracę. Po jedenastej w nocy wszystkie stanowiska były gotowe. Zamieniłam widły na szczotkę i zabrałam się za zamiatanie korytarza.
-Alex, to ja ogarnę paszarnię. - Chłopak zniknął w pomieszczeniu, a ja kontynuowałam "taniec" z miotłą. Wreszcie grubo po północy skończyłam czyścić poidła oraz żłoby, które nasze kochane koni pobrudziły. Wszystkie lizawki też znalazły swoich właścicieli. Edward do tej pory męczył się z paszarnią, więc postanowiłam na chwilę zajrzeć do mojego łobuza. Otworzyłam boks i weszłam do środka. Przytuliłam się do wałacha, po czym usiadłam na świeżej słomie. Angel po chwili położył się, a ja oparłam się o niego. Minęło kilka minut, kiedy znalazłam się w objęciach Morfeusza.
Edward
-Edward!- Krzyknęłam stojąc na schodkach zakładając siodło na wieszak. Spojrzałam na drzwi, w których pojawiła się głowa bruneta. -Podasz mi te siodła?
Chłopak podał mi po kolei oba przedmioty, które wrzuciłam na wieszaki pod sufitem, po czym zeszłam na ziemie.
-Zostało nam ponowne zaścielenie boksów, zamiecenie, ogarnięcie paszarni i wiele innych.- Jęknął chłopak, kiedy wychodziliśmy z siodlarni. Zerknęłam w stronę boksu łobuza, który przysporzył nam tyle roboty i oniemiałam. Angel stał na środku korytarza i... "zamiatał".
-Przecież zamykałam ten cholerny boks.- Mruknęłam wskazując na konia, który bawił się szczotką. Edward w pierwszym momencie nie wiedział o co chodzi, ale kiedy zobaczył mojego konia zaczął się śmiać. Podeszłam do boksu sprawdzając zawiasy, oraz zamek, które były w nienaruszonym stanie. Pokręciłam zażenowana głową zabierając wałachowi miotłę i odprowadziłam go do boksu. Odniosłam szczotkę i chwyciłam widły, zaczynając ścielić od nowa wszystkie stanowiska. Po wykończeniu połowy oparłam się o ścianę ścierając pot z czoła. Miesiąc leżenia w szpitalu jednak oddziałuje na kondycje.
-Wszystko dobrze? - Edward zerknął na mnie w momencie, kiedy przechodził z jednego boksu do drugiego.
-Tak, tak.-Odparłam kontynuując pracę. Po jedenastej w nocy wszystkie stanowiska były gotowe. Zamieniłam widły na szczotkę i zabrałam się za zamiatanie korytarza.
![]() |
Uznajmy że na tym zdjęciu są w boksie xd |
Edward
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)