niedziela, 18 grudnia 2016

Od Hayley - Zadanie 7

Piątek. Dzisiejszego ranka wstałam bardzo niewyspana, a raczej obudził mnie Ryan. Poprzedniej nocy mocno się zabawiliśmy i poszliśmy spać dopiero o 4. Zwlekłam się z jego łóżka, dałam mu buziaka na przywitanie i ruszyłam do łazienki żeby doprowadzić się do stanu używalności. Była 13.30 kiedy spojrzałam na godzinę w telefonie. Poprzeklinałam sama do siebie i zaczęłam myć twarz i malować się.
W pokoju Ryana prawie mieszkałam, połowa moich rzeczy tam była. Praktycznie co noc u niego spałam. Prawie nikomu to nie przeszkadzało z wyjątkiem paru nauczycieli, na których zdanie i tak mieliśmy wyrąbane. Byliśmy pełnoletni i mogliśmy robić co chcieliśmy. Po 40 minutach wyszłam już gotowa i pierwszą rzeczą którą zrobiłam było zapalenie papierosa z chłopakiem.
- Księżniczko razem z Hache i Calebem planowaliśmy dzisiaj jechać na tor crossowy. Jedziesz z nami? – zapytał zadowolony chłopak
- Pewnie czemu nie, Damarisowi przyda się dodatkowy trening. O której?
- 16 pod stajnią.
- Świetnie tam się spotkamy. Przepraszam, ale muszę już lecieć. Mam 20 nieodebranych połączeń od Mirany, laska mnie zabije. Papapa – Pocałowałam go i szybko wyszłam z jego pokoju zanim zdążył jakkolwiek zareagować.
Mirana była moją przyjaciółką od gimnazjum. Mieszkałyśmy razem w Ottawie do czasu kiedy przeniosłam się do akademii. Ona w tym czasie wyjechała do Nowego Jorku spełniać się w ujeżdżeniu, do którego miała ogromny talent. Namawiałam ją aby razem ze mną przyjechała do akademii, ale była nieugięta. Kiedy weszłam do swojego pokoju rzuciłam się na łóżko i otworzyłam macbooka żeby włączyć skype’a. Okazało Się, że dzwoniła do mnie tyle razy bo chłopak ją właśnie rzucił. Straszny dupek. Poczułam się okropnie, ale ostatnia noc była dla mnie bardzo hardkorowa, że ostatnią rzeczą o której myślałam było odebranie telefonu. Ryan wiedział jak się zabawiać. Stwierdziłam że nic jej nie powiem żeby nie dołować jej po zerwaniu. Obiecała mi, że przyjedzie niedługo odwiedzić mnie do akademii i że przemyśli możliwość uczenia się tutaj. Tak strasznie się ucieszyłam że zaczęłam skakać po łóżku i krzyczeć, a przy okazji zdeptałam paczkę moich ukochanych Black Devil’ów (papierosy). Powyklinałam i musiałam już kończyć rozmowę. Rozmawiałyśmy z Miraną po 15.20 czyli zdecydowanie za długo.
Nagle zorientowałam się, że za 40 minut byłam umówiona z chłopakami pod stajnią. Ubrałam się w strój jeździecki i szybko udałam się do stajni, gdzie czekał już na mnie Damaris. Ogierek wyciągnął szyję, abym go pogłaskała. Przyniosłam sprzęt i oporządziłam konia. Byłam taka szczęśliwa, że w końcu mam swojego konia. Takiego, o którym tylko ja decyduje, NIKT inny. Zaplotłam mu też warkoczyki co bardzo lubił i wyszliśmy już ze stajni.
O 16 byłam już pod stajnią gdzie czekali na mnie chłopaki: Ryan na Empate, Hache na Klejnocie i Caleb na Avatari. Dosiadłam Damarisa i we czwórkę ruszyliśmy w stronę toru crossowego. Śmialiśmy się i bardzo dużo paliliśmy czyli standard. Po czterdziesto minutowej przejażdżce byliśmy już na torze. Każdy w swoim stopniu trenował. Ja wybrałam się na tą trudniejszą część, rozgalopowałam Damarisa i ruszyliśmy na pierwszą przeszkodę:
Przejazd bardzo nam się udał. Ogier pokazał na co go stać i byłam z niego bardzo dumna. Mimo ciężkich warunków (w kilku miejscach ogromne błoto i konie się bardzo ślizgały) spisał się na medal, poza tym udało nam się pobyć rekord przeszkody crossowej: 115cm. O 18 planowaliśmy wracać, wszyscy byliśmy już zmęczeni bo był to wyczerpujący trening. Hache spadł (przez to że Klejnot się przewrócił) i był cały ubłocony, ale za to bardzo uśmiechnięty.
Kiedy zebraliśmy się już razem usłyszeliśmy wycie watahy wilków. Przeraziliśmy się kiedy zza drzew przed nami wyłoniło się około 7 wilków. Wiedzieliśmy że nie mamy z nimi szans więc rzuciliśmy się dzikim galopem w stronę ucieczki. Nie bardzo wiedzieliśmy gdzie jedziemy, ale najważniejsze w tym momencie było bezpieczne dotarcie do domu. Byłam przerażona i chyba jeszcze nigdy tak nie cwałowałam przez las. To było bardzo niebezpieczne, jeden zły ruch i mogliśmy zabić konie i siebie, ale wilki nie odpuszczały i goniły nas prawie do samego końca. Po 20 minutach w takim tempie konie były wykończone, a my razem z nimi. Nie mogliśmy się zatrzymać bo wiedzieliśmy, że wtedy będziemy mieć przeje**ne. Miałam już dość i robiło mi się słabo, ale Ryan motywował mnie, że mam się nie poddawać. Gdyby nie on nie wiem jak by się to skończyło.
Na szczęście kiedy zbliżyliśmy się do akademii wilki odpuściły i zostawiły nas w spokoju. Cali i zdrowi dojechaliśmy na miejsce. Byliśmy mokrzy od potu (o koniach nie wspominając), a konie miały w sobie jeszcze mnóstwo energii po takim „wyścigu” od śmierci więc zaprowadziliśmy je jeszcze na karuzelę. Odnieśliśmy sprzęty do stajni i na koniec zaprowadziliśmy nasze wierzchowce do boksów. Wykończeni wróciliśmy do pokoi, aby odpocząć i poukładać sobie wszystko w głowach.
- Mogliśmy wszyscy zginąć…… - wyszeptałam do ucha Ryan’owi.
- Mówiłem ci księżniczko że z nami nie da się nudzić. – powiedział i uśmiechnął się, po czym pocałował mnie namiętnie
Jak dla mnie to za dużo nerwów jak na jeden dzień, definitywnie.

Dostajesz 25 punktów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)