- Czy ja wiem? Kolejna osoba padnie przeze mnie.. - Teatralnie westchnąłem, lustrując wzrokiem postać czarnowłosej. Dziewczyna, choć nie była przedstawicielką osób wzrostu wysokiego, na tle zachodzącego słońca zdawała się być wyższa, aniżeli była rzeczywiście. Stukała smukłymi palcami o swe lewe biodro, wciąż oczekując, aż moja odpowiedź zmieni się na zadowalającą jej osobę aprobatę. W końcu, widząc, jak zrezygnowana siada na trawę obok mnie, rzuciłem w jej stronę na niebiesko połyskującym przedmiotem, który na szczęście trafił w jej dłonie. Nim wypuściła ze swych ust pierwszy obłok, skończyłem palić kolejnego z kolei papierosa, wpatrując się na konie, jeszcze galopujące po sąsiednich pastwiskach.
- Dopiero przyjechałaś, co? - Przerwałem w końcu ciszę, choć ta ewidentnie pasowała mojej towarzyszce, wpatrzonej zresztą w ekran telefonu. Po chwili oderwała od niego wzrok, jakby przypominając sobie, że poniekąd oczekuję odpowiedzi. W końcu ją dostałem - wzruszyła delikatnie ramionami, ostatecznie twierdząco trzepiąc ciemną czupryną.
- Nieźle załatwiłaś Bridget, muszę przyznać - zaśmiałem się z błądzącym uznaniem, chowając praktycznie pustą paczkę fajek do kieszeni spodni. - Tej zas*anej królewnie trzeba od początku pokazać, gdzie jest jej miejsce.
- Czyli jak rozumiem, widziałeś to? - Również wybuchła cichym śmiechem, jakby przypominając sobie tą całkiem niedawną sytuację - zresztą, nie tylko ona tak zareagowała. Każdy, kto tylko zjawił się na dzisiejszych zajęciach, miał zapewniony całkiem dobry kabaret, zwłaszcza, że mało kto potrafi postawić się blond księżnej, niewątpliwie noszącej się zbyt wysoko.
- Chyba każdy to widział, serio. Wystarczył jeden pisk Bridget, a wszyscy już byli pewni, że ktoś jej zalazł za rude tipsy.
- Meg - uśmiechnęła się nieznacznie, kierując w moją stronę dłoń, w której zresztą trzymała należącą do mnie zapalniczkę. Odbierając w połowie pusty przedmiot, uścisnąłem pospiesznie jej dłoń, widząc, jak powoli robi się tak ciemno, że można było porównać to do istnych, egipskich ciemności. W odpowiedzi szybko wydukałem swoje imię, podnosząc się równocześnie z miejsca. Dosyć długą chwilę zajęło mi, zanim znalazłem na trawie swoje dwa, czarne uwiązy, idealnie wręcz wtapiające się w mrok. Nie patrząc się już na nic po za końskimi sylwetkami, podbiegłem do jednego z padoków, przyciągający tym samym uwagę kopytnych.
Minuty mijały, czas leciał, a i mróz dawał o sobie znać. Czy jednak przeszkodziło to w czymś holendrowi? Oczywiście, że nie. Biegałem za swym rumakiem od jednego kąta do drugiego, ostatecznie zwabiając go w ślepy zaułek. Wykorzystując sytuację, podpiąłem uwiąz do metalowego kółeczka, opuszczając wraz z gniadoszem pastwiska.
Nieopodal myjki zauważyłem kruczowłosą, rozglądającą się po boksach, najczęściej tych aktualnie zajmowanych przez konie - w końcu, w samej ściółce nie ma nic nadzwyczajnego. Zauważywszy nas, a głównie kolejnego kopytnego do miziania - Dream Catcher'a, przeszła pod jednym z uwiazów, na których był uwiązany, chwyciwszy wcześniej ryżową szczotkę. Z początku nie przerywałem ani sobie, ani dziewczynie żmudnego czyszczenia, kiedy to do mojej głowy wpadł kolejny, szatański pomysł.
- Jeździłaś dzisiaj? - Oparłszy się o grzbiet holendra, spojrzałem na nią wyczekująco, oczekując szybkiej odpowiedzi. Pokręciła przecząco głową, przygryzając równocześnie swoją bladą wargę.
- Zabrzmie może jak skończony kretyn, ale nie chciałabyś na nim pojeździć? - Wskazałem na gniadosza, wychodząc już za myjkę. - Musi choć trochę pojeździć, a ja mam jeszcze jedną kobyłę wziąć na jazdę..
- W sumie, czemu nie - uśmiechnęła się szeroko, klepiąc kopytnego po łopatce. Nie zwlekając już ani chwili dłużej, przyniosłem Meg swój sprzęt, kładąc go w zasięgu wzroku jej szarych tęczówek. Odchodząc w stronę drugiej stajni, przekazałem jej na szybko kilka, cennych wskazówek oraz miejsce, do którego miała się udać z Catcher'em.
<Katastrofa.. Meg?>
- Dopiero przyjechałaś, co? - Przerwałem w końcu ciszę, choć ta ewidentnie pasowała mojej towarzyszce, wpatrzonej zresztą w ekran telefonu. Po chwili oderwała od niego wzrok, jakby przypominając sobie, że poniekąd oczekuję odpowiedzi. W końcu ją dostałem - wzruszyła delikatnie ramionami, ostatecznie twierdząco trzepiąc ciemną czupryną.
- Nieźle załatwiłaś Bridget, muszę przyznać - zaśmiałem się z błądzącym uznaniem, chowając praktycznie pustą paczkę fajek do kieszeni spodni. - Tej zas*anej królewnie trzeba od początku pokazać, gdzie jest jej miejsce.
- Czyli jak rozumiem, widziałeś to? - Również wybuchła cichym śmiechem, jakby przypominając sobie tą całkiem niedawną sytuację - zresztą, nie tylko ona tak zareagowała. Każdy, kto tylko zjawił się na dzisiejszych zajęciach, miał zapewniony całkiem dobry kabaret, zwłaszcza, że mało kto potrafi postawić się blond księżnej, niewątpliwie noszącej się zbyt wysoko.
- Chyba każdy to widział, serio. Wystarczył jeden pisk Bridget, a wszyscy już byli pewni, że ktoś jej zalazł za rude tipsy.
- Meg - uśmiechnęła się nieznacznie, kierując w moją stronę dłoń, w której zresztą trzymała należącą do mnie zapalniczkę. Odbierając w połowie pusty przedmiot, uścisnąłem pospiesznie jej dłoń, widząc, jak powoli robi się tak ciemno, że można było porównać to do istnych, egipskich ciemności. W odpowiedzi szybko wydukałem swoje imię, podnosząc się równocześnie z miejsca. Dosyć długą chwilę zajęło mi, zanim znalazłem na trawie swoje dwa, czarne uwiązy, idealnie wręcz wtapiające się w mrok. Nie patrząc się już na nic po za końskimi sylwetkami, podbiegłem do jednego z padoków, przyciągający tym samym uwagę kopytnych.
Minuty mijały, czas leciał, a i mróz dawał o sobie znać. Czy jednak przeszkodziło to w czymś holendrowi? Oczywiście, że nie. Biegałem za swym rumakiem od jednego kąta do drugiego, ostatecznie zwabiając go w ślepy zaułek. Wykorzystując sytuację, podpiąłem uwiąz do metalowego kółeczka, opuszczając wraz z gniadoszem pastwiska.
Nieopodal myjki zauważyłem kruczowłosą, rozglądającą się po boksach, najczęściej tych aktualnie zajmowanych przez konie - w końcu, w samej ściółce nie ma nic nadzwyczajnego. Zauważywszy nas, a głównie kolejnego kopytnego do miziania - Dream Catcher'a, przeszła pod jednym z uwiazów, na których był uwiązany, chwyciwszy wcześniej ryżową szczotkę. Z początku nie przerywałem ani sobie, ani dziewczynie żmudnego czyszczenia, kiedy to do mojej głowy wpadł kolejny, szatański pomysł.
- Jeździłaś dzisiaj? - Oparłszy się o grzbiet holendra, spojrzałem na nią wyczekująco, oczekując szybkiej odpowiedzi. Pokręciła przecząco głową, przygryzając równocześnie swoją bladą wargę.
- Zabrzmie może jak skończony kretyn, ale nie chciałabyś na nim pojeździć? - Wskazałem na gniadosza, wychodząc już za myjkę. - Musi choć trochę pojeździć, a ja mam jeszcze jedną kobyłę wziąć na jazdę..
- W sumie, czemu nie - uśmiechnęła się szeroko, klepiąc kopytnego po łopatce. Nie zwlekając już ani chwili dłużej, przyniosłem Meg swój sprzęt, kładąc go w zasięgu wzroku jej szarych tęczówek. Odchodząc w stronę drugiej stajni, przekazałem jej na szybko kilka, cennych wskazówek oraz miejsce, do którego miała się udać z Catcher'em.
<Katastrofa.. Meg?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)