niedziela, 18 grudnia 2016

Od Lily C.D Noah`a

Wracając z treningu nie miałam styczności, może na szczęście, może nie, z Noah'em (Jak się to do jasnej patelni to odmienia?!). Nic mi nie mówi zasada "Muszę z nim być przez cały czas i pilnować czy czegoś nie spapra". Szczerze to nawet wolę wziąć książkę i poczytać w towarzystwie kocyka i herbaty. Tak też zrobiłam. Odpaliłam urządzenie zawierające resztki wody i usiadłam ma blacie nie mając nic lepszego do roboty. W tej chwili do kuchni wparował Noah i jakby nigdy nic usiadł w kącie na podłodze przytulając się do kaloryfera.
-Zamknąłeś się w lodówce, czy koń wysłał cię na Antarktydę?- zadrwiłam uśmiechając się pod nosem.
-Ha. Ha. Ha. SZALENIE śmieszne. Zrobisz mi herbaty?- zapytał, choć jego wzrok mówił "Jak nie zrobisz to zepchnę cię z tego blatu". Wzruszyłam tylko ramionami i wyjęłam kolejny kubek i kolejną torebkę. Usiadłam z powrotem opierając się o ścianę. Nikt z nas się nie odzywał. Każdy był we własnym cudownym świecie którego nikt nie był w stanie zakłócić.
-Lila, ty w ogóle nalałaś wody do tego czajnika?- zadał pytanie rozbawiony.
-Nie, była już. Chyba....- zamyśliłam się.
-To popatrz pięknie jak spaliłaś to urządzenie.- wskazał na urządzenie z którego istotnie kłębił się dym.
-Kur*a...- mruknęłam pod nosem niewiedząc co z tym zrobić.
-To co?- ciągnął.
-Wyjmuj garnek. Trzeba sobie jakoś poradzić. A w tym czasie co z tym zrobimy?- czajnik znowu stał się obiektem naszych spojrzeń.
-Zakopiemy...- posłał pełen tajemnic wzrok.
-W ziemi...
-Obok skarpety...
-Pod palmą!- krzyknęłam i się poderwałam odłączając urządzenie. Cóż... Szkoda że tylko kabel poszedł za ręką, a część wiodąca została w gniazdku z oderwanymi drutami.
-Co za szajs nam dają do kuchni?!- warknęłam. Trudno. Ludzie teraz bedą się głowić jak podłączyć tostownik jak to mówię. Chwyciłam urządzenie i na łeb, na szyję wybiegliśmy razem z akademika szukając grobu jego skarpety. Ostatecznie podkradliśmy łopatę ogrodnikowi, i niezauważalnie przeszliśmy do działania. W międzyczasie włączyłam marsz pogrzebowy Chopina z telefonu który tak nie dawno przesłała mi siostrunia bym zdechła i przepadła w piekłach. Jak widać, przydaje się.
-Dobra, Bla Bla Bla... Pożegnajmy naszego dawnego przyjaciela pana Czajnika i zakopmy.- rzucił chłopak rozkładając ręce, po czym dobraliśmy się do łopatki i zakopywaliśmy czarny już czajnik.
-Nikt nic nie widział wracajmy do kuchni....- odłożyłam narzędzie opierając ją o palmę i znikając z chłopakiem jak najszybciej.


Noaś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)