Powoli zaczęłam uspokajać źrebaka. Delikatnie głaskałam go
po pysku i szeptałam do ucha że wszystko będzie dobrze. Mały był tak osłabiony,
że nie mógł się utrzymać a nogach i położył się. Czułam że słabnie z każdą
chwilą co mnie niepokoiło. Czas się niemiłosiernie dłużył, przez co, co chwilę
patrzyłam w stronę chłopaka z niecierpliwością. On także się denerwował i co
chwilę się nerwowo rozglądał. W końcu usłyszeliśmy jak ktoś jedzie.
- W końcu! - powiedziałam z ulgą.
- Pomóżcie nam go zapakować! - powiedział weterynarz.
Tak tez zrobiliśmy. Źrebak strasznie się chwiał na nogach i
musieliśmy go cały czas podtrzymywać, a gdy w końcu znalazł się w przyczepie,
weterynarz odjechał. Ja i Jonathan zostaliśmy ze swoimi końmi i odprowadzaliśmy
odjeżdżającą przyczepę wzrokiem, a gdy zniknęła, odezwałam się:
- Jakim trzeba być potworem, żeby zastawiać sidła na
zwierzęta… - powiedziałam załamana i podeszłam do Jumpera.
- Też tego nie mogę zrozumieć – odparł i wsiedliśmy na swoje
konie.
Nie mieliśmy ochoty na dalszą jazdę, gdyż cały czas mieliśmy
przed oczami rannego źrebaka. Wróciliśmy więc do akademii po południu. Zmęczeni
odprowadziliśmy konie do stajni i się nimi zajęliśmy. Poszliśmy do akademika,
żeby coś zjeść i odpocząć. Nie chcieliśmy wchodzić na stołówkę, więc poszliśmy
do kuchni zrobiliśmy sobie grzanki i po gorącej czekoladzie. Poszliśmy do
salonu, gdzie całe szczęście nikogo nie było, więc mogliśmy usiąść i
porozmawiać w spokoju.
- Dzięki, że mogłam z Tobą nocować od gwiazdami. - odezwałam
się nagle i upiłam łyk gorącego napoju – Było super fajnie – powiedziałam i się
do niego cięło uśmiechnęłam. Chłopak siedział obok mnie, gdyż siedzieliśmy na
kanapie, więc spojrzał na mnie.
< Jonathan? Wybacz że tak długo ;-; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)