Opatuliwszy się mocno kocykiem, który znowuż chwyciłam w dosłownie
ostatniej chwili, pobiegłam kilka kroków, aby dogonić Collin'a, powoli
już znikającego we mgle. Wyszliśmy z pokoju kilka minut wcześniej, a ja
już czułam, jak odpadają mi dosłownie wszystkie kończyny, plus nos i
odkryte uszy. Wtedy zaczynałam żałować, że nie zdecydowałam się na
zabranie czapki, czy też bluzy z kapturem. Byłam zdana na koc, który
mimo wszystko był niewielkim zlepkiem materiału, w dodatku ogrzewającym
już moje zmarznięte ramiona. Nie musiałam zbytnio narzekać, aby chłopak
zauważył moją drżącą szczękę, czy też ogólny wpływ mrozu na moje ciało.
Zdradziła mnie niemalże chmura pary, której pozazdrościłby niejeden z
nałogowych palaczy. Skwitował to jednak cichym śmiechem i poprawieniu
mojego szalika, delikatnie spadającego w kierunku zaśnieżonej ziemi.
Swoją drogą, byłam naprawdę zszokowana nagłą zmianą temperatury. Kto by
pomyślał, że na Florydzie będzie ona ujemna, a zamiast promyków słońca,
spadnie śnieg? Widocznie nie tylko ja byłam zafascynowana tym
zjawiskiem, bo mój telefon co chwila wydzwaniał - jak się okazało, był
to mój 'ukochany' ojciec. Za pewnie dowiedział się z jakichkolwiek
portali o nagłym zachwianiu temperatur i pragnął, abym zarzuciła na
siebie trzy pary skarpet i ocieplane buty. Także, wiedząc, z jakim
zamiarem psuje moje delektowanie się mrozem, wyciszyłam telefon,
ciskając go do tylnej kieszeni jeansów.
- Namolny adorator? - Zaśmiał się brunet, wkładając zziębnięte dłonie do
kieszonek. Zdawał się być coraz bardziej rozśmieszony moją reakcją, a
potem jeszcze moją miną, gdy wykrzywiłam swe usta w nieco nieudanym
uśmiechu.
- Powiedzmy - mruknęłam jedynie, wzdychając po cichu, aby mieć pewność,
że nie będzie drążył dalej tematu, który wyraźnie nie był mi na rękę.
Widząc jednakże, jak odwrócił głowę w mą stronę, byłam pewna, że
oczekiwał rozwoju w kwestii niezręcznej rozmowy. Czując po dłuższym
czasie, jak wciąż mierzy mnie wzrokiem, wymierzyłam delikatny cios
łokciem między jego żebra, jednakże skubaniec odskoczył w porę.
- Chciałabym mieć jakiś talent. W sensie, nie wiem, móc grać na jakimś
instrumencie jak Ty, wiesz, tak z pasją - odezwałam się po chwili,
siadając po środku ośnieżonej łąki na spruchniałym wieki temu płocie,
trzeszczącym delikatnie pod mym ciężarem.
- Może nawet nie wiesz, że robisz coś całkiem dobrze? Ja na przykład,
zafunduję Ci za góra miesiąc laryngologa, a dzięki tobie wyląduje w
wariatkowie, bo kij wie, co siedzi pod Twoją blond czupryną.
- Powiem Ci całkiem szczerze, że sama nie wiem. Prawdopodobnie coś
weszło między moje trybiki, czy Bóg wie między co. Na pewno to jest
powodem mojego nieogarnięcia, ewentualnie kolor włosów, bo to w sumie do
czegoś zobowiązuje - wzruszyłam delikatnie ramionami, strzepując trochę
śniegu z drewnianej belki, powodując tym samym, że prawdopodobieństwo
wstania z tamtąd z mokrym tyłkiem nikło w oczach. Korzystając z
sytuacji, brunet zajął otrzepane miejsce, co było niewątpliwym błędem.
Po chwili dołączyłam do naszego ciężaru moje wymachy nogami, co
spowodowało upadek wiekowego płotu do tyłu, i jego rychłą śmierć. Z
początku leżeliśmy na jego zwłokach nieco zdziwieni, jednak kiedy doszło
do nas, co właściwie się stało, wybuchliśmy nieprzerwanym przez kilka
minut śmiechem, od którego swoją drogą, zaczął pierońsko boleć mnie
brzuch. W końcu, w każdym zachowaniu jest drobny druczek, albo w tym
wypadku efekt uboczny, jak kto woli. W końcu wstaliśmy z nieznikającym
rozśmieszeniem obserwując szkody na czyimś terenie, jak i przemoczone
ubrania, będące powodem dodatkowych, nieuniknionych drgawek.
- Lubisz jeść śnieg? - Usłyszałam za plecami głos chłopaka, na co chcąc
nie chcąc, odwróciłam się do tyłu. Naiwnie wpatrując się w jego szare,
wtapiające się w tło oczy nie dostrzegłam, kiedy Collin wymierzył we
mnie jeden, trafny cios śnieżną kulą. Jedyne co poczułam, to to
niewyobrażalne zimno towarzyszące odłamkom lodu, spływającym tuż pod
moją bluzką. Przez chwilę stałam jak oniemiała, trzepiąc z zimna głową,
jednakże dosyć szybko się opamiętałam - skoro chciał wojny, to ją
dostanie, a co! Po chwili śnieg latał od jednej strony do drugiej,
powodując, że w dosyć krótkim czasie ociekaliśmy wręcz wodą, a jedyne o
czym marzyłam to coś ciepłego, czym mogłabym się opatulić w drodze
powrotnej.
Collin? C:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)