czwartek, 22 grudnia 2016

Od Jade C.D Collin'a

Ku mojemu ogromnemu niezadowoleniu, śnieg pomimo, że spadał ostatnimi czasami gęsto i obficie, to nie zachował się do świąt, co niewątpliwie ugodziło w moje serce - od dawna nie widziałam śniegu w tą jedną, magiczną noc w roku, a więc miałam nadzieję, że o ironio, tu, na Florydzie go zastanę. Zamiast białych, puchowy płatków śniegu otrzymałam jeden, wielki mróz, utrzymujący się od dobrych, kilkunastu dni. Nie widząc więc innej opcji, aniżeli spędzenie największych zamieci w pokoju, często gęsto siedziałam na swym łóżku, szczelnie opatulona kocem. Na zmianę a to słuchałam muzyki, oglądałam filmy z Collin'em lub czytałam ulubione książki, robiąc sobie przerwy jedynie na wypady do toalety, ewentualnie na posiłki, odbywające się na dole. Każdy dzień przypominał poprzedni, nie różniąc się zbytnio od siebie. Dodatkowo, Collin rzeczywiście wykrakał mi chorobę, przez co otrzymałam co najmniej tygodniowy zakaz pojawiania się w stajni. Kiedy to wreszcie wyzdrowiałam, wstałam wcześnie rano z łóżka (co było u mnie rzadkością) aby oznajmić całemu światu, że blond włosa Jade Snowdon'ówna magicznie ozdrowiała, robiąc to naturalnie na polu. Moje plany pozostały jednak odrzucone w siną dal, gdy okazało się, że mój "odwieczny" towarzysz zostawił mnie na pastwę losu z Thomas'em, wybywając przy okazji z pokoju, nic nikomu o tym nie mówiąc. No ale, w końcu był dorosły, prawda? Jako, że mi nic do tego, gdzie ciemnowłosy się podziewa, zajęłam się zwalczaniem samotności, choć z początku nie wiedziałam, kto mógłby mi w tym pomóc - nie będę ukrywać, życie bez towarzystwa w postaci Collin'a wydawałoby się być cięższe, aniżeli myślałam na początku. Wtem mnie olśniło - tak jakby jestem w Akademii Jeździeckiej, czyż nie? Zazwyczaj w takich miejscach jest multum koni - tu ich również nie brakowało. Ubierając w pośpiechu kurtkę i oficerki, już mniej więcej planowałam, jak zagospodaruję wolną garstkę czasu. Oczyma wyobraźni już właściwie byłam w stajni, kiedy to mój zapał został nieco ostudzony - właściwie już zmierzchało, co oznaczało, że zostały mi góra dwie - trzy minuty do kolacji, o czym świadczył również mój niezawodny, nieco już głodny informator - żołądek, czy kij wie, kto jeszcze. Tak więc, nie zwlekając już zbyt długo, tym razem na czas zjawiłam się w jadalni, a po chwili dołączył do mnie Collin.
~*~
Chłopak powoli oddalił się do tyłu, pozwalając mi na otwarcie oczu. Nie czekając więc na ponowną zachętę, momentalnie uchyliłam swe powieki - widząc siebie w lustrze z pięknym, srebrnym naszyjnikiem na szyi, zaniemówiłam z wrażenia, przykrywając usta otwartą dłonią. Przysięgam, słyszałam jak brunet po cichu wydmuchuje wstrzymane powietrze, uśmiechając się przy tym pod nosem. Odwróciwszy się na pięcie, podeszłam do Collin'a, mocno obejmując go w pasie. Pomimo początkowego zszokowania, również przytulił mnie do siebie, robiąc to jednakże lżej, aniżeli ja - za co z miejsca serdecznie mu dziękuję! Po chwili eksploatacji wspólnego ciepła, oddaliłam się nieco, spoglądając w szare, pogodne oczy bruneta. W dłoni miętoliłam srebrne serduszko, opuszkami palców badając każdy, nawet najmniejszy koniuszek ozdoby.
- Czyli jednak stwierdziłaś, że zasługuję? - Podśmiechując się za pewne z mojej osoby, uniósł swoją brew w górę, jak gdyby nigdy nic wpatrując mi się również w oczy. Czując mieszające się z powietrzem skrępowanie mojej osoby, przyniosłam wzrok na naszyjnik, delikatnie się przy tym uśmiechając.
- Tylko jak ja Ci się odwdzięczę? - No właśnie, jak? Westchnąwszy po cichu, włożyłam obie dłonie do kieszeni swej bordowej bluzy, przypominając sobie równocześnie, że święta są tuż - tuż, a ja właściwie nie mam dla nikogo prezentu.. Przydałby się dla brata, no i przy okazji dla ojca, właścicieli Akademii, kilku znajomych z Kanady no i.. Collin'a, oczywiście. Obawiałam się jednakże, że nie trafię w jego gusta, kupię coś złego, co mu się nawet nie spodoba.. Na szczęście z rozmyślań wyrwał mnie sam obiekt zainteresowania.
- Uznajmy to za przedświąteczny prezent - i, po prostu uśmiechnąwszy się lekko, wkroczył do łazienki. Na szczęście nie siedział w niej zbyt długo, jednakże wystarczająco, abym zdążyła usiąść na oknie i podziwiać widoki za oknem. W sumie, to widziałam jedynie mgłę, w której nie było nic interesującego - po prostu miało to wyglądać, że jestem niezwykle zajęta uporczywym wpatrywaniem się w okno.
- Zagraj mi coś, Collin - rzuciłam szybko, słysząc, jak drzwi od łazienki. Nie miał tym razem wyjścia - obawiam się, że byłabym gotowa udusić go przytulasem po raz wtóry.
<Collin? ^^>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)