piątek, 23 grudnia 2016

Od Jade C.D Collin'a

Przecież nie mogło być idealnie, prawda? Wtedy byłoby za łatwo, a przecież tak być nie może! Jejku, nigdy nie spodziewałam się, że kiedykolwiek pójdę na lodowisko, a tym bardziej, że pójdę na nie z Collin'em. Nawiasem mówiąc, to chłopak okazał się być całkiem dobry instruktorem, a od momentu w którym zaczęłam go słuchać i delikatnie poluzowałam swe nadszarpnięte nerwy - wtem szybko przejeżdżający mężczyzna trącił mnie ramieniem, podczas gdy ja wciąż byłam mocno przyczepiona do bruneta. Był moją ostatnią deską ratunku właściwie do ostatniego momentu - utraciwszy równowagę spadłam wprost na niego, czyli jakby nie patrzeć, uratował mi po raz kolejny zdrowie, jeśli nie tak, jak twierdzi - życie. Nieco oszołomiona, jak gdyby nigdy nic leżałam na powalonym towarzyszu, ułamek sekundy później przewalając się na lód, co by chłopakowi ulżyć. Właściwie to chciałam od razu wstać, tak, jak to podpowiadał mi mój instynkt (tak, na pewno ten przetrwania!), jednakże wydawało się to być "nieco" niewykonalne. Znając moje zdolności do jazdy i szczęście, tak czy inaczej zsunęłam bym się albo z powrotem na chłopaka, albo na miejsce obok niego, tym razem jednak z bardziej opłakanymi skutkami. Tymczasem, jedyne co mi było, to ból głowy z okazji swojej głupoty, no i współczucie dla szarookiego, gdyż mogłam sobie tylko wyobrażać, co mógł poczuć przy takim upadku.
- Collin? Wszystko dobrze? - Nachyliłam się delikatnie nad jego twarzą, dłońmi obejmując go za ramiona. Po chwili podniósł się, pod nosem przeklinając po cichu w stronę faceta, już od jakiegoś czasu nie pojawiającego się w naszym polu widzenia. Chwilę rozmasowywał dłonią za pewne bolące, okryte ramię, jednakże niezbyt długo trwała ta "chwila słabości" - szybciutko zebrał się w garść, zgrywając rzymskiego herosa. Wywróciwszy jedynie oczami na jego zapewnienia, wypytywałam go co chwila o nowe dolegliwości - był w tej kwestii nieugięty, i mimo wszystko wciąż uparcie twierdził, że mam wstać i ponownie spróbować jeździć. Widząc, że zbyt dużo w tym temacie nie ugram, wstałam łapiąc się za wyciągniętą w moim kierunku, jego dłoń, nie pewnie chwiejąc się na łyżwach. Niezbyt długo zajęło Collin'owi wrócenie do swej "dawnej" postaci. Nie wiem, czy minął nawet kolejny kwadrans, kiedy to cicho podśmiechiwał się z moich nieudolnych prób, tracąc przy tym powoli cierpliwość - czułam wręcz, jak gryzie się po policzkach, kiedy to po raz wtóry zachwiałam się, uczepiając się go niczym mała, wku*wiająca małpka. Kto wie, może nawet za taką mnie miał? Tak czy inaczej, ostatecznie przejechałam kilka metrów - byłam jednakże bardziej zmęczona, aniżeli kobieta z nadwagą biegnąca w maratonie.
~*~
- Colluch.. Postaw mnie, nooo! - Jęknęłam niezadowolona ze swego położenia, kiedy to chłopak uparł się, że wrócę do Akademii na jego plecach. Cóż mi pozostało? Od czasu do czasu ciągłam za koniuszki jego ciemnych włosów, mając nadzieję, że to w czymś pomoże - wtedy brunet jedynie mocniej ściskał moje łydki, którymi obejmowałam go w pasie. Właściwie to było mi całkiem cieplusio i wygodnie, więc w końcu oparłam jedynie głowę na jego ramieniu, patrząc na dachy budynków, które ni stąd, ni z owąd, pojawiały się zza drzew. Jakby wierząc mojej intuicji, to według niej Akademia była spory kawałek drogi dalej, jednak i taki argument do niego nie przemawiał i, jak gdyby nigdy nic, niósł mnie dalej.

<Collin? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)