piątek, 23 grudnia 2016

Od Collin'a C.D Jade

Nie wiem jakim cudem blondynce udało się namówić mnie na jazdę o tej porze. Cóż, może miała jakiś magiczny dar przekonywania. Po chwili, zostałem sam, siłując się z oficerkami. Jeszcze tylko bluza, kurtka i możemy ruszać. Już po drodze myślałem nad koniem, którego wezmę. Oczywiście wybór zawsze sprowadzał się do Oriona. Ten gniadosz szczególnie przypadł mi do gustu. Sylwetka Jade mignęła mi w dużej stajni. Potem do niej zajrzę. Zgarnąłem wszystko, co Oriona, z siodlarni i ruszyłem w stronę boksów z pojedynczymi padokami. Taki sam samotnik z niego jak ze mnie. Całkiem szybko udało mi się z tym wszystkim uwinąć.
- No, mały, udamy się dzisiaj na małą przejażdżkę…- westchnąłem, robiąc ostatnie pociągnięcia szczotką.
Kiedy się ze wszystkim uwinąłem, uwiązałem go przed dużą stajnią i poszedłem zobaczyć, jak z Jade. Nie wiem jakim cudem udało mi się ją znaleźć. Widziałem jak się po coś schyla. Wiedziałem, że to się nie skończy dobrze. Przyspieszyłem kroku. Koń z ogromny zainteresowaniem badał zapach blondynki. Katastrofa czaiła się za rogiem. Ogier przymierzył się do uderzenia i z impetem w nią uderzył. W ostatniej chwili udało mi się ją złapać. I to jeszcze sam prawie się nie wywaliłem. Odetchnąłem głęboko.
- Kobieto, ty byś się beze mnie zabiła- postawiłem ją do pionu.
- Nie prawda. To wszystko jego wina- wskazała palcem na ogiera.
- No tak, jasne, zwalaj winę na zwierzę. Jade, zachowujesz się niepoważnie- powiedziałem teatralnym, wyniosłym tonem- Mogłabyś w końcu wydorośleć.
- Jasne jasne, odezwał się pan mądry- przewróciła oczami, uśmiechając się pod nosem.
- Dobra daj mi to, pomogę ci- wyciągnąłem kopystkę i zacząłem czyścić ogierowi kopyta.
- Umiem sobie poradzić, nie musisz mnie wyręczać- mruknęła.
- Okej, masz, dam ci go wyczyścić- zmieniłem kopyto.
~*~
Godzinę później mogliśmy już ruszać. Obyło się już bez większych problemów. Wszędzie panowała cisza. Przerywały ją tylko kroki kopyt i oddechy koni. Zatrzymaliśmy się nad jakimś stawem. Do mojej głowy wpadł kolejny, świetny pomysł. Z początku miała to być ślizgawka tutaj, ale to byłoby nierozsądne z mojej strony.
- Jade, wróćmy do akademii. Mam pomysł- już chciała zaprotestować, ale ją powstrzymałem.
Kiedy tylko tam dotarliśmy, zdradziłem jedynie, że musi pojechać ze mną do miasta. Niechętnie, aczkolwiek zgodziła się. Przebrałem się w jakieś inne ubrania, wziąłem portfel i telefon i potem już tylko czekałem na Jade. Zabrałem ją do wsi, na przystanek autobusowy i do Miami. W drodze jeszcze wszystko dokładnie sprawdzałem.
Celem tej podróży było oczywiście lodowisko. Blondynka wyrywała się pod pretekstem, że nie umie jeździć, ale zaciągnąłem ją tam siłą. No, ostatecznie przerzuciłem przez ramię jak worek ziemniaków i zaniosłem. Sam jeździłem na łyżwach ledwo pięć razy, ale nie szło mi najgorzej. Wykupiłem dla nas godzinę i wziąłem łyżwy. Potem, powoli i trzymając dziewczynę za rękę, wprowadziłem nas na taflę. Blondynka, od razu po wejściu, kurczowo złapała się mojej ręki, jakby od tego miało zależeć jej życie.
- Spokojnie, to tak jak z jazdą na rolkach- spojrzałem na nią, trzymając jednocześnie.
- Ale… Na rolkach to jeździłam ostatni raz jakieś pięć lat temu…- wymamrotała.
- Oj dasz radę- chwyciłem ją za rękę- Zobacz. Jeden krok do przodu, potem drugi i powoli jedziesz.
Jakoś zaczynała łapać. Jednak, żeby nie było tak kolorowo, jakiś pacan, który obok nas przejeżdżał z niemałą prędkością, trącił trochę Jade. Blondynka w efekcie lekkiej paniki i zatracenia równowagi, przewróciła się. Oczywiście, żeby nie było, pociągnęła mnie za sobą.

<Jade?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)