Nie wiem jakim cudem blondynce udało się namówić mnie na jazdę o tej
porze. Cóż, może miała jakiś magiczny dar przekonywania. Po chwili,
zostałem sam, siłując się z oficerkami. Jeszcze tylko bluza, kurtka i
możemy ruszać. Już po drodze myślałem nad koniem, którego wezmę.
Oczywiście wybór zawsze sprowadzał się do Oriona. Ten gniadosz
szczególnie przypadł mi do gustu. Sylwetka Jade mignęła mi w dużej
stajni. Potem do niej zajrzę. Zgarnąłem wszystko, co Oriona, z siodlarni
i ruszyłem w stronę boksów z pojedynczymi padokami. Taki sam samotnik z
niego jak ze mnie. Całkiem szybko udało mi się z tym wszystkim uwinąć.
- No, mały, udamy się dzisiaj na małą przejażdżkę…- westchnąłem, robiąc ostatnie pociągnięcia szczotką.
Kiedy się ze wszystkim uwinąłem, uwiązałem go przed dużą stajnią i
poszedłem zobaczyć, jak z Jade. Nie wiem jakim cudem udało mi się ją
znaleźć. Widziałem jak się po coś schyla. Wiedziałem, że to się nie
skończy dobrze. Przyspieszyłem kroku. Koń z ogromny zainteresowaniem
badał zapach blondynki. Katastrofa czaiła się za rogiem. Ogier
przymierzył się do uderzenia i z impetem w nią uderzył. W ostatniej
chwili udało mi się ją złapać. I to jeszcze sam prawie się nie
wywaliłem. Odetchnąłem głęboko.
- Kobieto, ty byś się beze mnie zabiła- postawiłem ją do pionu.
- Nie prawda. To wszystko jego wina- wskazała palcem na ogiera.
- No tak, jasne, zwalaj winę na zwierzę. Jade, zachowujesz się
niepoważnie- powiedziałem teatralnym, wyniosłym tonem- Mogłabyś w końcu
wydorośleć.
- Jasne jasne, odezwał się pan mądry- przewróciła oczami, uśmiechając się pod nosem.
- Dobra daj mi to, pomogę ci- wyciągnąłem kopystkę i zacząłem czyścić ogierowi kopyta.
- Umiem sobie poradzić, nie musisz mnie wyręczać- mruknęła.
- Okej, masz, dam ci go wyczyścić- zmieniłem kopyto.
~*~
Godzinę później mogliśmy już ruszać. Obyło się już bez większych
problemów. Wszędzie panowała cisza. Przerywały ją tylko kroki kopyt i
oddechy koni. Zatrzymaliśmy się nad jakimś stawem. Do mojej głowy wpadł
kolejny, świetny pomysł. Z początku miała to być ślizgawka tutaj, ale to
byłoby nierozsądne z mojej strony.
- Jade, wróćmy do akademii. Mam pomysł- już chciała zaprotestować, ale ją powstrzymałem.
Kiedy tylko tam dotarliśmy, zdradziłem jedynie, że musi pojechać ze mną
do miasta. Niechętnie, aczkolwiek zgodziła się. Przebrałem się w jakieś
inne ubrania, wziąłem portfel i telefon i potem już tylko czekałem na
Jade. Zabrałem ją do wsi, na przystanek autobusowy i do Miami. W drodze
jeszcze wszystko dokładnie sprawdzałem.
Celem tej podróży było oczywiście lodowisko. Blondynka wyrywała się pod
pretekstem, że nie umie jeździć, ale zaciągnąłem ją tam siłą. No,
ostatecznie przerzuciłem przez ramię jak worek ziemniaków i zaniosłem.
Sam jeździłem na łyżwach ledwo pięć razy, ale nie szło mi najgorzej.
Wykupiłem dla nas godzinę i wziąłem łyżwy. Potem, powoli i trzymając
dziewczynę za rękę, wprowadziłem nas na taflę. Blondynka, od razu po
wejściu, kurczowo złapała się mojej ręki, jakby od tego miało zależeć
jej życie.
- Spokojnie, to tak jak z jazdą na rolkach- spojrzałem na nią, trzymając jednocześnie.
- Ale… Na rolkach to jeździłam ostatni raz jakieś pięć lat temu…- wymamrotała.
- Oj dasz radę- chwyciłem ją za rękę- Zobacz. Jeden krok do przodu, potem drugi i powoli jedziesz.
Jakoś zaczynała łapać. Jednak, żeby nie było tak kolorowo, jakiś pacan,
który obok nas przejeżdżał z niemałą prędkością, trącił trochę Jade.
Blondynka w efekcie lekkiej paniki i zatracenia równowagi, przewróciła
się. Oczywiście, żeby nie było, pociągnęła mnie za sobą.
<Jade?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)