-A... Spoko. Przyjdę pooglądać.- uśmiechnęłam się.
-Zapraszam. A ty co robisz?- odbił piłeczkę.
-Nie wiem. Może pójdę na dodatkowe, albo na spacer... A później chcę spróbować jazdy na Spartanie.- głowę na chwilę ogarnęły myśli o gniadoszu. Co prawda zaczął jeść ale nadal mam wątpliwości co do jazdy na nim. Trzeba kiedyś spróbować. Pożegnaliśmy się krótko i każdy odszedł w swoją stronę. Dobra... czas się za coś zabrać. Pierwsza myśl- stajnia. Nie wnikając bardziej w kolejność zaczęłam od wyprowadzenia pary wierzchowców na padok. Nie protestowali, nawet się cieszyli na wiadomość, że będą mogli rozprostować nogi. Po tym jak Nirvana urodziła Narnię długo zastanawiałam się czy nie pokryć Moon. Na przykład ze Spartanem. I nadal nie wiem czy tak czy nie. W ciszy słuchając muzyki na słuchawkach sprzątałam boksy, napełniając śniadaniem żłoby, oraz świeżą wodą poidła. Powinno być dobrze. Teraz można je spokojnie wyczyścić. Albo lepiej nawet pójść pod myjkę. Zaczęłam od Moon. Ciepła woda wymieszana z szamponem spływała kaskadami z jej grzbietu. Kara stała spokojnie nie czując specjalnie stresu czy pośpiechu. Spokojna i opanowana czekała, aż skończę i zaprowadzę ją do solarium. Nie musiała długo czekać. Właściwie już skończyłam. Żwawym krokiem dotarłyśmy do tętniącego ciepłem pomieszczenia. Akurat było wolne więc szybko się uporałyśmy. Teraz już stała w boksie i zajadała się paszą a powtórzyłam te same czynności ze Spartanem. Siedząc bezczynnie czekając aż rumaki skończą posiłek wyjrzałam na tor do motocrossu. Akurat jechał szybkim tępem Caleb. Przyglądałam się z małym uśmiechem jego wykonywanym sztuczkom.
Cal?
-Zapraszam. A ty co robisz?- odbił piłeczkę.
-Nie wiem. Może pójdę na dodatkowe, albo na spacer... A później chcę spróbować jazdy na Spartanie.- głowę na chwilę ogarnęły myśli o gniadoszu. Co prawda zaczął jeść ale nadal mam wątpliwości co do jazdy na nim. Trzeba kiedyś spróbować. Pożegnaliśmy się krótko i każdy odszedł w swoją stronę. Dobra... czas się za coś zabrać. Pierwsza myśl- stajnia. Nie wnikając bardziej w kolejność zaczęłam od wyprowadzenia pary wierzchowców na padok. Nie protestowali, nawet się cieszyli na wiadomość, że będą mogli rozprostować nogi. Po tym jak Nirvana urodziła Narnię długo zastanawiałam się czy nie pokryć Moon. Na przykład ze Spartanem. I nadal nie wiem czy tak czy nie. W ciszy słuchając muzyki na słuchawkach sprzątałam boksy, napełniając śniadaniem żłoby, oraz świeżą wodą poidła. Powinno być dobrze. Teraz można je spokojnie wyczyścić. Albo lepiej nawet pójść pod myjkę. Zaczęłam od Moon. Ciepła woda wymieszana z szamponem spływała kaskadami z jej grzbietu. Kara stała spokojnie nie czując specjalnie stresu czy pośpiechu. Spokojna i opanowana czekała, aż skończę i zaprowadzę ją do solarium. Nie musiała długo czekać. Właściwie już skończyłam. Żwawym krokiem dotarłyśmy do tętniącego ciepłem pomieszczenia. Akurat było wolne więc szybko się uporałyśmy. Teraz już stała w boksie i zajadała się paszą a powtórzyłam te same czynności ze Spartanem. Siedząc bezczynnie czekając aż rumaki skończą posiłek wyjrzałam na tor do motocrossu. Akurat jechał szybkim tępem Caleb. Przyglądałam się z małym uśmiechem jego wykonywanym sztuczkom.
Cal?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)