Przestaniesz się wreszcie na mnie gapić?- Warknęłam
zdenerwowana na chłopaka podpierającego się o biały płot wydzielający parkur.
-Hmm... Nie?- pytanie retoryczne odbiło się po najbliższym
terenie.
-To masz problem.- mruknęłam zadziornie. Kocham pobudzać ich
ciekawość a potem rujnować plany... To tak satysfakcjonuje...
-Chyba ty.- parsknął na moje słowa. Widocznie nie zrozumiał.
-Nie, ja jadę w teren więc sobie nie pooglądasz.-
uśmiechnęłam się triumfalnie. Calum- bo tak miał na imię nowy członek-
westchnął pod nosem i opuścił nas. Jednak dziwnie pokierował się w stronę
stajni... Nie przejmując się zbytnio wyjechałam za ogrodzenie akademii i
popędziłam w stronę jeziora. Szkoda, że panowała zima... Mimo że na Florydzie i
tak jest ciepło to... Potrafi być zimno. Moon pędziła przed siebie bez
zastanowienia ufając, że wiem co robię. Na horyzoncie było widać spokojną taflę
zbiornika. Nie było nikogo. Tylko poszczególne ptaki na drzewach. Zsiadłam z
klaczy, odpinając jej odpowiednie paski i puszczając wolno. Przydałaby mi się
chwila spokoju. Usiadłam na krańcu pomostu i wpatrywałam się przez dłuższy czas
w wodę. Dużo się zmieniło w akademii. Napewno dużo od mojego przyjazdu.
Dołączyło, ale i odeszło wiele osób, koni, wybudowano więcej obiektów, zaczęto
prowadzić zajęcia dodatkowe... Zastanawiam się nad pracą po ukończeniu
akademii. Pewnie nadal będę jeździć, ale czy to na pewno to? Moon za jakiś czas
będzie mieć źrebaka. Urocze stworzenie. Moje powieki stawały się coraz cięższe.
Wachlarz rzęs powoli zakrywał szare tęczówki.
-Chciałaś mnie tam zostawić?- wybudził mnie w ostatnim
momencie męski nieco rozbawiony ale i obrażony głos.
-Oczywiście. Podziwiam jak się zebrałeś po kacu.-
uśmiechnęłam się wrednie.
-Takie miłe słowa od ciebie to rzadkość mam rozumieć.-
spojrzał jakby czegoś nie rozumiał. Pokiwałam głową i wróciłam do obserwowania
jeziora. Nie upłynęło dużo czasu a oberwałam czymś twardym. Odwróciłam się
posyłając wzrok godzien mordercy. Kto śmie przerywać mój spokój?! Ach No tak...
Chłopak siedział na gałęzi i rzucał przypadkowymi owocami drzew które już dawno
zdążyły nabrać ciemniejszej barwy.
-Idziesz gdzieś wieczorem?- zapytał.
-Nie. A co?- odparłam wzdychając.
-Pojedziesz ze mną dzisiaj na imprezę do klubu?
-Jeszcze ci mało?- zerknęłam zaskoczona. Uśmiechnął się
głupio.- No dobra. I tak nie mam co robić.- wygrzebałam z ziemi płaski kamyk i
rzuciłam go w stronę wody odbijając się od tafli dwa razy.
-Wracamy?- zaproponował.
-Po co?
-Nie zimno ci? Jeździsz bez toczka i w zaledwie bluzie.-
zmierzył mnie wzrokiem.
-Nie. Tak mi jest wygodniej.- odparłam trochę milej. -Poza
tym nie chcę jeszcze sprzątać łajna.- dodałam.
-Ale nie długo obiad.
-Trudno, zjem później. Jak chcesz to wracaj sam.- mruknęłam.
Calum? Wybacz że tak długo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)