poniedziałek, 12 grudnia 2016

Od Lily C.D Naomi

-Sama nie wiem...- dłużej się zastanawiałam nad tym. Nie miałam specjalnej ochoty gdzieś jechać. Tylko leżeć i leżeć... No ale za coś trzeba się zabrać. -Może na spacer? Konie zabieramy.- zamieniłam propozycję.
-Jasne.- skinęła głową kierując się do stajni. Potrzebuję na chwilę spróbować czegoś innego niż jazda konna. Wchodząc przez duże wrota, spotkałam się z kilkoma końskimi głowami oczekując na odrobinę zainteresowania nimi. Nie czekały długo już po chwili budynek stał się pobojowiskiem. Tłumy jak najszybciej starały się dostać po choćby najmniejszą część sprzętu dla swoich kopytnych.
-Cześć Valegro, co tam przystojniaku?- spokojne muskanie pyskiem o moją bluzę było wystarczającą odpowiedzią. Uśmiechnęłam się tylko i chwyciłam szczotki. Kto by chciał się pokazywać z koniem którego przykrywa płaszcz kurzu. Miękką szczotką, podśpiewując pojedyncze nutki od piosenki, a w myślach wydzierając się na cały głos tekstem, jeździłam strzepując grudki pyłu. Zrobiło się całkiem duszno. Na szczęście okno było uchylone.
-Li, ile trwa zakładanie kantara z uwiązem?- głos Naomi próbował się przedrzeć przez harmider. Dziewczyna podpierała się o drzwiczki. Musiała się jednak odsunąć. Posłałam jej przepraszający uśmiech i gestem zachęciłam ją do opuszczenia budynku. Ta pokręciłam tylko głową i bez większych protestów udałyśmy się z wierzchowcami w stronę lasu. Co jakiś czas ptaki wesoło podśpiewywały mimo pory roku. Wiatr delikatnie się przedostawał przez brakujące w liście gałęzie. Nie miałam z tym większych problemów.
-Jedziesz gdzieś teraz na święta?- spytała po chwili milczenia.
-Sama nie wiem. Może do rodziców ale raczej nie. Ojciec znowu zachorował.- westchnęłam.
-Współczuję...- znowu zatraciłyśmy się w ciszy. Przynajmniej póki dźwięk telefonu Nao nie sprowokował jej do odbioru połączenia.

~Halo?
~Naomi? Wracaj teraz do Akademi.
~Coś się stało?
~To nie jest rozmowa na telefon. Pospiesz się. Jest z tobą ktoś?
~Lily.
~Warto by było żebyście były obydwie. Muszę kończyć. Pa.

Nim moja towarzyszka zdążyła coś powiedzieć rozmówca rozłączył się.
-Kto to był?- zapytałam przystając.
-Mia. Wracajmy. Chyba coś się stało.
-Może jakiś koń wyżarł paczkę chipsów.- zadrwiłam. Jednak nie widząc uśmiechu u Naomi, a coraz większe zmarnienie kontynuowałam swoją wypowiedź. -Oj, nie bierz tego na poważnie. Wszystko jest w porządku.
-Sama nie wiem... W każdym razie, wracajmy...
-Jedziemy?
-No dobra.- weszła na pobliski głaz przekładając nogę nad grzbietem <>. Nie zostało mi nic innego jak zrobić to samo.
-Teraz tylko nie spadnijmy...- zachwiała się lekko po czym dała mocną łydkę. Efektem czego <> wystartował porządnym galopem. Po chwili towarzyszyłam tuż obok dziewczyny przekręcając się to w jedną, to w drugą stronę.

Nao? Sorka że długo, i krótko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)